MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Krwawy "Lolo" powraca

MARCIN BANASIK
Podczas odczytywania wyroku na twarzy Karola Kota nie drgnął ani jeden mięsień, nawet kiedy padła wstrząsająca formuła kary śmierci FOT. ARCHIWUM
Podczas odczytywania wyroku na twarzy Karola Kota nie drgnął ani jeden mięsień, nawet kiedy padła wstrząsająca formuła kary śmierci FOT. ARCHIWUM
Strach sprawiał, że ludzie bali się opuszczać mieszkania. Na ulicę nie wychodzono w pojedynkę, a kobiety, chcąc uchronić się przed morderczym ciosem noża, wkładały pod ubranie metalowe pokrywki od garnków.

Podczas odczytywania wyroku na twarzy Karola Kota nie drgnął ani jeden mięsień, nawet kiedy padła wstrząsająca formuła kary śmierci FOT. ARCHIWUM

Na trzy dni przed premierą pierwszego odcinka powieści ,"Lolo" wracamy do psychozy panującej na krakowskich ulicach w latach 60. Zaglądamy do miejsca, gdzie sądzono okrutnego młodzieńca zwanego wampirem z Krakowa.

Wystarczyło przejść się wieczorem po Plantach, żeby na własne oczy zobaczyć, jak z mroku wyłaniają się cienie i zjawy, najczęściej będące tworem wyobraźni. Ludzie z byle powodu nerwowo przyśpieszali kroku, szelest liści sprawiał, że oglądali się za siebie. Oddech wampira mroził krew każdego, kto choć na chwilę znalazł się sam w ciemnym miejscu - to nie jest początek powieści grozy, ale opis psychozy, która opanowała Kraków w połowie lat 60. XX w.

Wampir z Krakowa - takim mianem okrzyknięto mordercę, który mordował, truł i podpalał bez żadnych obiekcji moralnych. Nie oszczędził nawet staruszki i 11-letniego chłopca, którego zasztyletował pod kopcem Kościuszki. Zrobił to dlatego, że "coś od rana chodziło za mną, gnało mnie, nakłaniało, aby kogoś ugodzić nożem".

Wampir z grzywką grzecznie zaczesaną na bok

Kiedy po kilkunastu miesiącach żmudnego śledztwa udało się zatrzymać bestię, mieszkańcy miasta przeżyli szok. Okazało się, że morderca wychowywał się w porządnej, inteligenckiej rodzinie, chodził do Technikum Energetycznego i niedawno zdał maturę.

Nikt nie dowierzał, że gładko ogolony chłopiec z grzywką grzecznie zaczesaną na bok mógł dopuścić się zbrodni, które zwykło się przypisywać najgorszym zwyrodnialcom. Kiedy Karol Kot stanął przed sądem, wampir i chłopiec o niewinnym obliczu przemówili jednym głosem. Efekt był porażający.

,,Patrzyliśmy i słuchaliśmy z jakimś wewnętrznym przerażeniem, zastanawiając się, czy to wszystko jest możliwe i realne. Zdawało się, że ten młody człowiek o regularnych rysach twarzy przerwie swój koszmarny wywód i powie - ,,zgrywałem się", to kłamstwa! Nie. Ciągnął opowieść rwanymi zdaniami, snuł ją znudzonym głosem przy najbardziej makabrycznych fragmentach. I uśmiech, taki szczery, pełny zadowolenia, że wreszcie ktoś się zainteresował Karolem Kotem, że jest bohaterem jakże dla nas ponurego spektaklu" - tak opisywał zeznania Karola Kota Adam Teneta, który w 1967 roku relacjonował rozprawy na łamach ,,Dziennika Polskiego".

Proces Karola Kota był widowiskiem, na które krakowianie walili drzwiami i oknami. W obliczu makabrycznych zeznań świadków i niedoszłych ofiar mordercy, tylko jedna osoba, oskarżony, potrafiła wywołać na swojej twarzy uśmiech.

Podczas trzeciego dnia procesu zdarzył się fakt, który wstrząsnął salą, wypędził z niej ludzi co nerwowszych, strachliwszych, bardziej nieopanowanych Kiedy sędzia dwukrotnie, w dość drastyczny sposób, przypomniał oskarżonemu jego własne słowa uzasadniające użycie brzytwy zamiast noża, Kot pierwszy raz się załamał. ,,Sczerwieniał aż po kark, zrosił się cały potem, zaczął oddychać nerwowo, chrapliwie, niemal rzęzić, zjeżył się cały krzycząc »krew-brzytwa-krew-brzytwa«, a później wołać »dajcie mi już spokój, dajcie spokój«" - donosił z sali sądowej DzP.

Na słowa "kara śmierci" nerwowo przełknął ślinę

Proces Karola Kot zakończył się wyrokiem śmierci ogłoszonym 14 lipca 1967 roku.

,,Na ponad godzinę przed terminem ogłoszenia wyroku w toczącym się blisko cztery tygodnie procesie Karola Kota, na ul. Grodzkiej, na narożnikach ulic Senackiej i Poselskiej gromadził się coraz większy tłum tych, którzy choćby z daleka chcieli widzieć oskarżonego. Sala nr 16 Sądu Powiatowego dla m. Krakowa, znana z wielkich procesów, wypełniła się wczoraj do ostatniego miejsca. Wzmocniono na ten dzień milicyjną ekipę towarzyszącą oskarżonemu, który wszedł na salę spokojny, choć blady. Kiedy rozległ się dzwonek zwiastujący wejście składu sędziowskiego, tłum na sali zamarł w bezruchu" - czytamy w relacji z DzP.

Odczytywanie wyroku i jego uzasadnienia trwało półtorej godziny. "... przez cały ten czas Kot siedział na ławie oskarżonych spokojnie. Nie drgnął mu na twarzy ani jeden mięsień, nawet wówczas, kiedy sędzia przewodniczący odczytywał wstrząsającą formułę kary śmierci. W tym momencie nerwowo tylko przełknął ślinę. Uzasadnienia słuchał bez większej uwagi, blady lecz spokojny. Nie reagował właściwie na żadne sformułowanie" - czytamy w artykule z ostatniego dnia procesu.

Uzasadniając skazanie na karę śmierci sędzia powiedział, że “czyny jakie oskarżony popełnił, wykazują, że jest groźniejszy od dzikiej bestii, bo obdarzony rozumem“.

Bestia ukryta w niepozornym chłopaku

Skazaniec został powieszony 16 maja 1968 roku. I choć historia mordercy znalazła swój finał na szubienicy, legenda o wampirze z Krakowa przetrwała do dziś. Życie i śmierć Karola Kota zainspirowały Martę Szreder do napisania powieści ,,Lolo", która powstała w oparciu o scenariusz pod tym samym tytułem, za który autorka otrzymała w 2009 roku drugą nagrodę w konkursie "Trzy Korony - Małopolska Nagroda Filmowa".

- W historii Karola Kota zainteresowało mnie przede wszystkim zderzenie strachu i paniki, którą ataki ,,wampira" swojego czasu wywołały w mieście, obrazu bestii, który powstał w zbiorowej wyobraźni mieszkańców, z postacią niepozornego chłopaka, który nie potrafił nawiązać prawdziwej relacji z drugą osobą - mówi Marta Szreder.

Bóg jest we mnie, ale związany, w kącie, na dnie

Podczas zbierania materiałów o wampirze z Krakowa Marta Szreder dotarła do pamiętników, które pisała koleżanka Karola Kota, w której ten był najprawdopodobniej zakochany. Notowała w nich, że przez cały czas próbowała mu pomóc, przebić się przez jego skorupę, dowiedzieć się, co tak naprawdę aż tak go gnębi.

Jednak niemal aż do końca, wydawało się jej nie do uwierzenia, że mógłby naprawdę zrobić coś złego. Nawet kiedy ją zaatakował podczas spaceru w Tyńcu, potraktowała to jako żart, być może ratując w ten sposób własne życie. Autorka pamiętnika opisuje w nim wyznania młodego mordercy na temat Boga. ,,On wierzył, że jest Bóg i mówił kiedyś: Jest może we mnie, ale związany, gdzieś w kącie, na dnie".
Pisarka zauważa, że "Lolo" to nie tylko kryminał, ale też historia o dojrzewaniu, o inicjacji, która poszła w tragicznym w skutkach kierunku, o tym, czy mogłaby pójść w innym.

Jest to także prosta opowieść o przyjaźni, zdradzie, zawiedzionych ambicjach i niespełnionych miłościach, rozgrywająca się na tle Krakowa lat 60. - Nie chodzi tu wcale o usprawiedliwianie mordercy, ale o fenomen bezinteresownego zła, które może niepostrzeżenie narodzić się i funkcjonować w naszym najbliższym otoczeniu, pozostając przez długi czas zupełnie niezauważone - podkreśla autorka powieści ,,Lolo".

Oto fragment jednego z odcinków powieści, którą będzie można czytać już od poniedziałku. ,,Sprawa »wampira« od niemal dwóch lat wisiała jak cień nad Krakowem, a reakcje żyjących pod presją strachu mieszkańców już dawno wymknęły się spod kontroli. Ofiarą mógł stać się każdy. Śmierć czaiła się wszędzie. Każdy dzień mógł przynieść dramat. Grupa operacyjna, którą dowodził porucznik Pełczyński, pracowała niemal bez przerwy, sprawdzając skrupulatnie każdy donos, każdą najdrobniejszą informację, mogącą naprowadzić na trop sprawcy okrutnych napadów na kobiety i dzieci. Jednak, jak do tej pory, bezskutecznie".

Każdy z nas miał udział w sprawie Kota

Kilka dni po ogłoszeniu wyroku śmierci na Karolu Kocie w "Gazecie Krakowskiej" ukazał się artykuł, w którym Zbigniew Guzowski próbuje odpowiedzieć na pytanie, kto jest winny tego, że wampir tak długo działał bezkarnie. ,,Nie zdobyła się matka na krytycyzm wobec syna. Dziewczyna, koledzy... długo by wyliczać tych, których Kot spotkał na swej drodze. Można by sporządzić pokaźną listę osób, które w jakimś stopniu, w jakiś sposób mają większy lub mniejszy udział w sprawie Kota. Trzeba uświadomić sobie, że akt oskarżenia przeciwko Kotowi, był pośrednio oskarżeniem wymierzonym przeciwko bierności, znieczulicy i obojętności, przeciwko tym wszystkim, którzy swą postawą umożliwiają działalność, stanowiącą groźbę dla społeczeństwa".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski