Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzyże polskie, krzyże europejskie

Paweł Kowal
Od Krakowa do Brukseli. Uwaga: w galerii rzeźb w Parlamencie Europejskim pojawił się krzyż. Uczniowie jednej z technicznych szkół w Austrii poskręcali kasetoniki i wypełnili je kawałkami skał z różnych części Europy.

Razem kamienie oprawione w stal tworzą krzyż, który ma symbolizować dolę kontynentu. Dzieło artystycznie takie sobie, ale stoi w miejscu, w którym nie- raz z krzyżem wojowano. Równo dwa lata temu Komisja Europejska próbowała odebrać świętym Cyrylowi i Metodemu krzyż na monecie o nominale 2 euro, ale rzecz oparła się o najwyższe czynniki i święci dostali od unijnych biurokratów promesę na publiczne noszenie krzyża.

Zostali ze znakiem, pod którym przemierzyli pół Europy prowadząc nie tylko misje na Morawach i Rusi Kijowskiej, ale i szerząc wiedzę. W marcu 2011 – kto nie pamięta tej sprawy (?) –Wielka Izba Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu orzekła, że krzyż w klasie lekcyjnej nie narusza Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Sprawa wcześniej ciągnęła się latami przed włoskimi i europejskimi sądami.

Nie zawsze krzyżowe historie współczesnej Europy kończą się happy endem – teraz będzie o krzyżu na Giewoncie. Sprawa jest poważna z kilku powodów. Nie dlatego, żeby się bać gniewu górali, którzy pogrozili warszawiakom z Szucha ciupagami i nawet nie z pobożności – bo ta przetrwa i bez krzyża w reklamówce MSZ.

To na niej pokazano Giewont, powiedzmy eufemistycznie, ze stanu sprzed 1901 roku, gdy krzyż na arcypolskim szczycie stanął. Ta sprawa jest ważna ze względu na tego, kto gdzieś tam w firmie reklamowej się natrudził i tego, kto jego trud zatwierdził w urzędzie. Żaden z nich nie powinien promować Polski po prostu, dlatego, że niewiele kuma z tego, co widzi na fotografii z Zakopanego, a religijne symbole kojarzą mu się wedle schematu z uniwersytetów marksizmu i leninizmu. Tyle i basta.

Polska tymczasem kojarzy się nie z krzyżem, a z jabłkami – teraz rząd rozmawia z Kanadą o tym, by kupili nasze jabłka. Długofalowo jabłczana promocja kryzysowa w rządowej wersji może nam się odbić czkawką – nie jest dobrze, gdy rząd nawet na jabłka nie potrafi znaleźć rynku zbytu, a zostaje wrażenie, że cała polska produkcja na eksport to jabłka i kapusta.

Oto promocja naszej skołatanej ojczyzny: jeden mądrala gumkował krzyż, drugi podejmował decyzję, by promować jabłka głównie w Rosji i wydawać na to grube pieniądze, chociaż nie trzeba było Sherlocka Holmesa, by rozumieć, że rosyjski rynek jest jak żaden inny podatny na polityczne chimery Kremla. Wszak całe ostatnie dwie i pół dekady to wojny handlowe Rosji z sąsiadami pod rozmaitymi pretekstami. Otóż nowoczesność chyba nie na tym polega, by wyciąć maleńki krzyżyk z reklamówki, ale na tym, by zawczasu pomyśleć nad tym, co z jabłkami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski