MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Małopolscy milionerzy. Bogusław Cupiał, król kabli wraca do gry

Remigiusz Poltorak
Remigiusz Poltorak
Bogusław Cupiał ma niezwykłą głowę do interesów. - W Małopolsce nikogo takiego nie spotkałem - przyznaje senator Stanisław Bisztyga. Właściciel Tele-Foniki Kable spada w rankingach, ale ciągle jest najbogatszym mieszkańcem regionu. Po chwilowym kryzysie wydaje się nawet jeszcze mocniejszy. Fot. Wacław Klag
Bogusław Cupiał ma niezwykłą głowę do interesów. - W Małopolsce nikogo takiego nie spotkałem - przyznaje senator Stanisław Bisztyga. Właściciel Tele-Foniki Kable spada w rankingach, ale ciągle jest najbogatszym mieszkańcem regionu. Po chwilowym kryzysie wydaje się nawet jeszcze mocniejszy. Fot. Wacław Klag
Spółka stanęła na nogi podpisując m.in. lukratywny kontrakt z KGHM - wart według szacunków ok. 2 mld zł. A prestiż koncernu podniosła wieloletnia umowa na dostarczenie kabli dla obiektów powstających na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie w Londynie. Jeśli dodamy do tego zdobyte właśnie kolejne mistrzostwo Polski przez piłkarzy Wisły Kraków, którzy od 14 lat są wspierani pieniędzmi Tele-Foniki, to niewątpliwie właściciel gigantycznego koncernu i klubu ma powody, aby mówić o przerwaniu złej passy.

Bogusław Cupiał ma niezwykłą głowę do interesów. - W Małopolsce nikogo takiego nie spotkałem - przyznaje senator Stanisław Bisztyga. Właściciel Tele-Foniki Kable spada w rankingach, ale ciągle jest najbogatszym mieszkańcem regionu. Po chwilowym kryzysie wydaje się nawet jeszcze mocniejszy. Fot. Wacław Klag

Małopolscy milionerzy - Bogusław Cupiał

Tym bardziej że jeszcze niedawno świetlana przyszłość firmy stanęła pod znakiem zapytania, a utrzymanie kontroli nad nią przez rezydującego w Myślenicach Bogusława Cupiała - jeśli wierzyć magazynowi "Forbes" - było poważnie zagrożone. Na przełomie 2008 i 2009 roku Tele-Fonika zwolniła jedną czwartą załogi. Wcześniej w prasie pojawiły się informacje, że amerykański koncern General Cable chce przejąć pakiet kontrolny, a sytuacją spółki interesowali się również ludzie z Goldman Sachs Capital Partners, którzy rzekomo rozważali odkupienie wierzytelności bankowych i wrogie przejęcie Tele-Foniki. Czy rzeczywiście Bogusław Cupiał był bliski utraty kontroli nad firmą? Na to pytanie "Dziennika Polskiego" nie chciał odpowiedzieć.

Od kilku lat w ogóle z mediami nie rozmawia. Jest znany z tego, że niezwykle ceni prywatność, obraca się w gronie wypróbowanych przyjaciół i znajomych. - Nawet jeśli któryś ze współpracowników wypada z łask, to jest tylko przesuwany na inne stanowisko. Po pewnym czasie najczęściej wraca - przyznaje senator Stanisław Bisztyga. I dodaje: - Do Bogusława Cupiała - ale nie tylko, także np. do Janusza Filipiaka (właściciel Comarchu - przyp. red.) - mam jedną uwagę i prośbę: niech nie otaczają się wąskim gronem najbardziej zaufanych osób. Niech będą bardziej otwarci na innych.

Na razie apel pozostaje bez echa. Nie ulega wątpliwości, że właściciel czwartej co do wielkości w Europie firmy produkującej kable jest najbardziej tajemniczym polskim miliarderem. Aleksy Pachwicewicz, rzecznik prasowy grupy Tele-Fonika Kable, przyznaje, że prośby o wywiad spływają nie tylko od polskich dziennikarzy. Gdy taka propozycja pojawiła się ze strony prestiżowych "Financial Times" i "Forbesa", Bogusław Cupiał także im odmówił. - Taką przyjął zasadę - ucina rzecznik.

Nawet jego znajomi, z którymi rozmawialiśmy, chcą najczęściej pozostać anonimowi.

Wiadomo, że jedną z jego pasji są podróże, a gdy przebywa w kraju, najlepiej czuje się na terenie myślenickiej rezydencji. Schowanej za wysokim murem i non stop monitorowanej. Dostępu do niej broni znak zakazu wjazdu na odnowioną ulicę, przy której jest położona.

- Ma na pewno kilka charakterystycznych cech. Jest stanowczy, a nawet władczy, ale solidny. Jak się na coś uprze, to nie ma siły, żeby go od tego odwieść. I ma przy tym bardzo dobrą intuicję biznesową. Jak sobie wyznaczył jakiś cel, zawsze dążył do tego, aby go zrealizować. Pieniądze nie odgrywały większej roli - twierdzi jeden z lokalnych przedsiębiorców.

Nic więc dziwnego, że właściciel Tele-Foniki (ale również biura turystycznego Kraktel i centrum medycznego w Myślenicach, które od pewnego czasu jest wynajmowane) stopniowo odbudowuje swoją pozycję. Aleksy Pachwicewicz przyznaje, że z marketingowego punktu widzenia dostawy na igrzyska w Londynie albo dostarczenie kabli na wszystkie stadiony budowane w Polsce i na Ukrainie w ramach Euro 2012 są "nobilitujące".
- Z punktu widzenia wielkości sprzedaży korzystniejsze są jednak inne kontrakty, np. w USA z firmą Suzlon (buduje wieże dla farm wiatrowych - przyp. red.) o wartości ok. 50 mln dolarów, z Jastrzębską Spółką Węglową czy z koncernami energetycznymi w Polsce - mówi Pachwicewicz i przypomina, że w przeszłości kable wytwarzane w firmie Bogusława Cupiała były wykorzystywane przy budowie nowego stadionu Wembley, przy rozbudowie terminali na londyńskim lotnisku Heathrow, są zainstalowane w wieży telewizyjnej BBC.

W ubiegłym roku Tele-Fonika Kable miała ponad 3,75 mld zł przychodów ze sprzedaży produktów do kilkudziesięciu krajów świata. Spółka nadal, choć nie tak zdecydowanie jak przed kryzysem, większość towarów wysyła na eksport (ok. 55 proc. produkcji). Od lat największym rynkiem zbytu są Niemcy, w 2010 roku Tele-Fonika sprzedała tam wyroby kablowe o wartości prawie miliarda złotych (ponad 220 mln euro). - Powoli zbliżamy się do poziomu produkcji sprzed kryzysu - twierdzi Aleksy Pachwicewicz.

A jednak, pomimo biznesowego odbicia, ten rok może być pierwszym, w którym Cupiał znajdzie się poza pierwszą dziesiątką w rankingach najbogatszych Polaków. Magazyn "Forbes" umieścił go na 11. miejscu z majątkiem szacowanym na 1,3 mld zł. Niebawem swoją listę poda "Wprost", ale ostatnie notowania nie były dla biznesmena najlepsze - przed rokiem 15. pozycja, w 2009 r. - 14. A przecież jeszcze w 2008 roku tenże tygodnik wyceniał jego majątek na rekordową kwotę 5 mld zł, co dało mu piąte miejsce w Polsce, a w 2005 r. "Newsweek" widział go nawet na podium.

Czy szef Tele-Foniki przywiązuje wagę do rankingów i myśli o tym, aby kiedyś zostać najbogatszym Polakiem? Na te pytania również nie ma odpowiedzi bezpośrednio od Bogusława Cupiała, ale znajomi przekonują nas, że listy rankingowe są dla niego drugorzędne. - To człowiek biznesu, więc dla niego najważniejszy jest rozwój firmy i pomnażanie pieniędzy. Choć lubi dzielić się nimi z innymi - twierdzi senator Bisztyga.

Kablową potęgę właściciel Tele-Foniki budował w Myślenicach, ale pierwsze kroki w biznesie stawiał w swoich rodzinnych stronach. Urodził się przed 55 laty w Sławkowie, a pierwszy sklep - z farbami - prowadził w Sosnowcu, tam, gdzie chodził wcześniej do Technikum Kolejarskiego. Myślał o studiach na politechnice, ale ostatecznie poświęcił się interesom i otworzył zakład z metalem, produkujący m.in. siatkę ogrodzeniową.

Prawdziwy biznes zaczął się wówczas, gdy na początku lat 90., wraz ze Stanisławem Ziętkiem, Zbigniewem Urbanem i Stanisławem Wachowskim, założyli w Myślenicach Zakłady Kablowe Tele-Fonika. Każdy wpłacił 20 tys. zł (200 mln starych zł) i objął po 25 procent udziałów.

Interes okazał się strzałem w dziesiątkę, bo spółka uzyskała status zakładu pracy chronionej i wszelkie wynikające z tego korzyści. Przede wszystkim dotację z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych na przystosowanie miejsc pracy dla inwalidów. Zakład miał ulgi w podatku dochodowym od osób fizycznych oraz prawnych, a oddając 10 proc. podatku do PFRON, resztę mógł zatrzymać dla siebie. Podobnie jak część należnego podatku VAT. Środki te były traktowane jako przychody operacyjne i pozostawały do dyspozycji firmy. A biorąc kredyt, spółka mogła liczyć na dofinansowanie z PFRON w wysokości do 50 procent kwoty przypadającej na spłatę odsetek.
Kolejne etapy rozwoju to zakup hali, gdzie wstawiono pierwszą maszynę do produkcji kabla miedzianego, a później przejęcie od syndyka masy upadłościowej Przedsiębiorstwa Produkcji i Montażu Urządzeń Odlewniczych "Pemod" w Myślenicach. Od początku Bogusław Cupiał - jak przyznał potem w jednym z nielicznych wywiadów - kontrolował wszystko, co działo się w spółce. - Trzeba przyznać, że się nie bał i brał duże kredyty na rozwój działalności - mówi jeden ze znajomych biznesmenów.

Wachowski odszedł ze spółki już w 1995 roku. Ziętek i Urban pięć lat później, gdy poróżnili się z Cupiałem na tle przejmowania Krakowskiej Fabryki Kabli. Tele-Fonika była już wtedy gigantem na polskim rynku, a byli wspólnicy otrzymali w rozliczeniu m.in. nieruchomości na krakowskim Starym Mieście, ponad 100 hektarów ziemi w Opatkowicach i gotówkę. Cupiał powtarzał potem, że "będąc jedynym właścicielem może działać skuteczniej".

Był też przekonany, że "wielkie pieniądze lubią ciszę". Pewnie dlatego nie rozgłaszał nigdy, jak wydaje to, co zarabia, choć udało nam się dowiedzieć, że lubi ekskluzywne marki samochodów, a jedną z ekstrawagancji, na jaką sobie pozwolił, jest... robiący ogromne wrażenie na odwiedzających go gościach prototyp "odjazdowej" windy w siedzibie spółki przy ulicy Wielickiej w Krakowie.

Bez rozgłosu przekazuje też pieniądze na wzniosłe cele. Spore wsparcie (350 tys. zł) otrzymały dwie placówki oświatowe w Myślenicach: Szkoła Podstawowa nr 4 i Gimnazjum nr 3, gdzie uczyła się córka biznesmena. Trzy dzwony stojące przy parafii na Zarabiu - poświęcone przez papieża - to też dar od Cupiała. Właściciel Tele-Foniki od początku utrzymywał bardzo poprawne kontakty z miejscowym proboszczem i niezmiennie przyjmuje go po kolędzie.

Władysław Kurowski, burmistrz Myślenic w latach 1998-2002, przypomina sobie, że gmina podpisała z Tele-Foniką umowę o współpracy, na której zyskała kilkaset tysięcy złotych.

- Najbardziej jednak gmina skorzystała wówczas, gdy firma została przeniesiona do Myślenic. 16 mln zł z tego tytułu uratowało nam budżet - przyznaje Władysław Kurowski.

Może jednak dziwić, że biznesmen, który związał swoje życie z Myślenicami, nie jest tam kojarzony z żadną dużą inwestycją. Dlaczego, skoro prób było wiele? Najpierw myślał o wybudowaniu dużego parku rozrywki, ale nie wszyscy w Radzie Miasta podzielali ten pomysł. Później pojawił się plan nabycia działki i hotelu Gestor w atrakcyjnym miejscu Zarabia, gdzie dzisiaj stoi nowoczesna hala widowiskowo-sportowa. Tele-Fonika wpłaciła nawet 10-proc. wadium (270 tys. zł), jednak w czasie procedury wyszło na jaw, że właściciele niewielkiej części działki zgłaszają roszczenia i firma się wycofała, a wadium zostało zwrócone.

Najbardziej intrygujące jest jednak pytanie, jak potoczyłaby się najnowsza historia Wisły, gdyby fiaskiem nie zakończyły się rozmowy w sprawie przejęcia przez Cupiała myślenickiego Dalinu w 1996 roku.
Od dziecka był kibicem "Białej Gwiazdy". Sam też lubił grać w piłkę, w Sławkowie, gdzie się urodził, zapisał się do Victorii, a następnie kontynuował treningi w Kolejarzu Sosnowiec. "Trudno powiedzieć, że grałem" - skomentował wiele lat później tę przygodę. - "Raczej kopałem piłkę, jak każdy chłopak w tym wieku".

Do zainwestowania w Wisłę przekonali go były piłkarz i ówczesny główny udziałowiec sekcji Piotr Skrobowski oraz prezes TS Ludwik Miętta-Mikołajewicz. - By przekonać właścicieli Tele-Foniki do sponsorowania klubu, zabraliśmy na rozmowy do Myślenic trenera Wojciecha Łazarka - wspominał Miętta-Mikołajewicz. Żaden z tej trójki nawet nie przypuszczał, że ta historia zakończy się - w ciągu następnych 14 lat - ośmioma tytułami mistrza Polski. Co Bogusława Cupiała bynajmniej nie zadowala. - O sukcesie będziemy mogli mówić wtedy, gdy zagramy w gronie najlepszych drużyn Europy, a klub zyska fundament w postaci bazy szkoleniowej i będzie samowystarczalny finansowo - powtarza od lat. A dopytywany przez niżej podpisanego, czy lubi osobiście rozwiązywać trudne problemy dotyczące piłkarskiej drużyny, odpowiedział: - Podejmuję tylko strategiczne decyzje dotyczące klubu, głównie w sferze inwestycji. O wszystkich innych sprawach decyduje zarząd i trener. Wierzę w ich profesjonalizm.

Do strategicznych należą m.in. decyzje transferowe i dotyczące sztabu szkoleniowego. Choć zarzuca mu się, że żongluje trenerami, zawsze dochowuje zawartych umów i gdy przedwcześnie zwalniał pracowników, wypłacał obiecane pensje co do grosza. Nie zdarzyło się też, by piłkarze potrafili wymusić na właścicielu jakąkolwiek zmianę trenera. - Ci, którzy podjęliby taką próbę, jeszcze tego samego dnia mogliby sobie szukać nowego pracodawcy - mówił nam były przewodniczący Rady Nadzorczej wiślackiej spółki Hubert Praski.

Bogusław Cupiał lubi być gospodarzem na stadionie przy ul. Reymonta w Krakowie, osobiście wita gości zaproszonych do loży. Nie odmawia też sobie przyjemności wyjazdów na pucharowe mecze, a gdy nie może polecieć, otrzymuje na bieżąco meldunki przez telefon od swoich pracowników. - Widziałem, jak wielokrotnie przeżywał porażki Wisły. Najbardziej chyba Valerengę i Tbilisi. Był wtedy strasznie zdenerwowany. W takim stanie nigdy wcześniej go nie widziałem - wspomina Bisztyga.

Osobiście byliśmy świadkami ogromnego rozczarowania, jakiego doznał podczas rewanżowego meczu o awans do Ligi Mistrzów w Atenach. Ani wcześniej, ani później Wisła nie była tak blisko tych ekskluzywnych rozgrywek. Bogusław Cupiał długo nie opuszczał loży Stadionu Olimpijskiego, ale choć złość mieszała się z rozgoryczeniem, nie zamknął się w sobie. Zaczął dopytywać współpracowników, jak ma teraz postąpić i cierpliwie słuchał. To było sześć lat temu, ale w tym względzie nic się nie zmieniło, wciąż o receptach na sukces Wisły potrafi rozmawiać godzinami. Może dlatego, że - choć ma wszystko, czego człowiek może zapragnąć - futbol ciągle jest dla niego niczym niespełniona miłość.

Krzysztof Kawa, Remigiusz Półtorak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski