Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mali nauczyciele miłości

Redakcja
Małgorzata Musiałowicz Fot. Archiwum Alma Spei
Małgorzata Musiałowicz Fot. Archiwum Alma Spei
Rozmowa. Z MAŁGORZATĄ MUSIAŁOWICZ, lekarką z Hospicjum Domowego dla Dzieci "Alma Spei"

Małgorzata Musiałowicz Fot. Archiwum Alma Spei

- Zajmuje się Pani przewlekle i nieuleczalnie chorymi dziećmi. Dlaczego?

- Chory człowiek potrzebuje pomocy drugiego człowieka. Potrzebuje pomocy lekarza. To jest moim zdaniem naturalne. A dzieci przewlekle i nieuleczalnie chore potrzebują nas chyba najbardziej. Opiekuję się nimi od kilku lat i powiem pani, że im dłużej to trwa, tym wyraźniej widzę, że i one nam - zdrowym - pomagają. Że są naszymi nauczycielami.

- Czego może nauczyć cierpiący człowiek?

- Na początek pokory. Bo gdy spotyka się człowieka przewlekle lub nieuleczalnie chorego, zmienia się nasze spojrzenie na świat. A lekarz, tak jak ja, musi sobie powiedzieć - nie umiem wyleczyć. Chciałbym, ale nie umiem. Potrafię natomiast zadbać o to, żeby człowiek, którym się opiekuję, nie cierpiał; żeby go nie bolało, żeby nie dopadały go duszności, żeby nie miał odleżyn i przykurczów. To w naszym hospicjum zadanie dla zespołu lekarzy, terapeutów, pielęgniarek. Na ogół, gdy już sprawimy, że ciało nie ogranicza chorego, okazuje się, że w tym pozornie słabym człowieku drzemią wielkie pokłady siły i radości.

- Poznałam Wiktorka. Ten pięcioletni chłopczyk potrafi poprawić humor każdemu...

- A widzi pani. Jest nieuleczalnie chory, ale nie narzeka i choć ma wciąż mniej i mniej sił ceni każdą chwilę radości. Wiktorek często mówi: "nie mogę grać w piłkę, ale mogę popatrzeć jak mój brat gra". Żeby jednak poczuł się jak piłkarz, robimy mu piłki z papieru, które słomką wpycha do małej bramki na stole. I to go uszczęśliwia.

- Choć obiektywnie nie ma powodów do radości.

- Z naszego - ludzi zdrowych - punktu widzenia nie ma. Dlatego Wiktorek i inni chorzy mają misję do spełnienia; pokazują nam i uczą nas, że można się cieszyć z drobiazgów, których często nie zauważamy.

- Hospicyjny kapelan, ksiądz dr Grzegorz Godawa, powiedział mi kiedyś, że nieuleczalnie choremu dziecku nie mówi się, że będzie lepiej. Bo jest dobrze wtedy, gdy nie jest gorzej.

- Wiedzą to i nasi podopieczni, ich rodzice i rodziny. Przekonują się też każdego dnia, że akceptowanie nieuleczalnej choroby nie jest łatwe w świecie, w którym chcemy mieć wszystko co najlepsze, w dużych ilościach i najszybciej jak to możliwe. A chory człowiek żyje wolno. Smakuje każdy dzień, godzinę, minutę. Przygląda się światu, dostrzega niuanse i szczegóły. Wiele naszych dzieci, pewnie podświadomie, pokazuje nam to, co jest w życiu naprawdę ważne. Te dzieci odkrywają w nas pokłady energii, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia. Dzięki naszym podopiecznym przekonujemy się, że możemy zrobić znacznie więcej, niż by nam się wydawało. Potrafimy lepiej zorganizować czas, mamy więcej cierpliwości.

- Każdy może pomóc ciężko choremu człowiekowi?

- Każdy ma coś do ofiarowania drugiej osobie. Możemy komuś wyczyścić buty, jeśli sam nie potrafi, przynieść zakupy, możemy posiedzieć przy łóżku, opowiedzieć co słychać. Każdy z nas może wziąć chore dziecko z kolan jego zmęczonej mamy i poczytać mu przez godzinę. Jan Paweł II mówił: "Daj siebie drugiemu człowiekowi". Miał rację. O to chodzi w życiu, żeby dawać siebie. To sprawia, że czujemy się lepszymi ludźmi.
- To znaczy, że chore dzieci nie muszą być ciężarem?

- Wiadomo, że każdy z nas marzy o zdrowym dziecku. Dlatego nie jest łatwo zaakceptować chorobę, zwłaszcza jeśli medycyna nie potrafi takiego człowieczka wyleczyć. Czasami musi upłynąć sporo czasu zanim rodzice pogodzą się z tym, że ich życie będzie inne niż sobie wymarzyli. Wtedy i rodzice, i my wszyscy zaczynamy żyć własnym tempem. Rodzice na przykład przestają patrzeć na swoje chore dziecko przez pryzmat zdrowych. W takich porównaniach chore zawsze przecież wypadają gorzej; bo nie chodzą, słabo mówią lub nie mówią wcale, nie potrafią same jeść, nie przynoszą piątek ze szkoły. Trzeba je kochać nie za stopnie, nie za osiągnięcia, ale za to, że są. Dzieci chore są nauczycielami bezwarunkowej miłości.

- A jeśli nie uda się zaakceptować choroby dziecka?

- Jest trudniej. Rodzice wciąż widzą to, czego dziecku brak, czego nie będzie robić, czego nie doświadczy. A tymczasem jeśli zastanowić się nad istotą naszego życia, nad jego sensem, wychodzi na to, że wcale nie musimy grać na fortepianie, mieć willi za milion złotych, nie musimy podróżować na krańce świata. Bo każdy człowiek tak naprawdę pragnie miłości. Po prostu. Jeśli zaakceptujemy chore ciało, to dostrzeżemy w nim człowieka, który potrafi kochać. A wtedy wszystko wraca do normy.

- Jak to do normy?

- Zwyczajnie, z dzieckiem chorym można chodzić na spacery, można z nim oglądać filmy, można razem śpiewać. Można po prostu być razem.

Rozmawiała

Majka Lisińska-Kozioł

DZIEŃ PAPIESKI

11 lutego - Światowy Dzień Chorego

Ustanowił go papież Jan Paweł II w dniu 13 maja 1992 roku. Miało to miejsce w 75. rocznicę objawień fatimskich i w 11. rocznicę zamachu na życie polskiego papieża. Ogólnoświatowe obchody tego dnia odbywają się co roku w którymś z sanktuariów maryjnych rozsianych na całym świecie.

Przekaż 1 proc. Fundacji "Alma Spei" i pomóż cieszyć się życiem dzieciom z Hospicjum Domowego

KRS 0000 237 645

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski