MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Malarz koni

Redakcja
Karierę w Irlandii zaczynał od fizycznej pracy w stajni. Ale od chwili, gdy pokazał swoje artystyczne portfolio, miał drugie zajęcie - codziennie po kolacji malował na zamówienie konie.

Lesław Kostulski ukończył Akademię Sztuk Pięknych we Wrocławiu na Wydziale Grafiki. Marzył, by ilustrować książki oraz projektować dla nich okładki. Najpierw jednak postanowił wyjechać za granicę. Okazja nadarzyła się szybko. Znajomy powrócił z Irlandii, gdzie pracował przy koniach wyścigowych. - Choć nigdy wcześniej nie pracowałem fizycznie, zwłaszcza przy koniach, zadzwoniłem do człowieka odpowiedzialnego za nabór pracowników i uciekając się do małego kłamstewka, powiedziałem, że mam pewne doświadczenie w tej pracy - _wspomina Lesław. - Miesiąc później siedziałem w samolocie do Cork._Pracę zaczynałem już następnego dnia od 6.00 rano.
Dopiero wówczas zobaczył skalę i ogrom farmy. - Ballydoyle Racing Stables to obszar składający się z kilku wybiegów, wielkich łąk poprzecinanych wąskimi drogami i ogromnego toru wyścigowego.
Stanowi on część firmy Coolmore, mającej swoje siedziby również w USA i Australii.
Na terenie farmy hodowano ponad 140 koni. Firma na same trociny wydawała rocznie ponad 5 mln euro. - Trudno się dziwić, gdy najtańszy koń wart był 0,5 mln euro, zaś najlepszy 13 mln.
Szefowie szybko zorientowali się, że malarz nie miał nigdy wcześniej do czynienia z końmi, jednak była im potrzebna każda para rąk. - Sprzątałem boksy, zamiatałem, przynosiłem, odnosiłem. Z czasem zaczęto mnie przysposabiać do pracy bezpośrednio przy koniach, ale takiej raczej unikałem. Konie były młode - jak powiadają Irlandczycy: "świeże" - i dość niebezpieczne. A ja przecież miałem inne plany i nie chciałem ryzykować utraty zdrowia dla 333 euro tygodniowo - _zwierza się Lesław.
Jeszcze przed wyjazdem uzupełnił swoją stronę internetową o wersję angielską. Do Irlandii zabrał ze sobą również kilkadziesiąt swoich najlepszych ilustracji. - _Zwlekałem z ich prezentacją, gdyż mógłbym zostać odebrany jako artysta, który skoro tak potrafi malować, to pewnie nie umie robić nic innego. Dlatego swoje prace pokazałem dopiero po miesiącu, czym wywołałem zresztą prawdziwą burzę.

Od tego czasu Lesław miał dodatkowe zajęcie. Codziennie po kolacji na zamówienie malował konie. Poznał też wielu ludzi, którzy obiecali mu pomóc w zrobieniu kariery na Wyspach.
- Po powrocie do kraju założyłem firmę, otworzyłem w pełni wyposażoną pracownię grafiki warsztatowej, o której zawsze marzyłem. Wykonuję grafiki z miedzianych matryc w technice akwaforty i akwatinty. We wrześniu tego roku miałem niewielką wystawę w Dublinie, towarzyszącą pokazom koni. Sprzedano na niej niemal wszystkie moje prace. Oczywiście, w kontaktach z irlandzkimi galeriami wciąż pomagają mi przyjaciele z Ballydoyle. Karierę dopiero zaczynam i już myślę o innych krajach. Być może dzięki firmie Coolmore moje prace dotrą do USA lub Australii. Spore zainteresowanie końmi w sztuce jest też w Japonii i Francji. Ale to odległe plany.
Zwykły, zarobkowy i nudnie zapowiadający sie wyjazd, zmienił życia młodego artysty i pozwolił mu uwierzyć, że warto mieć pasje i być im wiernym. No i że może to przynosić niezły dochód…
MONIKA MAKUSZEWSKA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski