Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ma w życiu dwa nałogi. Każdego dnia zjada dwa jajka i kupuje "Dziennik"

Katarzyna Kachel
"Dziennik Polski" czyta od pierwszej do ostatniej strony. Kiedy córki przychodzą z obiadem relacjonuje im najciekawsze historie
"Dziennik Polski" czyta od pierwszej do ostatniej strony. Kiedy córki przychodzą z obiadem relacjonuje im najciekawsze historie Michał Gąciarz
Córki stuletniego Franciszka Barnasia pamiętają dobrze dzień 1 maja. Tata dawał im wtedy drobne pieniądze. Pamiętają też niedziele. Budziły się, a w przedpokoju stały w szeregu wyglancowane buty. - Ale "Dziennik Polski" przebijał wszystko. Był codziennie. Od zawsze - mówią.

Trochę przed godziną szóstą. Szóstą rano. Codziennie, bo inaczej świat musiałby potoczyć się według całkiem innego rytmu.

Takiego, którego Franciszek Barnaś z Tarnowa nie akceptuje i akceptować nie zamierza. Ma w końcu sto lat i może sobie pozwolić na takie kaprysy. Dlatego codziennie - trochę przed godziną szóstą -sprzedawca podaje starszemu panu "Dziennik Polski".

A starszy pan bierze go do domu i czyta od pierwszej do ostatniej strony. Bez okularów, bo przecież widzi wszystko jak należy. Mówi, że wydobywa z gazety to, co najlepsze. I tak jest od zawsze. Od zawsze, czyli od kilkudziesięciu lat. Tyle że dziś będzie trochę inaczej. Bo dziś pan Franciszek przeczyta w gazecie swoją historię.

Pogórska Wola leży przy drodze krajowej numer 94. 12 kilometrów na wschód od centrum Tarnowa. Tyle że w 1915 roku, dokładnie 27 stycznia, żadnej drogi jeszcze nie było. W tym dniu w rodzinie Ludwiki i i Jana przyszedł na świat mały Franek. Był trzecim dzieckiem Barnasiów, po którym pojawić się miało jeszcze troje.

Jego dzieciństwo nie mogło być łatwe. Piaszczysta gleba trudna była w uprawie, tak więc prócz nauki w wiejskiej podstawówce chłopak musiał pomagać rodzicom w gospodarstwie. -To było coś naturalnego. Nikt by nie pomyślał, żeby się buntować - mówi dziś.

Klas skończył sześć. Na tamte czasy miał więc całkiem gruntowne podstawy, by móc ocenić zjawiska, które go otaczały. Na ich zgłębianie nie miał jednak szans. Praca w sklepie w Tarnowie miała zapewnić jemu i rodzinie trochę grosza. Chodził do niej piechotą. 12, może trochę więcej kilometrów.

Marię z Głowackich poznał tuż przed wojną. W 1939 wzięli ślub. W wianie żona wniosła maszynę do szycia, pogodę ducha i zamiłowanie do literatury. Małżeństwem się nie nacieszyli.- Usłyszałem: albo roboty w Niemczech, albo praca w Radomiu. Wybór był oczywisty. Tak trafiłem do budowy toru kolejowego. Na trzy i pół roku - wspomina.

Było ciężko. Jeden dzień pamięta szczególnie. Mówi, że podbijał wówczas "kamienie pod szele", kiedy ktoś przystawił mu pistolet do głowy. Pijany Niemiec wyraźnie miał ochotę na niebezpieczną zabawę. Życie uratował mu kolega oprawcy. Nieco trzeźwiejszy. Zapamięta to do końca życia. Tak jak i późniejszą historię, kiedy lufę do skroni mocno przyciskał mu Rosjanin.
Nie chce wspominać tamtych czasów. Przeżył. Ucieczka ocaliła go od śmierci. Koniec wojny świętowali już w czwórkę. Z pięcioletnią Zosią i dwuletnią Wandą.

Z młyna, gdzie po wojnie pracował w kaszarni, przeniósł się do PKS. Rozładowywał ciężkie wagony z węglem. Od czwartej rano do wieczora. Każdego dnia, przez całe życie. Wtedy, kiedy na świecie pojawiali się Irena, Marian i najmłodsza Elżbieta, też.

Maluchy codziennie czekały, aż wróci z pracy. Bo w kieszeniach zawsze chował jakieś słodycze. Wanda pamięta też 1 maja. Mówi: Nie mogłam się tego dnia doczekać. Tata, jak nigdy, wracał wówczas do domu "w dobrym nastroju". Siadał na progu i dzielił między dzieciaki drobne pieniądze.

- Wiele nas nauczył: szacunku do rodziny i do zmarłych. Póki żyli dziadkowie, raz w tygodniu szliśmy ich odwiedzić -wspomina Wanda. Babcia wynosiła im wówczas po kryjomu jajka, a dziadek zaganiał wszystkich do zbierania stonki. Nie było zmiłuj się.

W życiu Barnasiów było kilka trudnych momentów. Kiedy chorowała żona pana Franciszka i kiedy zsunął się na niego węgiel z wagonu. Spędził wtedy kilka dobrych tygodni w Krakowie na oddziale neurochirurgii. - Nie zgodziłem się wówczas na trepanację czaszki. Bałem się - pamięta.

Lekarzom udało się go wyleczyć. Tylko słuchu już pełnego nigdy nie odzyskał. Kiedy dostawał wypis, lekarz mu powiedział: "Nigdy cię już nie będzie boleć głowa".
I nie bolała.

Ma Franciszek Barnaś swoje święte rytuały. Tak jak czekanie na codzienną dostawę "Dziennika Polskiego", który -jak mówi - czyta od zawsze i od deski do deski. Albo regularne wyprawy "na burek". Burek to słynny targ w Tarnowie.

Chodzi tam, bo - jest przekonany - nikt z rodziny takiego świetnego sera jak on nie kupi. Jajek też tak doskonałych nie przyniesie. - Mówię mu: tato, jesz miesięcznie 60 jaj! To niezdrowe! -opowiada córka Zosia.

- Jakie sześćdziesiąt!? - protestuje. -Przecież tylko dwa dziennie.

I rosół też gotuje sobie sam. Nikogo wtedy do kuchni nie wpuszcza.
Pamięć ma świetną. Potrafi wymienić bezbłędnie imiona: 16 wnuków, 26 prawnuków i jednego praprawnuka -Dawidka.

Do mieszkających z dala od rodzinnego domu wysyła na każde święta kartki. I zawsze pamięta o czekoladach. Dla tych którzy go odwiedzają. Wanda: -Stoją tacy wielcy, łysi przed nim i czekają na łakocie, którymi zawsze ma wypełniony barek. Widok bezcenny.

Czyta bez okularów. A w politykę się nie bawi ("to nie dla mnie") Woli sekatorem poobcinać żywopłot koło bloku albo odśnieżyć przed klatką.

***
Franciszek Barnaś nie narzeka na nic. Nie psioczy na świat i nie żali się. Lubi ludzi, a oni odwdzięczają mu się tym samym. Czuje się świetnie i zapewnia, że nie posiada specjalnej recepty na długowieczność. Wystarczy poczucie humoru, radość z małych rzeczy i wielka pokora.

A dieta?
Mięso w małych ilościach, dużo kapusty, grochu i nabiału. Jajka koniecznie z wolnego wybiegu. Od wesołych kur.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski