Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krypawka - tak, Presjan - nie!

Leszek Mazan
Opowiedziałbym ci fajny dowcip, ale to nie na telefon - westchnął wczoraj do słuchawki przyjaciel. Przełknąłem ślinę ze wzruszenia. Nie na telefon!

Jak za czasów słusznie minionych, jak za Gomułki, Gierka czy Jaruzelskiego! Rozpaskudziły nas ostatnie lata, zapomnieliśmy, że ostrożność jest matką mądrości. Jedno, co nam pozostało: jak wtedy tak i dziś Polak w rozmowie telefonicznej gryzie się w język, natomiast bez zahamowań opowiada ohydne dowcipy polityczne np. na wysokofrekwencyjnym grillu u szwagra. Nie zdaje sobie sprawy, że podejrzane mogą być nie tylko antyrządowe plugastwa. Sam, po wprowadzeniu ograniczeń w publicznym manifestowaniu poglądów, w zacnym gronie opowiedziałem, że nie jest to nasz, polski pomysł, że pierwsi wpadli na to Czesi. W roku 1990 Komunistyczna Partia Czechosłowacji nie otrzymała zezwolenia na tradycyjne zgromadzenie 1-majowe na placu Wacława. - Plac ten - informował magistrat - jest już zarezerwowany na najbliższe półwiecze. - No to w parku miejskim. - Park odpada z uwagi na okres lęgu ptaków. - No to gdzie mamy świętować? - Jak to gdzie? Wszędzie!

Wraz z małą, kilkutysięczną grupą znajomych wybraliśmy się pewnego lipcowego wieczoru na spacer po zupełnie pustym krakowskim Rynku. - Ciekawe, ilu tu tak naprawdę zmieści się narodu? - spytała, potrącana furt i cięgiem przez przypadkowych warchołów, młoda dama. - To zależy od charakteru uroczystości - tłumaczyłem. Gdy przed pierwszą wojną ze schodów Adasia przemawiał Daszyński, prasa socjalistyczna pisała o 15 tys.; gdy w roku 1980 przyjechał Wałęsa i na zachodniej części Rynku nie było gdzie palca wcisnąć, „media” donosiły o 3-4 tysiącach. Rok później, na wiecu pierwszomajowym Rynek nawet przed trybuną świecił plamami frekwencyjnej łysiny, a prasa donosiła o 50 tysiącach. Prawdziwość tych danych potwierdzały transmisje telewizyjne. Wojciech Młynarski śpiewał o odprawach operatorów z Woronicza: - Panowie, dziś przyjdzie mało, a pokazać trzeba dużo… A w następnym miesiącu: - Chłopaki, przyjdzie dużo, a pokazać trzeba mało.

W śp. Związku Radzieckim nowo narodzone dzieci otrzymywały często nowe imiona (na stare, cerkiewne, władze patrzyły krzywo), komponowane ze skrótów nazw wydarzeń (rewolucji październikowej, 1 maja, lotów Gagarina i Tierieszkowej, etc.) oraz imion i nazwisk drogich przywódców. Przy dzisiejszej słabej albo w ogóle nieobecnej znajomości rosyjskiego trudno zrozumieć, że imię męskie Kukucapol pochodzi od kukurydzy - carycy pól, a Giertruda (też męskie) to bohater pracy socjalistycznej. Bliźniaki otrzymywały najczęściej imiona Rewo (chłopczyk) i Lucja (dziewczynka). Wśród przywódców największymi natchnieniami byli na różnych etapach Fed (Feliks Edmundowicz Dzierżyński), Trolebuzin (Trocki, Lenin, Bucharin, Zinowiew). Przypomniało mi się to przy lekturze „Dzieci Arbatu”, po którą sięgnąłem ponownie, chcąc lepiej czuć klimat Dobrej Zmiany. I przyszło mi do głowy, że może warto skorzystać z tamtych doświadczeń. Chyba urzędy stanu cywilnego (w których ongi zarejestrowano m.in. Solidariusza i Presjana) nie miałyby nic przeciwko np. Błaszkaczowi, Ziobkaczowi czy Maciemisowi. Dziewczynki mogłyby już w przedszkolu chwalić się imionami Dozma (Dobra Zmiana) lub Krypawka, dla przyjaciół Krypa (Krystyna Pawłowicz). Zaś wszyscy uczniowie musieliby znać na pamięć poprawioną wersję Pierwszej Księgi „Pana Tadeusza”, tego, który „będąc w Nowogrodzkiej stronie z dziecinną radością pociągnął za sznurek / By stary Kaczyńskiego usłyszeć Mazurek”.

Z Solidariuszem i Presjanem raczej nie pchajmy się przed ołtarz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski