Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Literatura i zło

Redakcja
Istotnie, własne doświadczenie nie jest warunkiem koniecznym do opisywania i interpretowania świata. Nikt przecież nie wymaga na przykład od lekarza, by nim zacznie leczyć innych, sam na własnej skórze doświadczył wszystkich chorób trapiących rodzaj ludzki. Nie da się jednak zaprzeczyć twórczej roli własnych przeżyć. Literatura byłaby o wiele uboższa, gdyby wielu z jej twórców nie otarło się wcześniej o opisywane potem przez siebie dramatyczne sytuacje i środowiska. Nigdy nie powstałaby "Ballada o więzieniu w Reading" i "De profundis", gdyby ich autor, Oskar Wilde, nie powędrował do więzienia, skazany na 2 lata ciężkich robót za, jak to określił, akt oskarżenia, "wykroczenie przeciw obyczajom z osobami płci męskiej". Nigdy nie przeczytalibyśmy "Wspomnień z domu umarłych", gdyby nie lata spędzone przez Dostojewskiego na katordze.

Wybitny angielski antropolog kulturowy James Georg Frazer, autor słynnej "Złotej Gałęzi", zapytany kiedyś, czy widział na własne oczy bodaj jedno z pierwotnych, dzikich plemion, których obyczaje i wierzenia opisywał, spojrzał zdumiony na rozmówcę i zawołał: - Ależ uchowaj Boże!
 Wilde i Dostojewski, doświadczając losu więźnia na równi z pospolitymi zbrodniarzami i kryminalistami, należeli jednak do innego świata. Z tym, w którym przyszło im żyć za murami, nie utożsamiali się nigdy. Byli i pozostaliby pisarzami nawet bez tych dramatycznych przeżyć. Odnajdujemy jednak w historii literatury też i takich, którzy mają w niej swoje miejsce tylko dlatego, że trafili za kraty. Gdyby nie kolejny wyrok, tym razem już na wiele beznadziejnie długich lat, ci wykolejeńcy zapewne nigdy nie sięgaliby po pióro.
 W okresie międzywojennym, w Polsce wielkim powodzeniem cieszyły się książki dwóch takich przestępców, Sergiusza Piaseckiego i Icchoka Farberowicza, bardziej znanego pod złodziejską, a potem literacką ksywą " Urke Nachalnik. Piasecki urodził się w roku 1899 w Lechowiczach k. Baranowicz na Białorusi. Wychowywany w środowisku rosyjskim do 20 roku życia nie władał w ogóle językiem polskim. W latach 1922-26 był agentem wywiadu polskiego w Sowietach. Ryzyko tego zajęcia było jednak albo niewystarczającym wyzwaniem dla jego temperamentu, albo marnie płatne, bo zajmował się jeszcze nadto przemytem. Zarobił na tym procederze kilka niewysokich wyroków. Nic go jednak nie nauczyły, bowiem krótko potem, za napad rabunkowy na pociąg, zamknęły się za nim na 15 lat bramy najcięższego polskiego więzienia na Świętym Krzyżu. W więziennej - bez końca - nudzie i monotonii, jego witalność i życiowa energia watażki znalazła ujście w pisaniu. Więźniowie często oszukują czas, wykonując rozmaite przedmioty w sposób niesłychanie misterny i kunsztowny. Tak pracował Piasecki nad swoją polszczyzną. I nad swoją pierwszą powieścią, którą zyskał największy rozgłos - "Kochankiem Wielkiej Niedźwiedzicy", wspomnieniem przygód na polsko-sowieckim pograniczu. Wydana przez "Rój" przyniosła mu sławę, pieniądze, ale przede wszystkim wolność. Za utalentowanym literacko "naturszczykiem", uprawiającym wchodzącą w modę "literaturę faktu", wstawił się Melchior Wańkowicz i wielu polskich pisarzy, wyjednując ułaskawienie i przedterminowe zwolnienie.
Bardzo podobnie ułożyły się koleje losu Urke Nachalnika. Jest niemal rówieśnikiem Piaseckiego, urodził się w 1897 roku, również jako poddany cara, w Łomży, w rodzinie żydowskiego kupca. Był jednak synem marnotrawnym. Mimo iż odebrał tradycyjne żydowskie wykształcenie, nie palił się do uczciwych zajęć, którym oddawali się jego współziomkowie. Mając 15 lat, okradł ojca i uciekł do Wilna. Najął się na szamesa w bóżnicy grabarzy na wileńskim dziedzińcu synagogalnym. Niewiele dostawał, więc zaczął kraść. Schwytany na gorącym uczynku, pierwszy wyrok odsiedział w więzieniu przy ulicy Stefana, skąd wyszedł już jako przeszkolony w fachu złodziej. I tak się potoczyło. Siedział w różnych więzieniach w całej Polsce, ostatni najdłuższy, 8-letni wyrok zaczął odsiadywać w 1927 roku w Rawiczu. I tam też zaczął pisać - co ciekawe, po polsku - swoją pierwszą i chyba najlepszą powieść "Życiorys własny przestępcy". Rękopis trafił do rąk profesora St. Kowalskiego z Poznania, na którym styl, język i sposób narracji Nachalnika wywarł takie wrażenie, iż dołożył wszelkich starań by książkę wydano. Podobnie jak w przypadku Piaseckiego, akuszerką literackiej sławy Urkego było wydawnictwo "Rój". I podobnie jak Piaseckiemu, sława ta otworzyła mu więzienne bramy. Wrócił do Wilna. Długo tam jednak nie zabawił. Z wileńskim środowiskiem pisarzy nie bardzo potrafił znaleźć wspólny język, dla innych był przede wszystkim, nie zasługującym mimo wszystko na zaufanie ekskryminalistą. Żył samotnie, regularnie odwiedzając tylko bibliotekę Straszuna i Żydowski Instytut Naukowy, gdzie ceniono go wysoko jako eksperta od żydowskiej gwary przestępczej. Gdy ożenił się, rodzina żony też uważała ten związek za mezalians. Bez żalu opuścił więc Wilno i osiadł w podwarszawskim Otwocku.
Bliźniaczo podobnymi ścieżkami dotarł też z przestępczego matecznika na literacki Parnas jeden z najwybitniejszych, współczesnych dramaturgów francuskich Jean Genet. Urodził się w 1910 roku, dzieciństwo podrzutka spędził w paryskim sierocińcu nim zaadoptowała go wieśniacza rodzina w Morvan. Miał 10 lat, gdy posądzony o kradzież, trafił do domu poprawczego. Potem nie wrócił już do przybranego domu, włóczył się po Francji i Europie. Kradł, trudnił się przemytem i prostytucją. Odsiadywał wyroki w więzieniach francuskich, włoskich, hiszpańskich, polskich, czeskich, austriackich, jugosłowiańskich. Zaciągnął się do Legii Cudzoziemskiej, lecz wkrótce z niej zdezerterował. Po kilku włamaniach we Francji zarobił swój 21 wyrok - dożywocie, jako niepoprawny recydywista. Miał wtedy 30 lat - wiek uprawniający do refleksji nad życiem i aż nadto czasu na uporządkowanie tych przemyśleń. Zaczął pisać. W latach 1940-48 powstaje kilka poematów, autobiograficzna powieść "Dziennik złodzieja" i najgłośniejsza sztuka Geneta "Pokojówki". W rok później opuścił więzienie, gdy prezydent republiki przychylił się do petycji grupy francuskich intelektualistów, m.in. Jouveta, Sartre’a, Cocteau i ułaskawił autora.
 Genet nie ogranicza się do wątków biograficznych. Krytycy zaliczają go do twórców teatru absurdu, p odkreślają jego związki z filozofią egzystencjalizmu. Nie pisze awanturniczych romansów, próbuje w swych utworach dociec, dlaczego pewnego dnia pod człowiekiem załamuje się kruchy lód bezpiecznego codziennego bytowania i z powodów niezrozumiałych dla siebie i otoczenia wpada w metafizyczną otchłań zła.
Inspiracją do napisania "Pokojówek" był głośny w 1933 roku proces sióstr Papin, kucharki i służącej, oskarżonych o bestialskie zamordowanie swojej chlebodawczyni. Śledztwo w tej sprawie nie było w stanie odkryć żadnego racjonalnego motywu zbrodni. Nie była nim chęć zemsty, nie wchodził w rachubę rabunek. Same siostry, składając wyjaśnienia, beznamiętnym tonem, bez cienia emocji opisywały drastyczne szczegóły mordu, ale pytanie - dlaczego? pozostawiały bez odpowiedzi. Zresztą na sali sądowej najczęściej milczały, bezwolnie i jakby nieobecne poddając się procedurom. Absurdalność tej zbrodni kazała sądowi szukać wyjaśnienia jej przyczyn w zaburzeniach psychicznych oskarżonych. Ale siostry Papin nie zdradzały oczywistych objawów umysłowej dewiacji, a szczegółowe badania biegłych prowadziły do niejednoznacznych ocen. Obrońcy sugerowali umysłową degenerację oskarżonych, dziedzictwo nałogowego alkoholizmu ojca i histerii matki. Temu psychiatrzy nie przeczyli, wzbraniali się jednak uznać te fakty za przekroczenie, uwalniającego od kary, progu niepoczytalności. Na pewno rozwikłanie zagadki tkwiło w zakamarkach psychiki oskarżonych, brak było jednak skutecznego instrumentarium, by je spenetrować. Sąd nie może jednak poprzestawać na stawianiu hipotez, mnożeniu znaków zapytania. Skazany jest na pragmatyzm prawa karnego, stojącego na straży obowiązującego porządku społecznego. Temu porządkowi, chroniącym go przed destrukcją normom moralnym i prawnym rzucono wyzwanie, więc siostry Papin zostały uznane winnymi. Wobec Krystyny, która w tym duecie była osobowością dominującą, orzeczono karę śmierci, młodszą Leę skazano na 10 lat ciężkich robót. Wyroku jednak nie wykonano; w więzieniu Krystyna popadła w ewidentną już chorobę psychiczną, zmarła w domu dla obłąkanych 4 lata później. Lea odcierpiała część kary, zwolniono ją przedterminowo w 1941 roku.
 Pytanie, co każe popełniać ludziom takie zbrodnie, pozostaje nadal bez odpowiedzi, jako wyzwanie dla filozofów i pisarzy...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski