18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lubcza pachnie miłością

Redakcja
Ksiądz Marek Kuzak mówi, że w parafii w Lubczy św. Walenty to patron drugorzędny, co nie znaczy gorszy Fot. Piotr Subik
Ksiądz Marek Kuzak mówi, że w parafii w Lubczy św. Walenty to patron drugorzędny, co nie znaczy gorszy Fot. Piotr Subik
Od kiedy trwa ten kult, nie wiadomo. Może nawet od średniowiecza, kiedy w Lubczy zbudowano pierwszą świątynię. Wprawdzie teraz, gdy kościół nosi wezwanie Najświętszego Serca Pana Jezusa, święty Walenty stał się jego drugorzędnym patronem. Drugorzędnym, co nie znaczy gorszym. Odpust 14 lutego to w Lubczy wielkie święto. Przede wszystkim religijne, choć ostatnio nie tylko. Obraz i relikwie

Ksiądz Marek Kuzak mówi, że w parafii w Lubczy św. Walenty to patron drugorzędny, co nie znaczy gorszy Fot. Piotr Subik

Kiedy zapytasz kogoś w Lubczy, kim jest dla ludzi święty Walenty, prawie na pewno odpowie pytaniem: "Ale tutaj czy w ogóle? ". - Zanim Walenty, ten od zakochanych, przypłynął do nas zza oceanu, myśmy go w parafii czcili od pokoleń. Jako uzdrowiciela i męczennika - tłumaczy sołtys Andrzej Marcinek.

Od kiedy trwa ten kult, nie wiadomo. Może nawet od średniowiecza, kiedy w Lubczy zbudowano pierwszą świątynię. Wprawdzie teraz, gdy kościół nosi wezwanie Najświętszego Serca Pana Jezusa, święty Walenty stał się jego drugorzędnym patronem. Drugorzędnym, co nie znaczy gorszym. Odpust 14 lutego to w Lubczy wielkie święto. Przede wszystkim religijne, choć ostatnio nie tylko.

Obraz i relikwie

Lubcza, dawna wieś królewska, rozłożyła się u stóp Pasma Brzanki na Pogórzu Ciężkowickim. Łagodne pagóry, pola pod szczyty, niespełna 2,5 tys. mieszkańców, okazały dom weselny, przystanek PKS, szkoła, parę sklepów. I neogotycki kościół: ceglany, ze strzelistą wieżą oraz obrazem św. Walentego we wnętrzu. Obrazem, który w bocznej nawie, na lewo od wejścia, wisi od niepamiętnych czasów, zwykle wiosennie przystrojony kwiatami. Miejscowi od zawsze oddają mu należną cześć.
Z młodzieńczych lat św. Walentego z obrazu pamięta Andrzej Marcinek, sołtys Lubczy, a wówczas ministrant; - Mama brała mnie za rękę i prowadziła do kościoła. Albo sam biegłem cztery kilometry, na ranną mszę, w drodze do szkoły.
Tak zresztą przez wieki robili wszyscy mieszkańcy Lubczy, wśród których św. Walenty uchodzi za orędownika. - Ludzie wierzą, że można u niego wyprosić łaski. To tkwi w nas głęboko - tłumaczy Jadwiga Skowron, opiekunka Ośrodka Kultury w Lubczy. - Bo my, parafianie, widzimy go zupełnie inaczej niż wszyscy, od innej strony go czcimy. Jako patrona poważnie chorych, cierpiących, przynoszącego ulgę. Także patrona miłości - nie zakochania, byle jakiego, rozpasania czy wyuzdania - ale na samym końcu.
Modły do świętego zanosi się tu nie tylko przed obrazem, ale także przed relikwiami; tymi, które kiedyś - kiedy, znów nie wiadomo: nie zachowały się na to żadne papiery - przywieziono do Lubczy z Włoch. To kawałek kości; której - to zagadka. Dla ludzi to zresztą bez znaczenia. Ważne, że modlitwy przynoszą skutek. Tak jak skutek przynosi zupa z... lubczyku, gotowana w walentynki. Nią Lubcza zasłynęła.

Lubczyk z ogródka

A zaczęło się to ponoć od Kazimierza Wielkiego; przynajmniej taką legendę opowiada się w Lubczy dzieciom. Król miał zjechać tu na łowy, a ponieważ były obfite, zatrzymał się w karczmie i poprosił, by przyrządzono mu kolację z upolowanej zwierzyny. I karczmarka coś tam ugotowała, sypiąc do garnka przyprawy od dawien dawna używane we wsi. Królowi jedzenie tak posmakowało, że kazał sobie pokazać zioła. A ponieważ były nienazwane, rzekł: "Skoro w Lubczy rośnie to ziele, niech się lubczykiem nazywa". Potem, jakżeby inaczej, karczmarkę zabrał ze sobą na królewski dwór.
Andrzej Marcinek mówi tak: - Nie wiadomo tylko, czy chciał, żeby mu gotowała, czy może go wzięło po lubczyku...
Bo lubczyk taką ma właśnie sławę: że to afrodyzjak. - Na potencję wpływa. I dużo lepszy niż viagra, zdrowszy przede wszystkim. Żadnych skutków ubocznych. Skąd wiem? Był tu taki pan; stwierdził, że lubczyk jest skuteczny - tłumaczy Stanisław Warchał, radny sołecki.
Kiedyś lubczyk rósł na łąkach na dziko, teraz gospodynie uprawiają go w ogródkach. Tyle że już po sąsiedzku, choćby w gminnych Ryglicach, zwie się go "maggie" jak przyprawę ze sklepu. - Wygląda jak "marycha" - śmieje się burmistrz Bernard Karasiewicz. Ale innym przypomina nie marihuanę, konopie indyjskie, lecz przerośniętą pietruszkę. "Słynie z zapachu, sprzyja rodzącej się miłości i pobudza do intensywnego... myślenia" - można usłyszeć. Stąd ta zupa dla spragnionych uczuć.
To czasem trzysta litrów, czasem pięćset. Tysiąc osób może sobie pojeść, albo drugie tyle. - Trudno to przewidzieć. Jeden dużo bierze, drugi mniej. Jeden, żeby tylko skosztować, drugi, żeby się najeść do syta. Babcie to nawet z banieczkami przychodzą, niosą na zaś do domu - opowiada Adam Augustyn, komendant Ochotniczej Straży Pożarnej w Lubczy.
Sołtys Marcinek receptury potrawy zdradzić nie może i nie chce. Mówi tylko, że to prawdziwa zupa, nie taka z torebki. Gotowana w kotle i według przepisu przekazywanego z pokolenia na pokolenie, przez starsze panie młodym. Z wkładką mięsną, warzywną itd. Pachnie, zapewnia Marcinek, niesamowicie.

Prawie jak viagra

Burmistrz Karasiewicz nie ukrywa, że jadł zupę, ale dla mięsa, a nie lubczyku. - To nie narkotyk, choć coś musi w sobie mieć. Dopalacz? Nie, raczej "dozupiacz" - śmieje się teraz.
Są tacy, którzy mówią wprost: "Jak kiepski chłop, nawet gdyby snop lubczyku zjadł, to nic mu z tego". Jednak na innych zioło wpłynęło. Kiedyś Adam Augustyn, ten od straży, podczas walentynek wiózł bryczką parę zakochanych: - Mówili, że coś ich tam po tym lubczyku wzdryga, że pociąg mają. Kazali się wieźć w zadrzewienia... Nie oni jedni, zawsze nam po walentynkach coś wyskoczy znienacka. Z młodymi różnie bywa. Mają się brać, nie mają, a po święcie jednak idą do ołtarza.
Ks. Marek Kuzak, proboszcz, też spróbował zupy: - I zadziałała. Oczywiście, w wymiarze miłości do parafian.
Kto wierzy, ten zyskuje - tak się tu mówi.
- Tego dnia wszyscy staramy się uwierzyć w zbawcze działanie lubczyku - mówi Teresa Lisak, dyrektor Ośrodka Kultury w Ryglicach. - Żartujemy sobie, ale tylko wtedy. Bo na co dzień ludzie wolą załatwiać te sprawy w pieleszach domowych, na własnym podwórku.
A inni wierzą nie w lubczyk, lecz w cuda od św. Walentego. W księgach parafialnych są opisy łask, które mieszkańcy wypraszali przez stulecia. Krąży opowieść o mężczyźnie, którego zaraz po wojnie przyniesiono przed ołtarz z wielką chorobą, czyli epilepsją. Poprawiło mu się od razu i dożył późnej starości. Albo o Helence, której wotum dziękczynne wisi obok obrazu - także uzdrowionej z padaczki, w 1937 r. I o kobiecie, która miała guza w brzuchu, a potem znikł. Była pobożna i ten cud wymodliła, całkiem zresztą niedawno.
- Dzięki modlitwie udawało się ludziom zerwać z nałogami, nawrócić się, zakończyć kryzysy małżeńskie, przejść pomyślnie operacje - wylicza ks. Marek Kuzak.
A za komuny, przypomina sobie sołtys Marcinek, ludzie modlili się o otuchę i siłę na trudne czasy. I jak tu nie wierzyć, że to obraz cudowny? Ponoć, kiedy w XVII w. tereny te najechał książę Jerzy II Rakoczy, w ogniu stanęło wiele domostw i kościół - wówczas jeszcze drewniany. Wtedy to jeden z mieszkańców wbiegł do świątyni, i chcąc ratować cudowny wizerunek, chwycił go za ramy. Lecz ten ani drgnął. Wykrzyknął więc: "Jeśli ty masz spłonąć, niech ja z tobą spłonę". Wtenczas obraz już wyszedł z ram; udało się go uratować. Poddał się żywiołowi długo potem, podczas pożaru następnego kościoła.
Jak wyglądał św. Walenty na spalonym malunku, trudno powiedzieć. Nie zachowały się żadne szkice ani rysunki. - Na pewno, tak jak na obecnym, miał brodę. Kobiety się w nim kochały, więc ją zapuścił, żeby się zeszpecić - opowiada Jadwiga Skowron.
Obraz, który wisi w kościele do teraz, namalował ks. Józef Lenartowicz, proboszcz w Lubczy na przełomie XIX i XX w. Za modeli miał swego ojca oraz dziewczynkę z wiejskiej rodziny.
- To była ciotka mojego ojca Adolfa. Gdy dorosła i chciała wyjść za mąż, przyszła do proboszcza. A ten powiedział: "Tyś jest malowana na ołtarzu, powinnaś pójść do zakonu". I była zakonnicą w Rzeszowie - wspomina Stanisław Warchał.

Stolica miłości

Niektórzy przez to wszystko: cuda, zupę i organizowane od pięciu lat huczne walentynki, mówią na Lubczę - "stolica miłości". - Lubcza brzmi miłośnie - twierdzi Bernard Karasiewicz.
- Stolica miłości? Ale w jakim sensie? - zastanawia się ks. Marek Kuzak. - Mnie się to źle kojarzy. Z miłością łatwą i nie zawsze właściwie rozumianą.
Kiedyś mówiło się żartobliwie, że Ryglice to "miasteczko miłości". Dlatego, pamięta burmistrz, że w tłusty czwartek kobiety częstowały mężczyzn słodyczami i wódką. I bardziej chodziło o życzliwość niż rozpustę. Parę lat temu wymyślono więc, że gminę promować będzie hasło "Wrota miłości".
Jednak miejscowym do gustu ono nie przypadło: kręcą nosami. Nie podoba się im też slogan o niby stołeczności Lubczy; niektórym przywodzi na myśl domy publiczne. A z nimi wioska nie chciałaby się utożsamiać; żadnego przecież nie ma w okolicy. Mimo że wszyscy, choć mimochodem, powtarzają znane tu przysłowie: Jak w Lubczy nie za... to w Jodłowy (Jodłowa to wieś po sąsiedzku) ani mowy.
Burmistrz Bernard Karasiewicz wie, że ludzie nie są gotowi na hasła, takie jak "Wrota miłości". Ale wie też, że kiedyś dojrzeją: - Byłbym zachwycony, gdyby przyjeżdżały tu tysiące turystów: zażywać pogody, pić wodę ze źródeł i jeść zupę z lubczykiem. Ale czy Lubcza będzie "stolicą miłości", tego nie wiem. Że niby burdele? Każdy sądzi według swych tęsknot i chęci. Mnie akurat miłość kojarzy się z czymś nadzwyczajnym, niekoniecznie opartym na seksie. Miłość to otwarcie na drugiego człowieka; czy może być coś piękniejszego? A my boimy się tego słowa, boimy się uczucia.
Ludzie woleliby, żeby Lubczę zwano "stolicą świętego Walentego". Bo od dziesięcioleci, dziewięć dni przed odpustem, rozpoczyna się w kościele śpiewanie godzinek: pięknych, melodyjnych, chyba jedynych w świecie do św. Walentego. Choć trudno dociec, czy patron z ołtarza w Lubczy wciąż ma moc, jak przed wiekami. - Ludzie proszą o modlitwę, ale zawsze potem zapomną przyjść i powiedzieć, czy pomogła - mówi z żalem ks. Marek Kuzak.
Piotr Subik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski