Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Led Zeppelin: "Led Zeppelin II"

Redakcja
Po wydaniu na początku 1969 r. debiutanckiego longplaya Led Zeppelin zaczął pierwszą z sześciu przewidzianych na ów rok tras po Stanach Zjednoczonych i bardzo szybko dorobił się statusu estradowej supergwiazdy.

Jerzy Skarżyński: NIEZAPOMNIANE PŁYTY HISTORII ROCKA SUPLEMENT (22)

W związku z tym, w myśl zasady, że należy żelazo kuć póki gorące, muzycy, gdy tylko znaleźli chwilę czasu (od maja do sierpnia), wpadali do tego czy owego studia nagrać to i owo. Spieszyli się, bo zamówień na ich drugi album było aż dziesięciokrotnie więcej niż na pierwszy. Owoc tej pracy - "Led Zeppelin II", trafił do sklepów 22 października.

Jeedddzzzziiiiieeeeeemmmmmmmmyyyyyyyy - "Whole Lotta Love"! Najpierw pojawia się cichutkie "Ech", a po ułamku sekundy Page'owski riff wszech czasów, który zaraz podchwytuje bas. Zanim grzmotnie perkusja, zaczyna śpiewać Plant. Sama histeria i desperacja. W środku psychoodlot, czyli świsty, wrzaski, pomruki, bębny i wreszcie tremolo werblu oraz... "Mini-Max" (każdy słuchacz radiowej "Trójki" wie, co mam na myśli). Potem jeszcze nagłe urwanie, ulatujący w kosmos krzyk i znów gitara. Poza jakąkolwiek skalą ocen! Dwójka - "What Is And What Should Never Be". Śpiew Roberta i pochód John Paul Jonesa sprawia, że bluesowa całość wije się jak grzechotnik, który chwilami hardrockowo atakuje mocnym riffem. Oj, jakież solo Jimmy'ego. "The Lemon Song" (3), to kolejne wspaniałe bluesowanie oparte na fantastycznym popisie gitary basowej i pięknie jej wtórującej solowej. Hipnotyzuje do bólu! Po tak pysznym i zwartym kwadransie napływa coś z innej bajki, czyli mocno rozmyte (z Hammondem w tle) nastrojowe i folkowe "Thank You". Dziękuję, bo dość ładne. Koniec strony "A", oczywiście analoga.

Początek strony "B" (analoga oczywiście). Tym razem bardzo heavy i bardzo potężnie. To "Heartbreaker". Riffy, superbębny i superśpiew. W środku gitarowe solo sute (gdy pojawiało się podczas odtwarzania w czasie dyskotek, jedni stali przebierając palcami po gryfach niewidocznych wioseł, a inni po prostu odlatywali - frrr!). Klasyka! Po dziesiątej części sekundy prawie ciszy, zaczyna się przebojowy (choć specjalnym przebojem tak naprawdę nie był) hardrockowy rock'n'roll "Living Loving Maid (She's Just A Woman)". Pychota! W następnym tematach: 7. - "Ramble On" jest folkowo i tylko chwilami ekscytująco (ciężki refren i solo Page'a); w instrumentalnym "Moby Dicku" perkusyjnie (bo to właściwie jedno solo na bardzo różnie potraktowanych bębnach itp.), a w zamykającym całość "Bring It On Home", trochę bluesowo oraz trochę hard.

JERZY SKARŻYŃSKI, RADIO KRAKÓW

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski