Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krakowscy strażacy przez wieki

Paweł Stachnik
Krakowscy strażacy z II poł. XIX w.
Krakowscy strażacy z II poł. XIX w. Anna Kaczmarz
Historia. Ogień był jednym z największych zagrożeń dla Krakowa, dlatego miasto od wieków starało się przed nim bronić i zabezpieczać.

Pożary od najdawniejszych czasów były jednym z najważniejszych zagrożeń dotykających miasta. Drewniana zabudowa, ciasne uliczki, powszechne używanie ognia do oświetlania i ogrzewania sprawiały, że średniowieczne, a i późniejsze miasta co jakiś czas trawione były pożarami.

Plaga dotknęła Krakowa
Ogień zagroził miastu m.in. w 1125 (pierwszy udokumentowany pożar miasta, a na pewno były wcześniejsze), 1230, 1306, 1367, 1528, 1604 itd., itd. Szczególnie w historii Krakowa zapisała się gigantyczna pożoga z 18 lipca 1850 r., która była największym pożarem miasta w XIX w., pociągnęła za sobą wielkie straty i zahamowała na jakiś czas rozwój ośrodka.

Nic więc dziwnego, że od samego początku władze miejskie starały się zorganizować jakąś formę obrony przeciwogniowej. Wiemy, że rozporządzenia w tej sprawie krakowska rada miejska wydała m.in. w 1374 i 1375 r. Zawierały one zalecenia przeciwpożarowe i groziły karami za ich nieprzestrzeganie, uwzględniały też procedurę gaszenia pożarów.

I tak w razie ognia mieszkańcy zagrożonego kwartału mieli zgromadzić się w wyznaczonym punkcie, a następnie udać stamtąd na miejsce wypadku i przystąpić do działania. Nad bezpieczeństwem ogniowym w mieście czuwał tzw. hutman ratuszny, a od XVIII w. tzw. dziesiętnicy domów (co dziesiąty właściciel domu odpowiadający za 10 budynków). W 1794 r. obrona ogniowa miasta została powierzona Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej, cechom i kominiarzom. Funkcję strażaków miała pełnić czeladź i wyrobnicy zaopatrzeni w topory, osęki i konwie z wodą.

Oczywiście jedynym środkiem walki z ogniem była woda. W każdym domu były też narzędzia gaśnicze (łopata, siekiera, bosak itp.), a przy każdej studni miejskiej znajdował się zbiornik zwany kufą. Na miejsce pożaru wodę dostarczano w beczkach lub konnych beczkowozach. Bezpośrednio na ogień lano ją ze skórzanych wiader lub z ręcznie poruszanej drewnianej pompy nazywanej z niemiecka szprycą. Szpryca weszła do przeciwpożarowego użytku w XVII w. i była na wyposażeniu strażaków aż do 2 połowy XIX w.

Obrona przeciwogniowa
22 kwietnia 1802 r. z rozporządzenia C.K. Gubernium Galicji Zachodniej ukazał się bardzo ciekawy "Porządek względem gaszenia pożarów w stołecznym mieście Krakowie", który w 140 paragrafach ustalał i porządkował zasady obrony przeciwogniowej. Za informowanie o wybuchu pożaru odpowiedzialny był strażnik na wieży mariackiej. W momencie dostrzeżenia ognia miał on uderzyć w dzwon oraz wywiesić w kierunku pożaru czerwoną chorągiewkę (w dzień) lub czerwoną latarnię (w nocy). Przez tubę wykrzykiwał też nazwę miejsca pożaru.

Ta przeciwpożarowa funkcja strażaka-hejnalisty przetrwała długie lata. Hejnaliści informowali o pożarach - choć już przy użyciu nowocześniejszych środków technicznych, a mianowicie telefonu - jeszcze w latach 20. i 30. XX w.
Wróćmy jednak do XIX w.: w 1838 r. ówczesna straż ogniowa w Krakowie składała się ze szprycmajstrów, pompiarzy i tzw. kolumny ogniowej, czyli pomocników rzemieślniczych i budowlanych zobowiązanych do stawienia się do pomocy przy każdym pożarze.

