Nowy film Quentina Tarantino trzeba zobaczyć. „Nienawistna ósemka” przywodzi na myśl makabryczny refren piosenki napisanej przez bohatera „Dziesięciu Mrzynków” Agaty Christie: „Jedno małe Murzyniątko/Poszło teraz w cichy kątek,/Gdzie się z żalu powiesiło/Ot, i koniec Murzyniątek”. Brytyjska królowa kryminału uśmierca swoje postaci lekką ręką jak czyni to mistrz filmowego postmodernizmu. Twórców różni jednak metoda. W powieści jest wymyślnie; raz strzał z pistoletu w serce, innym razem do gry wchodzi skrytobójca cyjanek. Dominantą filmu Tarantino, do czego reżyser zdążył nas już przyzwyczaić, jest jedno: krwawa jatka. Rozegra się ona w czterech ścianach drewnianej chaty na pustkowiu, gdzie zmierzy się ze sobą tytułowa ósemka. Gra toczyć się będzie o życie wiedzionej na stryczek morderczyni Daisy.
Krew, jak zwykle, leje się tu i tryska wartkimi strumieniami stając się wizualnym atrakcjonem, który już dawno przestał budzić grozę. Dostajemy więc powtórkę z kina Tarantino, który przekracza moralne granice w świecie przedstawionym, szokuje, epatuje brutalizmem. Ale jest w tym wszystkim jakby mniej zabawny, paradoksalnie też wydaje się bardziej powściągliwy i poważny, momentami również – epicko nużący. Swoją historię opowiada w tradycyjny – linearny sposób, stroniąc od narracyjnych zapętleń. Nie ma jednak mowy o twórczy wypaleniu reżysera.
Całą recenzja jutro w "Dzienniku Polskim".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?