Lotnik wzleciał wysoko, później boleśnie spadł

Marcin Kwater (nr 14) i jego koledzy z Lotnika nie mieli udanej rundy FOT. ARTUR BOGACKI

Zespół wprawdzie przeszedł gruntowne zmiany kadrowe, ma problemy organizacyjne, ale na półmetku jesieni można było być optymistą. Zaczęło się wprawdzie od porażki 0:5 u siebie z Kaszowianką, lecz 4 kolejne zwycięstwa dały awans na pozycję wicelidera. Tyle, że aż 6 następnych spotkań skończyło się porażkami, w tym bardzo dotkliwymi. W efekcie Lotnik z 12 punktami (bilans bramkowy: 9-33) jest dopiero 10. w stawce 12 zespołów.

- W ogóle nie jestem zadowolony z naszego dorobku - nie kryje trener Paweł Pyla. - Drużyna była budowana praktycznie od podstaw, do tego po jednym meczu odszedł nasz podstawowy bramkarz Sajdak. Mam trochę żalu do niektórych graczy za niewłaściwe podejście do treningów i meczów. Dopóki nie dopadły nas kontuzje, jakoś sobie radziliśmy, później jednak nie udźwignęliśmy ciężaru niektórych spotkań. Musieliśmy sięgać po zawodników z juniorów i drugiej drużyny, występującej w klasie C. W ostatnim meczu niemal cały skład był oparty na zawodnikach rezerw, które nie pojechały na swój mecz.

Szkoleniowiec zaznacza jednak, że z niektórych zawodników można być zadowolonym. - Michał Twaróg dołączył do nas niedawno, a mimo młodego wieku wywalczył sobie miejsce w składzie. Grzegorz Meus trafił do nas z klasy A, uważam, że zrobił największy postęp. Solidnym zawodnikiem był Krzysztof Sadko, który rozegrał chyba najwięcej meczów - mówi trener.

Wiosna dla Lotnika zapowiada się trudna. Wiele zależeć będzie od tego, czy klub wreszcie organizacyjnie wyjdzie na prostą. - Mam sygnały, że idzie ku lepszemu - mówi Pyla. - Potrzebujemy kilku wzmocnień, ustabilizowania składu i sytuacji w klubie.

Artur Bogacki