Członkowie kolumny nosili blaszane hełmy i ochronne kurtki z czarnego drelichu. Jak piszą specjaliści, system ochrony przeciwpożarowej oparty na pospolitym ruszeniu, bez należytego fachowego przeszkolenia, istniał w Krakowie aż do 1850 r., czyli wspomnianego już wielkiego pożaru, który strawił sporą część miasta. Pożar ten był przełomem dla krakowskiego pożarnictwa. Jeszcze w tym samym roku rada miasta powiększyła tabor straży pożarnej, zakupiła nowy sprzęt, a w ciągu kilkunastu lat ośmiokrotnie zwiększyła liczbę strażaków: z 5 do 40.

Prawdziwa straż
W latach 60. XIX r. z inicjatywą stworzenia w Krakowie prawdziwej straży pożarnej wystąpił ówczesny marszałek krajowy hr. Adam Potocki. Dzięki niemu powstało pod Wawelem stowarzyszenie Ochotniczej Straży Ogniowej liczące 200 osób, a którego członkowie zobowiązywali się pełnić służbę pożarniczą i brać udział w ćwiczeniach.

Do krakowskiej OSO należała młodzież rzemieślnicza i studencka, a jej siedzibą były pierwotnie Sukiennice, później zaś pobliski odwach na Rynku. Prezesami OSO byli wiceprezydenci miasta (m.in. J. Dietl i K. Rolle), a należeli do niej tak zacni obywatele, jak Włodzimierz Tetmajer, Leon Wyrwicz czy Stanisław Wyspiański. Naczelnikiem i organizatorem był Wincenty Eminowicz, postać wielce zasłużona dla krakowskiego pożarnictwa.

Jemu to właśnie powierzono zorganizowanie i dowodzenie Krakowską Miejską Zawodową Strażą Pożarną, która powstała w Krakowie 28 kwietnia 1873 r. na mocy decyzji radnych. Jej stan osobowy wynosił 100 osób, w tym 40 pompierów, 50 pomocników i 9 woźniców.

Baza przy Westerplatte
W latach 1877-79 przy ul. Dworcowej (dziś Westerplatte) wzniesiono dla straży okazałą siedzibę w neogotyckim stylu, która jak wiadomo, służy krakowskim fajermanom do dziś. W 1887 r. miasto oddało do użytku tzw. telegraf pożarowy, pozwalający szybko powiadomić o zagrożeniu. Telegraf funkcjonował do 1970 r. Później zastąpił go telefon pożarowy.

Z czasem rosła liczba strażaków, unowocześniał się sprzęt (w 1928 r. krakowska straż jako pierwsza w Polsce stała się w pełni zmotoryzowana), pojawiały się nowe oddziały. W 1950 r. w Krakowie utworzono Komendę Wojewódzką SP przy ul. Basztowej, w 1973 r. powstała Szkoła Chorążych Pożarnictwa (dziś Aspirantów), a w 1992 r. Zawodową Straż Pożarną zastąpiła Państwowa Straż Pożarna. W 2013 r. strażacy wyjeżdżali: do akcji co 43 minuty, do pożaru co 166 min, a do tzw. miejscowych zagrożeń - co 65 min.

Tu się pali jak cholera!
Na koniec opowieść przytoczona w wydanym w 2011 r. opracowaniu dziejów krakowskiej straży zatytułowanym znamiennie "A tu pali się jak cholera!" (jego współautorem jest znany piewca straży pożarnej i Honorowy Hejnalista Mariacki Leszek Mazan): podczas gaszenia pożaru wieży mariackiej w 1912 r. brandmajster Jan Obidowicz (późniejszy naczelnik krakowskiej straży) "stwierdziwszy, że pożar został ugaszony, kierując się jednakże wrodzonym popędem typowego strażaka, z humorem człowieka obytego z niebezpieczeństwem, puścił na pogorzelisko »prąd wody«, którym osobiście rozporządzał". Strażacy skomentowali to wydarzenie: "Jak to dobrze, że nasz pan brandmajster tak lubił piwo".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski