MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kręte drogi mądrości

Redakcja
Tego więźnia nikt nie odwiedzał, nikt do niego nie pisał ani on do nikogo. Nie zgłaszał żadnych próśb ani zażaleń, co zwróciło uwagę jednego ze strażników. Dociekliwy urzędnik sprawdził dokumenty, z których wynikało, że ostatnią wizytę u J.P. Jamesa odnotowano 20 lat temu, gdy więźnia odwiedził jego ojciec. Kłótnia z nim - działo się to w roku 1957 - była zresztą przyczyną aresztowania. James zranił ojca nożem. Został skierowany na (krótki) pobyt w szpitalu psychiatrycznym, a potem decyzjami administracyjnymi przesuwany z więzienia do więzienia, aż biurokracja więzienna o nim zapomniała. J.P. James nie musiał nosić żelaznej maski. Nie był przecież pretendentem do tronu tylko zwyczajnym człowiekiem, którego życie zaplątało się w tryby biurokratycznej machiny.

Liliana Sonik: Między Paryżem a Krakowem
Kilka tygodni temu - dzięki sprawiedliwemu strażnikowi - po półwieczu spędzonym w więzieniu James odzyskał wolność. Ma 80 lat, ślepnie i stara się o odszkodowanie. Może liczyć na równowartość około 700 złotych za każdy rok w więzieniu.
Ta historia wstrząsnęła Sri Lanką, bo tam się wydarzyła.
To ekstremalny, choć z życia wzięty, przyczynek do dyskusji nad sposobem funkcjonowania instytucji państwowych, nad rolą procedur i ludzi. Gdyby procedury sądowe były dobre i przestrzegane, instytucja, w tym przypadku system penitencjarny, nie mogłaby po prostu zapomnieć o więźniu. Ale gdyby w tej niewydolnej instytucji nie pracował pewien urzędnik niskiego stopnia, niejaki Sunil Pashamukara, J.P. James zmarłby w więziennej celi, a władze nie musiały odpowiadać dziś na trudne pytania i głowić nad planem naprawy instytucji.
Więc może, wbrew pozorom, jest to opowieść optymistyczna? Tak optymistyczna jak obietnica, że dziesięciu sprawiedliwych może uratować całe miasto?
Dopiero teraz mogłam zobaczyć w Starym Teatrze "Oresteję" w reżyserii Jana Klaty. Ajschylos opowiada tragiczne dzieje rodu Atrydów, w którym zbrodnia przechodzi z pokolenia na pokolenie, za każdym razem wołając o karę i powodując zbrodnię nową. Klata uwspółcześnia antyczną trylogię, rezygnuje z wielu wątków, by podkreślić węzeł zła: presje i manipulacje, jakim poddawani są niedojrzali i nierozumiejący się nawzajem bohaterowie. Klitajmestra mogłaby zapomnieć mężowi, że zabił jej pierwszego męża i poświęcił córkę, gdyby tylko zechciał się nią zainteresować. Orestes i Elektra tworzą ołtarzyk zamordowanego ojca, bo czują się odrzuceni przez matkę. Krew, krwi, krewni… bełkocze Kasandra. Do zbrodni prowadzą tu zgoła prywatne namiętności i nawet Chór staje się grupką plotkarzy - podżegaczy. Matkobójcę Orestesa uniewinni głosowanie publiki w telewizyjnym studiu, a on sam stanie się chwilowym bohaterem show. Antycznych herosów zastępują gwiazdy show-biznesu, tragedia ustępuje pola spektaklowi.
Czy nie tego właśnie chcieliśmy - mniej rzezi, mniej wielkości, mniej zobowiązań? Może w XXI wieku tragedia nas opuściła?
"Nawet gdy śpimy, wspomnienie bólu kapie kropla po kropli na dno serca i wbrew naszej woli przychodzi mądrość" - Ajschylos był optymistą. Zapomniany więzień J.P. James nie jest Orestesem i z wielu powodów nie nadaje się na bohatera tragedii. Opowiadam jego historię, bo może w niej też można szukać tego, co Grecy nazywali mądrością.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski