MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Krzyże i medale

Redakcja
W szufladzie starej bieliźniarki trzymam pokaźne pudło z medalami. Są tam też odznaczenia, odznaki, krzyże zasługi i legitymacje do nich. Nie moje – mojego ojca.

Barbara Rotter–Stankiewicz: ZA MOICH CZASÓW

Nazbierało się ich sporo przez lata pracy, społecznej działalności, sportowego zaangażowania. Jego nie ma, a blaszki i papierki zostały… Może je wyrzucić? Dać na złom? Przecież rozdawane były za komuny, więc nawet wstyd to trzymać. Ale przecież nie dostał ich za działalność partyjną, bo do partii nigdy nie należał, tylko za to, że robił coś pożytecznego, co zostawało zauważone. Niektóre, oczywiście, przyznawane były taśmowo, przy okazjach różnych uroczystości "branżowych”. Bo nie sądzę, by mój ojciec naprawdę zasłużył na wyróżnienia od metalurgów, górników z kopalni siarki albo odlewników. Miał też w swoim "dorobku” odznakę Związku Wędkarskiego, co jest o tyle zabawne, że z rybami spotykał się tylko na talerzu, chociaż z drugiej strony był autorem dziennikowej rubryczki "Z rybą na ty”…

Ale takie nietypowe odznaczenia były przed kilkudziesięciu laty na porządku dziennym. "Zasłużonych Kolejarzy” można spotkać zarówno wśród naukowców, jak i lekarzy czy farmaceutów, oczywiście pod warunkiem, że mieli do czynienia np. z kolejową służbą zdrowia. Także i teraz bywa podobnie – np. laureatów odznaczeń strażackich można spotkać w środowiskach bardzo odległych od gaszenia pożarów, a znanych raczej z dolewania oliwy do ognia.

Odznaczenia państwowe to osobna bajka. Np. nauczycielom przysługiwały "z urzędu” po przepracowaniu iluś tam lat w szkolnictwie. Oczywiście, najcenniejszym był Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, zwany "chlebusiowym”, bo jego właściciele otrzymywali spory dodatek do emerytury.

Różne też były terminy wręczania odznaczeń – Złota odznaka Miasta Krakowa (po której otrzymaniu miało się swego czasu prawo do… pochówku w kwaterze zasłużonych na cmentarzu Rakowickim) trafiła do mnie po kilku latach od przyznania, bo "w drogę” wszedł stan wojenny. To jednak nic – jedna z moich krewnych niedawno została zaproszona do dyrekcji firmy, by odebrać odznaczenie. Przyjęła, podziękowała… Gdy wróciła, a koleżanki rzuciły się, by je obejrzeć, okazało się, że to jeszcze relikt komuny, który przetrwał w dyrektorskiej szufladzie, by "obudzić się” już po zmianie ustroju.

Ciekawe, czy nasze dzieci i wnuki będą miały do opowiedzenia następnym pokoleniom podobne historyjki na medal?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski