MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Książki

Redakcja
Przyszła pora na przygotowanie niby-obiadu. Z lodówki wyjechały więc zamrożone pierogi z kapustą, a na średniej wielkości spodku pojawiła się sałatka z pomidorów. Właśnie wlewałem do kieliszka jedyny trunek, który mi wolno popijać w ograniczonej zresztą ilości, a więc półwytrawne wino czerwone (kosztujące, na szczęście, niezbyt wiele), gdy z przyziemia dobiegł huk zwiastujący katastrofę.

Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY

Na dole powitał mnie widok spodziewany od dawna. Dwa z czterech stojących tam regałów nie podołały stale zwiększającemu się obciążeniu przybywających nieustannie książek i z połamanymi półkami runęły na środek pomieszczenia. Nawet się specjalnie nie zmartwiłem. Ostatnio tyle wali się na moją głowę, że jeszcze jeden kłopot więcej nie robi różnicy. Pomyślałem tylko, że to sygnał nadejścia koniecznej selekcji mojego, niemałego przecież, księgozbioru. Część z niego trafi do biblioteki instytutowej, do znajomych, część - zatrzymam dla siebie. Kłopot polega tylko na tym, że ostatnią z wymienionych porcji książek będzie niesłychanie trudno wyodrębnić od reszty.

Powie ktoś: "Zatrzymaj to, co dla ciebie najpotrzebniejsze, a w czytaniu - najmilsze!" Łatwo powiedzieć - trudniej wykonać. Na przykład ostatnio wziąłem się do uczciwego czytania "Pięcioksiągu przygód Sokolego Oka", a i do "Życia zwierząt" Brehma zajrzałem. Kilkuset tomów czasopism fachowych też nikomu nie zostawię, bo to jedyny taki księgozbiór w Rzeszowie. A encyklopedie, słowniki, wydawnictwa zbiorowe, książki z poprzednich stuleci czy wreszcie - jakże miłe memu sercu - dary od kolegów i uczniów z wzruszającymi często dedykacjami? A serie wydawnicze zbierane z wielkim trudem po różnych polskich i cudzoziemskich księgarniach? A edycje ozdobne, z których każda niemal przypomina jakieś ważne wydarzenie mojego życia?

Niektóre z nich kupowane były za pieniądze, jakie winienem był wydać na obiad lub śniadanie w barze mlecznym, do którego jako student zaglądałem czy to w Lublinie, czy Warszawie, zamawiając nieśmiertelny makaron na mleku, bułkę z masłem i białą kawę. Kiedy jednak musiałem wybierać między potężną trzytomową "Bibliografią historii Polski" Finkla po okazyjnej cenie a zjedzeniem kolacji, rzecz jasna wybierałem książkę.

No i przez minione kilkadziesiąt lat żywota zebrało się koło dziesięciu tysięcy woluminów (może więcej, może mniej?) stanowiących dzisiaj mój jedyny prawdziwy majątek: intelektualny, historyczny ale również - materialny i bardzo, bardzo osobisty. Jak się tego pozbyć? Nawet części. Pewno długo poleżą sobie na podłodze ofiary katastrofy w przyziemiu. Wcześniej trzeba będzie kupić nowe regały. Nieco mniejsze, ale bardziej solidne.

Nie lubię pożegnań. Dlatego pewno będę przedłużał chwilę dzielącą mnie od nich, chociaż chodzi "tylko" o książki. Stanowią one jednak znaczący kawałek mego życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski