Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

La Masia uczy dużej dyscypliny

Rozmawiała Justyna Krupa
Armand Ella Ken futbolu uczył się w Barcelonie, teraz chce pokazać swoje umiejętności w Sandecji
Armand Ella Ken futbolu uczył się w Barcelonie, teraz chce pokazać swoje umiejętności w Sandecji Fot. Jerzy Cebula
Rozmowa. – Kilka razy miałem okazję trenować z pierwszą drużyną pod wodzą Pepa Guardioli. Trenowanie z Andresem Iniestą, Erikiem Abidalem to było coś fantastycznego – mówi ARMAND ELLA KEN, wychowanek barcelońskiej akademii, który został piłkarzem Sandecji Nowy Sącz

– Kiedy zadebiutuje Pan w barwach Sandecji?

– To nie zależy tylko ode mnie. Muszę najpierw mieć kompletne dokumenty. Mam nadzieję, że stanie się to lada dzień.

– Kilka lat temu Albert Capellas, koordynator grup młodzieżowych FC Barcelony powiedział o Panu: „On będzie lepszy niż Thierry Henry. To mój typ na przyszłego najlepszego piłkarza świata”. Jak to się stało, że gracz z takim potencjałem wylądował w polskiej I lidze, a wcześniej w Karpatach Lwów, zamiast robić karierę w Hiszpanii?

– Futbol jest czasem dziwny. Zdecydowałem się związać z klubem z Polski, bo tu będę miał możliwość regularnej gry. Mam 21 lat i na tym etapie ważniejsze jest dla mnie, by grać, niż to, by być częścią znanego klubu. Za jakiś czas może się po mnie zgłosić inny klub, który postawi przede mną bardziej skomplikowane cele.

– Ale kto Panu doradził, by prosto z akademii Barcelony przenieść się do Karpat Lwów?

– Przenosiny na Ukrainę były dla mnie gigantyczną zmianą. Futbol też jest tam inny – bardziej fizyczny. W tamtym momencie nie miałem przy sobie ludzi, których mam teraz, którzy doradziliby mi, że to nie jest najlepszy pomysł. Po tym, jak doznałem w 2011 roku kontuzji kolana, chciałem regularnie grać i tym się kierowałem przy wyborze klubu.

– Wróćmy do tego, jak doznał Pan urazu na zgrupowaniu młodzieżowej kadry Kamerunu. Barcelona wtedy nie pomogła?

– Po tym urazie jeszcze przez kilka miesięcy trenowałem w Barcelonie. To jednak tak wielki klub, że potrzebuje tylko najlepszych z najlepszych. W końcu zrozumiałem, że nie jestem w takiej formie, jak przed urazem. Musiałem podjąć jakąś decyzję co do mojej przyszłości.

– Udało się Panu wrócić do dyspozycji sprzed urazu?

– Pomyślałem: może straciłem nieco mojej szybkości, ale mogę to zrekompensować innymi atutami. Zacząłem pracować więcej nad tym, by lepiej grać prawą nogą, nie tylko lewą. Teraz nie odczuwam już żadnych skutków tamtej kontuzji.

– W jednym z wywiadów wypalił Pan, że potrafi robić takie rzeczy, jak Leo Messi czy Cristiano Ronaldo. Pan tak na poważnie?

– Mam indywidualny sposób gry. Ale każdy ma swoich idoli. Co ciekawe, moim jest nie zawodnik Barcy, tylko Realu. Gdy mamy swoich idoli, to właśnie po to, by próbować ich kopiować. Może, gdy ludzie przyjdą na mecze Sandecji, zobaczą w mojej grze nie tyle całego Ronaldo czy Messiego, ale pewne warte zauważenia elementy.

– Będzie Pan grał w Sandecji na skrzydle czy w ataku?

– Najbardziej lubię grać jako napastnik. Jednak decyzja należy do trenera.

– Jak to się w ogóle stało, że trafił Pan do akademii Barcelony?

– Byłem akurat na lotnisku odprowadzić mamę, bo miała lecieć do Francji. W tym samym momencie przebywali tam młodzi zawodnicy z fundacji Samuela Eto’o. Zapytałem mamę, jakim cudem dzieciaki z Kamerunu lecą do Hiszpanii. Nie wiedziałem, że coś takiego jak fundacja Eto’o istniało. Następnie wróciłem do domu. Kilka godzin później moja mama zadzwoniła – jeszcze przed startem samolotu – i mówi: wiesz, z kim tu teraz siedzę? Z Samuelem Eto’o!

Powiedziała mu, że ma synka, który kocha futbol. Potem poznała jeszcze trenera tej fundacji i usłyszała, że jeżeli rzeczywiście jestem tak dobry, jak ona zapewnia, to mnie sprawdzą. Przez tydzień mnie testowali i w końcu trener powiedział, że chce, bym został. Po jakimś czasie graliśmy turniej na Teneryfie, po którym Barcelona zdecydowała się grupę chłopaków z Kamerunu zaprosić do swojej akademii. I tak zaczął się mój barceloński sen.

– Ponoć treningi juniorów w Barcelonie często obserwuje szkoleniowiec pierwszej drużyny.

– Kilka razy miałem okazję trenować z I drużyną pod wodzą Pepa Guardioli. Trenowanie z Andresem Iniestą, Erikiem Abidalem to było coś fantastycznego. Nie miałem jednak okazji porozmawiać dłużej z Guardiolą, trening musiał mi wystarczyć.

– Mieszkał Pan w tym słynnym internacie z widokiem na Camp Nou? Zlatan Ibrahimović kiedyś narzekał, że cała FC Barcelona jest jak ten internat, przesadnie zdyscyplinowana.

– Dyscyplina w barcelońskiej akademii to rzecz fundamentalna. Wszystko trzeba tam robić według ścisłego harmonogramu, o wyznaczonych porach. To jednak element wychowywania chłopaków na ludzi z odpowiednimi osobowościami.

– Pewnie to musi być szok, gdy nastolatek wychodzi z tego systemu La Masii, trafia do innego klubu i nagle okazuje się, że tam świat nie jest już taki idealny.

– To była ogromna zmiana. W Barcelonie wszystko mieliśmy przygotowane, zapięte na ostatni guzik. I rzeczywiście, gdy potem trafiasz do klubu, w którym musisz wiele rzeczy załatwiać sam, to jest to trudne. Trzeba jednak kiedyś dojrzeć. Zresztą, o tym też mieliśmy specjalne pogadanki.

– Ale pogadanki to nie to samo, co praktyka. Czego poza tym nauczyła Pana La Masia?

– Uczyliśmy się tego, czego normalnie dzieciaki w szkołach – angielskiego, matematyki. Tak, by każdy z nas mógł w przyszłości wybrać swoją własną drogę. Bo futbol to pasja. Jeśli możesz z niej uczynić sposób na zarabianie na życie – tym lepiej. Ale przygotowywano nas też na to, byśmy któregoś dnia mogli podjąć normalną pracę, w normalnym biurze.

– Ma Pan nadal kontakt z piłkarzami, którzy z Panem trenowali, a zostali w świecie wielkiego futbolu?

– Z Rafaelem Alcantarą czasem wysyłamy sobie jakieś wiadomości w stylu „jak leci, jak ci idzie”. Zresztą, nie tylko z nim. Tęsknię często za Barceloną, jak będę miał więcej czasu, to ich odwiedzę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski