Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Listopady Wyspiańskiego

Redakcja
Listopad to wyjątkowy czas… Sam kiedyś o tej porze "niemal zaświatowej” powiedziałem: – W listopadzie takie dni, że wątlutka skóra bytu (– Bliżej nie być, niźli być?). Zdanie, które w Nocy Listopadowej wypowiada Wielki Książę Konstanty – a przecież to postać z aspiracjami na przyszłego króla, cara Polski – chyba zna każdy rozgarnięty Polak?

Leszek Długosz: Z BRACKIEJ

Listopad, to dla Polski niebezpieczna pora… Ot pierwsze z brzegu listopadowe argumenty Wyspiańskiego. – To czas realnego wesela w Bronowicach. Czyli w jego spojrzeniu i w oczach inteligenckiej części rodaków – nadzieja na jakąś próbę społecznego sojuszu? To także oczywisty czas Wesela – symbolicznego dramatu, którym niebawem nas obdaruje. Zawarł w nim faktyczne wesele bronowickie i dołożył swoją wizję, przeczucia i diagnozy. Dla Polaków to dzieło fundamentalne, nieśmiertelne. Wybieram te słowa bez poczucia patosu, bo to oczywistość. W końcu i ostatecznie, listopad to także pora jego śmierci.

Ale niebawem w listopadzie ziści się owa wyśniona Niepodległa. Ze znawstwem i z intuicją wieszcza wypowiedział więc (zadekretował) to swoje zdanie o polskich listopadach. One jakby się wprost wpisywały do historii, do narodowego polskiego dramatu. Doprawdy tyle się w czas listopadów wśród pokoleń Polaków budziło, zrywało się z nadzieją i przegrywało. Tyle umierało...

W dziejach Krakowa nie ma chyba artysty równie mocno wpisanego w miasto jak On. Tyle stąd wywiódł… Do twórczości plastycznej, do dramatów swoich tworzywa tyle zaczerpnął. Lecz i po sobie też – materialnych pamiątek, dzieł ile tu pozostawił! Imponujący jest jego wpis w to Miasto. Dla dwóch kreacji choćby, dla dwóch tych arcydzieł jakie po nim tu mamy, dla Wesela i dla kościoła Franciszkanów, zasłużył sobie na trwały pomnik.

Te dary ducha i geniuszu jego, to prezenty więcej niż królewskie. Kościół, który poprzez witraże i polichromię jakże podnosi rangę artystyczną Miasta!

Wesele, genialny obraz, który – póki będzie istniała polskość – stanowić będzie lustro jak żadne inne odbijające marzenia, polskie ambicje… Zrywy, zapłony i nieszczęśnie marnowane szanse. Dla mijających pokoleń ten dramat to wciąż uaktualniające się polskie rozrachunki. To samo, i tak samo obowiązujące pytanie. – O stan rzeczy i spraw polskich? I czy rzeczywistość w jakiej oto tkwimy – generowana jest samoistnie, z samej głębi naszej istoty? Czy wspomagana jest poniekąd narzucaną nam przygrywką skądinąd… – Z zewnątrz przybywającą?

To wszystko listopadowe są sceny i kwestie Wyspiańskiego. Jego listopadowa symbolika róż i chochołów.

Życie Stanisława W. w podwawelskim grodzie nie było usłane różami. Raczej chochoł krępował go tu i dusił. Banalnie i jak znamiennie, ale dzieje się tak, że to właśnie jednostkom wybitnym, górującym nad przeciętnością otoczenia, zdarza się taki los. Nie rozumiany jakby należało, nie doceniony jakby należało, pomijany jak nie należało mu się, pozostawał poniekąd w izolacji. Bez wystarczającego rozumienia i wsparcia. Z chwiejnym wielce i niepewnym statusem materialnym. Napiętnowany chorobą. Z pełnym pasji, tragicznym losem. Nie miał złudzeń, co do poczucia więzi. I co do tego jak tu jest usytuowany. – Niech nikt nad grobem mym nie płacze… Miasto, dopiero w żałobnym pośmiertnym nekrologu zdobyło się na gest. Żegnano Ukochanego Syna Miasta tego. Jednemu z największych w naszych dziejach geniuszy odmówiono możliwości zarządzania sceną. Choć ON to jak nikt inny, widział TEATR Ogromny. O miejsce na Skałce, o taki gest postarano się jednak. Chodziło wszakże o inne już decorum.

Przechodzę często przez Plac Mariacki obok domu, w którym Poeta pisał Wesele. (polecam tablicę). Przez lata, mieszkając w pobliżu, przechodziłem tamtędy codziennie. Uśmiecham się i puszczam wodze fantazji, ach gdyby nie ten drobiazg. Gdyby nie ten, między nami dystans czasowy… Może bym akurat ośmielił się i (po sąsiedzku) zapytał: – No jak tam Panie Stanisławie, kończy Pan? Jak Pan ostatecznie rozstrzygnął tę finałową scenę w Weselu?

Gdyby tak było możliwe. Takie poza czasem spotkanie… Może bym i dalej ośmielił się. – A w naszym listopadzie AD 2011, jakby Pan ustawił te polskie dzisiejsze tańce? Listopadowe nasze korowody?

Fantazjuję i pozwalam sobie na zuchwałość. Duchy rebelianckie wobec praw czasu i materii, moglibyśmy sobie takie projekcje, przymiarki takie fundować? Przy jakiej kawie ponadczasowej? Zacząłem nawet sobie ową scenę taneczną (Wesela 2011) w myślach układać. Pokoje zgromadzeń, Izby i Pałace takie i owakie w wyobraźni przebiegać... Koalicje całe taneczne, pary, tercety… Począłem zestawiać, ustawiać… Kto z kim?

I spłoszyłem się. Zawstydziłem się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski