Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mała dziewczynka szybko odeszła i zmieniła ich życie na zawsze

Majka Lisińska–Kozioł
Lilianka z mamą
Lilianka z mamą Fot. archiwum domowe
Reportaż. Lilianka urodziła się chora. Zajrzała do naszego świata tylko na trzy tygodnie. Ale choć nie widziała go ani przez sekundę i nie powiedziała ani jednego słowa, to potrafiła otworzyć serca swoich bliskich. Zrozumieli, że cierpienie jest częścią drogi człowieka.

Od dnia, gdy tamtej jesieni Aneta pożegnała swoją córeczkę, minęły trzy lata. Czas złagodził ból, ale nie wziął go ze sobą. Bo mama, która zamiast zabrać dziecko na spacer do parku, biegnie na cmentarz, nigdy nie przestanie tęsknić. Cierpienie jest częścią jej życia.

Przy grobie Lilusi mam ławeczkę. Przynoszę córci kwiatki, zapalam świeczki. Siadam przy mojej małej i rozmawiamy sobie. Czasami obok przystają rodzice innych dzieci. Albo dziadkowie, którzy nieopodal pochowali wnuków. Znamy się z widzenia i __rozumiemy bez słów.

Już w połowie ciąży lekarz wspomniał, że z dzieckiem jest problem. Zlecił badania. Wykazały, że nie ma powodu do obaw. I mała dziewczynka przyszła na świat. – Cieszę się, że wtedy nie musiałam dokonywać wyboru: rodzić czy nie. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby lekarze od razu powiedzieli, jak znikome szanse ma moje dziecko na przetrwanie. Ale dziś nie wyobrażam sobie życia bez Lilianki. Bo jej pojawienie się w naszym domu na zawsze mnie odmieniło, choć jej odejście było dla rodziny traumatycznym przeżyciem. I __wciąż boli.

Gdy mała pojawiła się na świecie, w porodówce od razu zrobiło się zamieszanie. Aneta usłyszała, jak ktoś kazał pielęgniarce czym prędzej zabrać dziecko. – Zrozumiałam, że dzieje się coś złego. Zdążyłam jeszcze ucałować córeczkę zanim zniknęła za __drzwiami. Zostałam sama.

Przez dwa dni nikt z personelu nie powiedział mamie o jej dziecku ani słowa. Bez ustanku wydzwaniała więc do męża.

Tomasz był przy __naszym maleństwie, ale wolał nie opowiadać, co się dzieje, dopóki wszystkiego nie posprawdzał, żeby mnie nie straszyć, ale też nie rozbudzać płonnych nadziei.

Tamtego dnia Aneta dowiedziała się, że jej córeńka urodziła się z zamkniętymi powiekami i że tak zostanie na zawsze – Świeciło słońce. ,,Będziemy jej oczami” szepnął wtedy mąż. A __ja uwierzyłam, że damy radę.

Mijał czas, robiono kolejne testy i badania, które potwierdzały złe diagnozy. Niemal codziennie wychodziły na jaw kolejne genetyczne powikłania. – A ja nie chciałam, żeby nasze dziecko chorowało. Nie byłam na to przygotowana. Wciąż zadawałam sobie pytanie, dlaczego to__spotkało właśnie mnie?

– _Takie pytania dyktuje bezsilność i __cierpienie _– mówił kiedyś ksiądz doktor Grzegorz Godawa, wykładowca na Uniwersytecie Jana Pawła II, a także hospicyjny kapelan. Zrozpaczeni rodzice domagają się odpowiedzi od Pana Boga, od lekarzy, od świata. Dopiero, gdy się oswoją z cierpieniem, gdy ono nie parzy już jak rozpalone żelazo, próbują na nowo zebrać myśli. I wówczas zamiast pytania dlaczego ja? Dlaczego moje dziecko? – słyszymy pytanie: po co?

Bo zdaniem księdza – próba znalezienia sensu choroby albo śmierci dziecka pomaga nadać sens cierpieniu, co z kolei pomaga wrócić do życia.

Aneta wciąż pamięta zapach swojego dziecka. – Prawie czuję tamto ciepło, gdy przytulałam ją do siebie. Była spokojna i ufna. Jej powieki drgały tak, jakby chciała otworzyć oczkai spojrzeć na świat. Próbowała i próbowała, a ja nie mogłam jej pomóc. Dziś patrzę na tamten okres z __pewnego już przecież dystansu _– mówi. – I _wydaje mi się, że wówczas moja córcia zaczęła wypełniać ważne przesłanie; zaczęła zmieniać moje życie.

Ale dni w szpitalu wlokły się wolno; jeden, drugi, piąty… – Rodzice Lilianki postanowili zabrać dziecko do domu. – Poprosiliśmy o wskazówki – co robić, gdyby coś się działo: – Przytulić i czekać; medycyna jest bezradna – usłyszałam. Ale dopiero miałam się przekonać, jak boli bezsilność wobec cierpienia własnego dziecka.
Przygotowanie mieszkania na przyjęcie Lilianki trwało tydzień. Z domowego hospicjum Alma Spei rodzice dostali aparaturę, wsparcie duchowe oraz medyczne. Bez tej pomocy chyba nie przetrwaliby kolejnych trudnych tygodni.

Mała dotarła do domu w czwartek, a już w piątek trzeba było ją reanimować. Przyjechały dwie karetki pogotowia, w mieszkaniu kłębiło się kilka osób w czerwonych kurtkach. Przyszła też Małgorzata Musiałowicz, hospicyjna lekarka. I ksiądz Grzegorz Godawa, wtedy hospicyjny kapelan.

Ochrzciliśmy małą. Leżała na stole w salonie i była taka śliczna. Minęły trzy lata, a ja pamiętam tamtą chwilę jakby to było wczoraj – mówi.

Zaraz po chrzcinach trzeba było znowu przeciągać Liliankę na tę stronę życia. Lekarze z pogotowia nie bardzo wiedzieli, czy zostawić dziecko, czy brać je do szpitala. – Oboje z mężem staliśmy kompletnie niezdolni do podjęcia decyzji.__Mała zostajeusłyszeliśmy stanowczy głos naszej starszej córki. Byłam jej wdzięczna. I taka z niej dumna.

Odejścia i powroty Lilianki powtarzały się nawet kilka razy dziennie. – Moje serce pękało. Żal zabierał mi oddech, a rozpacz siły. Modliliśmy się sądząc, że mała już umarła, a ona wracała. I znowu. I znowu. Chyba ze dwadzieścia razy. Pielęgniarka z hospicjum trzymała nas za ręce, parzyła herbatę. Nie sądziłam, że obecność życzliwej osoby w __trudnych chwilach może tyle znaczyć.

Tata Lilianki godzinami robił zdjęcia, kręcił filmy. Spieszył się. Jakby przeczuwał, że córeczce zostało mało czasu. Na jednej z fotografii widać małego ptaszka, który przysiadł na parapecie okna i kobiecą dłoń podtrzymującą główkę dziecka. A Lilianka posyła rodzicom uśmiech. Potem się okazało, że ostatni.

W połowie września, Lilianka odeszła; i nie miała już siły wrócić. To wtedy Aneta zaczęła pisać wiersze. – Chciałam przelać na papier moją matczyną miłość i moją rozpacz.

Po roku zauważyła, że nie ma już takich słów, których chciałaby użyć, ani rymów, które mogłyby oddać tęsknotę za dzieckiem.

Ale krok po kroku życie Anety zaczynało się zmieniać. Nabierało innego wyrazu. Dziś jest w nim nadal sporo łez, ale też więcej dumy ze starszej córki, więcej zrozumienia dla męża, więcej empatii dla innych ludzi. – Dostrzegam, że mimo wszystko sprzyja mi szczęście, bo nie jestem sama. Mam rodzinę i __przyjaciół.

Okazuje się, że rodzice po stracie dziecka bardzo potrzebują kogoś, kto nie ucieknie przed ich płaczem, rozpaczą, złością i nie będzie ich za to potępiać. Nawet jeśli smutek i żal nie miną przez długie miesiące.

Ale zdarza się też, że choroba dziecka mobilizuje mamę i tatę . A oni odkrywają w sobie wtedy niezmierzone pokłady możliwości, o których nie wiedzieli.

Tak było z Anetą. Rok po śmierci córeczki została dawcą szpiku kostnego. – Nosiłam się z tą myślą dość długo, ale bałam się narkozy. W końcu przemogłam strach i zdecydowałam, że mogę się przecież sobą z __kimś potrzebującym podzielić. Może to dziwne, ale cały czas miałam wrażenie, że pomogę choremu dziecku.

I tak się stało. Niedawno dowiedziała się, że jej szpik uratował życie 15-letniemu chłopcu ze Szwecji.

A potem mama Lilianki zmieniła zawód. Już nie jest księgową, nie przystawia pieczątek i nie chodzi do pracy tylko po to, by na koniec miesiąca dostać wypłatę.

Moja poprzednia praca nie wymagała ode mnie wiele. Teraz jest inaczej. Po ukończeniu studiów z pedagogiki wychowawczo-opiekuńczej i pedagogiki leczniczej zajmuję się dziećmi chorymi. Jestem im potrzebna i to mi odpowiada. Ale czy to pomysł na __całe życie? – nie wiem. Niczego już nie planuję. Przyszłość to niewiadoma.

Przed śmiercią Lilianki to, co złe – działo się gdzieś daleko od Anety. Nie chciała widzieć nieszczęścia; jej świat był kolorowy i piękny. Dziś bywa też szary, bo Aneta zaczęła dostrzegać choroby, i to, że cierpienie jest częścią drogi człowieka.

Nadal chętnie opowiada o swojej zmarłej córeczce. – Chcę, żeby jak najdłużej była wśród nas, żeby o niej nie zapomniano, bo, choć żyła krótko, ma swoje ważne miejsce w moim i mojej rodziny życiu. Ono już nie jest takie samo, ale szukam sposobu, by przeżyć je dobrze i nie zmarnować ani godziny. O __to walczę.

Dzień Dziecka Utraconego

Październik od ponad dwudziestu lat obchodzony jest jako miesiąc pamięci dzieci zmarłych, a dzień 15 października jako Dzień Dziecka Utraconego. W wielu miastach odbywają się spotkania rodziców po stracie, są odprawiane msze św. w intencji zmarłych dzieci i ich rodzin, a w niebo wypuszczane błękitne i różowe baloniki z listami do dzieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski