MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Małe państwo też potrafi

Redakcja
Prezydencja jest sześciomiesięcznym okresem, w którym państwo członkowskie "rządzi" Unią Europejską. Szczególnie dla niewielkich i mniej znaczących państw, pozbawionych dużej wagi głosu w Radzie, licznej reprezentacji w Parlamencie oraz znaczącej liczby urzędników w Komisji, jest to czas, w którym mogą odcisnąć swoje piętno na UE.

Dodatkowy wymiar zyskuje prezydencja dla nowych państw członkowskich, które nie posiadają jeszcze znaczącego doświadczenia w zakulisowych grach unijnych.
Wobec prezydencji czeskiej, zanim jeszcze się zaczęła, podnoszono wiele obiekcji. To nie tylko kraj mały i nowy, do tego postkomunistyczny. To jeszcze nie dawało podstaw do wielu obaw. Jednakże osoba "euro-sceptycznego" prezydenta Vaclava Kalusa, jedynego, który nie wywiesił flagi UE na swojej siedzibie oraz niepewna sytuacja rządu, który nie może liczyć na poparcie trwałej większości parlamentarnej, dawały powody do obaw. Jak się okazuje po niecałym miesiącu - chyba niesłusznie. Dobrze by jednak było, gdyby inne kraje i Komisja pomagały Czechom w prowadzeniu prezydencji. Również w naszym interesie leży wspieranie Czech.
Waga programu
Program, który Czesi zaprezentowali na najbliższe pół roku, zawiera wiele elementów tradycyjnie znajdujących się w naszym zainteresowaniu. Jednym z nich jest wzmocnienie stosunków transatlantyckich, m.in. poprzez szczyt UE-USA. Pamiętać należy, że za czeskiej prezydencji wypadnie jubileuszowy szczyt NATO w Strasburgu i Khel z okazji 60. rocznicy podpisania Traktatu Waszyngtońskiego, a wcześniej ministrowie obrony NATO spotkają się w Krakowie. Wraz z nowym prezydentem USA odnowiły się nadzieje na poprawę stosunków transatlantyckich. Wszystkie te okoliczności wskazują na możliwość rzeczywistej poprawy relacji, choć pamiętać należy, że Obama mimo wszystko pozostanie prezydentem USA, zapewne nie tak odmiennym od poprzedniego, jakby wielu chciało. No i należy mieć nadzieję, że słowo "multilateralizm" nie jest w czeskim programie rozumiane tak, jak czynią to liczni intelektualiści europejscy, czyli jako osłabienie relatywnej pozycji USA na świecie.
Czesi nadają też dużą rangę relacjom wschodnim stawiając na indywidualne podejście do każdego państwa za naszą granicą. To ważne, gdyż do tej pory polityka europejska wobec Białorusi charakteryzowała się raczej słabym rozeznaniem jej sytuacji wewnętrznej. Czechy, jako kraj tego regionu, mają szansę to zmienić. Silnie popierają też polsko-szwedzki program "Partnerstwa Wschodniego". To dobra okazja, aby nadać mu właściwy impet, tym bardziej, że po Czechach przewodnictwo obejmują właśnie Szwedzi.
Trzecim ważnym dla nas elementem czeskiego programu jest polityka energetyczna. Wzmacnianie bezpieczeństwa energetycznego Europy opierać się ma na trzech filarach: wskazaniu priorytetowych projektów infrastrukturalnych ważnych z punktu widzenia średnio- i długookresowej strategii, wzmożeniu debaty na temat bieżących potrzeb w zakresie kształtowania i wdrażania prawa oraz rozwijaniu kontaktów z państwami -dostawcami, które mogą zapewnić surowce energetyczne dla UE. Istotne jest też dostrzeżenie konieczności liberalizacji rynku energii w Unii. W obliczu bieżących potrzeb może nie brzmi to szczególnie imponująco, ale za to wiarygodnie.
Kryzys gazowy
Akurat w ostatnim punkcie Czechom rychło przyszło się zmierzyć z bieżącymi problemami. Wywołany sporami między Rosją i Ukrainą kryzys energetyczny, jaki dotknął państwa europejskie, już w pierwszych dniach sprawdzić miał zdolności Czechów do reagowania na sytuacje kryzysowe. Działanie premiera Topolanka było faktycznie szybkie. Jego podróż do Kijowa i Moskwy była bez wątpienia ważnym sygnałem dla Ukrainy i Rosji, że UE silnie zależy na rozwiązaniu tego kryzysu.
W komunikacie prezydencji z powodu wznowienia dostaw gazu przeczytać możemy, iż jest ono wynikiem "politycznej presji czeskiej prezydencji i Komisji Europejskiej, które działały z pełnym poparciem państw członkowskich". Bez wątpienia obecny kryzys, w stopniu większym niż zeszłoroczny, uświadomił państwom członkowskim ich wspólny interes we wzmacnianiu bezpieczeństwa UE (choć nie podminował zaufania do Rosji, jako dostawcy gazu, o czym świadczy podtrzymanie przez Niemcy chęci budowy gazociągu bałtyckiego). Jednakże reakcja Komisji była początkowo nadmiernie wstrzemięźliwa, gdy oświadczyła, że brak porozumienia jest sprawą między Ukrainą i Rosją i Komisja nie ma interesu, aby w ten spór ingerować. Od samego początku była to dziwna interpretacja, gdyż było jak najbardziej w interesie UE, aby te dwa państwa się porozumiały. Być może gdyby Komisja wspólnie z Czechami od początku wywierała na nie presję, kryzys rozwiązany zostałby wcześniej, co zmniejszyłoby ogromne straty kilku państw naszego regionu, takich jak Słowacja.
Konflikt w Strefie Gazy
Prezydencja czeska, jak mało która, narzekać nie może na brak nagłych i nieoczekiwanych wydarzeń, które zakłócają spokojne wypełnianie założonego programu. Co prawda Francuzi mieli takich sytuacji więcej, ale Czesi już dosłownie w pierwszych dniach zmierzyć się musieli z dwoma gigantycznymi wyzwaniami. Pierwszym był kryzys gazowy, drugim - kryzys w Strefie Gazy.
Konflikt, który wybuchł jeszcze przed rozpoczęciem czeskiej prezydencji, podzielił świat na sympatyków Izraela i Palestyńczyków. Z administracji czeskiej szybko doszła wiadomość, że traktują oni atak Izraela jako uzasadnioną reakcję obronną. Zostało to potraktowane jako faux pas i czeski minister spraw zagranicznych, Karel Schwarzenberg, musiał się szybko z tego wycofać. Wydaje się, że niesłusznie.
Izrael, ostrzeliwany od kilku lat przez Hamas, miał prawo chronić swoje terytorium, a Hamas nie jest partnerem do rozmowy. Choć w chwili obecnej cieszy się zdecydowanym poparciem większości mieszkańców Strefy Gazy, w przeciwieństwie do skompromitowanego korupcją śmiertelnego wroga Fatahu, jego "urzędnicy" nie są zainteresowani pracą na rzecz społeczeństwa. Wspierani przez Iran zainteresowani są przede wszystkim atakowaniem Izraela, co jest na rękę Iranowi, gdyż odwraca uwagę od jego zbrojeń nuklearnych.
Izrael miał szansę nie tyle zniszczenia Hamasu, co podkopania zaufania do niego. Kampania wojskowa obróciłaby się w pewnym momencie przeciw Hamasowi. Tymczasem Francuzi, którzy postanowili na własną rękę reprezentować UE, mimo zakończenia ich prezydencji, skonstruowali wspólnie z Egipcjanami plan pokojowy, który - jeżeli okaże się trwały - zapewne skutkował będzie jedynie przegrupowaniem sił i wznowieniem konfrontacji. Czego natomiast dokonał, to uspokojenia europejskich sumień w obliczu relacjonowanego na żywo konfliktu.
Lekcja dla Polski
Jak pokazuje przykład Czech, prezydencja w UE może mieć bardzo wiele do zrobienia w dziedzinie polityki zagranicznej. A to oznacza możliwość wpływania na politykę zagraniczną UE z perspektywy państwa sprawującego prezydencję. To ważne, gdyż nie wszystkie państwa podzielają te same cele, a sprawy, które nas interesują, takie jak polityka wschodnia czy bezpieczeństwo energetyczne, nie znajdują się w zainteresowaniu każdego państwa członkowskiego lub są odmiennie rozumiane.
Tymczasem Traktat Lizboński, jeżeli wejdzie w życie w wyniku kolejnego referendum w Irlandii, zmienia zupełnie charakter prezydencji, która od tej pory zajmować się będzie przede wszystkim sprawami wewnętrznymi, zostawiając politykę zagraniczną w rękach przewodniczącego Rady Europejskiej oraz wysokiego przedstawiciela UE ds. polityki zagranicznej. Nie oznacza to, że państwo sprawujące prezydencję nie będzie miało z tego tytułu nic do powiedzenia w polityce zagranicznej, ale formalny wpływ zostanie znacznie ograniczony w stosunku do obecnych możliwości.
Polskie priorytety, jak wszystko na to wskazuje, skupiać się będą na polach ściśle związanych z polityką zagraniczną UE. Oprócz dwóch najbardziej oczywistych, wspomnianych powyżej, będzie to jeszcze strategia Morza Bałtyckiego. W każdej z tych trzech dziedzin polityka zagraniczna UE ma wielkie znaczenie.
Sposób, w jaki obecne wła-dze widzą jednak możliwość oddziaływania Polski na politykę zagraniczną, wydaje się zagadkowy. Podczas jednego z publicznych wykładów Mikołaj Dowgielewicz, szef UKIE, powiedział: "przygotowujemy się na prezydencję w takim wymiarze, w jakim ona funkcjonuje obecnie, czyli biorąc pod uwagę także ten scenariusz, którego absolutnie sobie nie życzymy, czyli kiedy Traktat nie będzie obowiązywał".
Dosyć zaskakujące wydaje się być, że jedna z najważniejszych osób, jeżeli nie najważniejsza, która przygotowywać ma Polską prezydencję w UE wolałaby, abyśmy byli w mniejszym stopniu odpowiedzialni za politykę zagraniczną, szczególnie przy tak wyznaczonych priorytetach. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że to nie z tego powodu, iżby się nie narażać na krytykę lub konkurencyjne działania ze strony państw silniejszych.
Maciej Brachowicz*
*Autor jest ekspertem Klubu Jagiellońskiego. (http://jagiellonski.salon24.pl)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski