MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Łomiarz" znów za murami

Redakcja
Okryty złą sławą Henryk R., zwany "Łomiarzem", w tym tygodniu ponownie został skazany - na 7 lat więzienia. Do celi trafił prosto z sądowej sali - z całym dobytkiem, mieszczącym się w plecaku i podróżnej torbie.

Ewa Kopcik: HISTORIE Z PARAGRAFEM

Sprawą "Łomiarza" kilkanaście lat temu żyła cała Polska. Mężczyzna siał terror na ulicach Warszawy. W latach 1992-93 napadł blisko 30 kobiet. Czaił się na nie na klatkach schodowych i w podwórkach kamienic. Wiek ofiar nie grał roli - najmłodsza miała 28 lat, najstarsza 80. Walił je w głowę czymś twardym - łomem lub metalową rurką - i zabierał torebkę. Pięć z nich nie przeżyło napaści.

Policja tak na poważnie zaczęła szukać bandyty dopiero wtedy, gdy jednego dnia zaatakował aż pięć kobiet i w stolicy wybuchła panika. Powołano wówczas specjalną ekipę śledczą, która zaczęła łączyć ze sobą poprzednie napady. Na murach budynków zawisły plakaty z portretem pamięciowym podejrzanego. Niewiele jednak pomogły. W zatrzymaniu Henryka R. spory udział mieli przypadkowi przechodnie, którzy chwilę po kolejnym napadzie - na ul. Puławskiej, 6 września 1993 r. - wskazali policjantom uciekającego mężczyznę. Był to właśnie 29-letni wówczas Henryk R.

Kilkanaście miesięcy później prokuratura sporządziła akt oskarżenia, który zarzucał mu 29 brutalnych rozbojów. Był on jednak głównie oparty na poszlakach. Żadna z ofiar nie widziała bowiem twarzy napastnika i nie była w stanie go rozpoznać. Twardych dowodów brakowało. A sam oskar- żony nie zamierzał śledczym ułatwiać zadania: nie przyznawał się do winy i konsekwentnie odmawiał wyjaśnień.

Procesy z udziałem Henryka R. ciągnęły się w sądach przez ponad sześć lat. Po raz pierwszy został skazany na 25 lat za 3 spośród 29 napadów, o które oskarżył go prokurator. Ostatecznie jednak utrzymał się tylko zarzut o jeden. Fakt, że do napadów zawsze dochodziło w dniach, gdy R. przebywał na przepustkach z więzienia (odsiadywał wyrok również za napad) - zdaniem sądu - był jedynie poszlaką, a nie dowodem. Proces więc doprowadził jedynie do skazania za ostatni rozbój, po którym R. został zatrzymany. Jako recydywista, dostał wtedy 15 lat więzienia.

Wyrok odsiedział co do dnia. Wolność odzyskał dopiero we wrześniu 2008 r., by pół roku później po raz kolejny trafić za kraty. Znów za napad.

Była połowa marca 2009 r. 52-letnia mieszkanka podwarszawskiego Piaseczna około godz. 18 wracała do domu, gdy nagle z bramy jednego z bloków wyszedł mężczyzna. Mocno ją kopnął w plecy, a gdy upadła, zabrał torebkę i uciekł. W pobliżu był akurat radiowóz. Policjanci szybko przejrzeli nagrania z kamer pobliskiego monitoringu i ruszyli na poszukiwanie sprawcy. Po kilkudziesięciu minutach zauważyli podejrzewanego w pobliżu. Zatrzymali go. Był to już wówczas 45-letni Henryk R. W kieszeni miał stary artykuł z relacją z procesu "Łomiarza" i kartę wypisu z więzienia.

To właśnie tego przestępstwa dotyczył zakończony w miniony poniedziałek proces. Powtórny, bo już raz sąd skazał Henryka R. w tej sprawie na 7 lat więzienia. Tamten wyrok został jednak uchylony z powodu błędów proceduralnych.
Tym razem prokuratura dysponowała zdjęciami monitoringu z miejsca, gdzie napadnięto kobietę, a także z pobliskiego sklepu, gdzie R. miał ukraść butelkę wódki. Według oskarżyciela, zdjęcia bezspornie dowodzą, że to on był sprawcą rozboju.

Obrona miała inne zdanie. Kwestionowała jakość nagrania i wskazywała na opinię biegłych, którzy stwierdzili, że postać kopiąca kobietę to z bardzo dużym, ale nie stuprocentowym prawdopodobieństwem "Łomiarz". - Taka analiza podważa dowód - przekonywał adwokat. Sąd jednak nie podzielił tych wątpliwości i skazał ponownie Henryka R. na 7 lat więzienia, czyli tak jak wnioskował prokurator.

W tej sprawie R. spędził w tymczasowym areszcie ponad dwa lata. W końcówce procesu odpowiadał z wolnej stopy, bo warszawski Sąd Okręgowy na początku sierpnia uznał, że nie można już dłużej trzymać oskarżonego za kratami bez wyroku. Długo wolnością się nie nacieszył, bo po ogłoszeniu orzeczenia sędzia od razu zarządziła tymczasowe aresztowanie.

Być może się tego spodziewał, bo na ostatnią rozprawę przyszedł do sądu z całym dobytkiem: podróżną torbą i plecakiem. Jak mówił dziennikarzom, rodzina wymeldowała go z domu, a z hotelu robotniczego, gdzie później nocował, też go wyrzucono. Ponoć powodem były częste policyjne naloty.

Jeśli wyrok się uprawomocni, R. nie będzie mógł się ubiegać o warunkowe zwolnienie. Jego obrońca zapowiada jednak apelację.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski