Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małopolscy radni uciekają do Sejmu

Redakcja
Ci sami ludzie niecały rok temu solennie obiecywali wyborcom, że ofiarnie, sumiennie i efektywnie będą pracować w samorządzie, oczywiście, "dla dobra i na rzecz" mieszkańców. Żaden z nich nie zająknął się, że zamierza po kilku miesiącach zmienić fotel, czyli przenieść się na Wiejską.

WYBORY. Kilkuset radnych, a nawet włodarze miast, np. prezydent Rzeszowa, ubiega się o mandat w Sejmie lub Senacie

- Nie jestem zdziwiony. Polska polityka czy szerzej - życie publiczne, jest w ogromnej części chore. Nasi politycy - od szczebla gminnego po centralny - we władzy uczestniczą w ogromnej większości dla własnej kariery i wszystkiego, co się z nią wiąże - mówi prof. Antoni Kamiński, przewodniczący Stowarzyszenia "Obywatelska Polska", były szef Transparency International Polska, organizacji zajmującej się zwalczaniem korupcji. - Gdyby było inaczej, to staraliby się wypełniać mandaty pochodzące z wyboru w sposób rzetelny, etyczny, co oznacza m.in., że stanowiska i funkcje pełniliby przez całą kadencję. Prof. Kamiński nie ma wątpliwości, że kandydat, który zabiega o głosy i wygrywa wybory, podejmuje tym samym zobowiązanie wobec wyborców, składa swego rodzaju przysięgę, iż powierzony mu mandat pełnić będzie przez pełne 4 lata. - Od tej reguły mogą zdarzyć się wyjątki. W Polsce jednak to zjawisko ma charakter powszechny, jest plagą od wielu lat - dodaje prof. Kamiński i proponuje, by kandydaci składali oświadczenia, w których albo zobowiążą się do wypełnienia mandatu od początku do końca, albo napiszą, że nie wykluczają startu w wyborach do innego ciała w czasie trwania kadencji.

Dr Wit Pasierbek, jezuita, dyrektor Instytutu Politologii w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej "Igantianum", również nie jest zaskoczony woltami radnych, posłów, senatorów czy urzędników. - Biblia daje świetne wytłumaczenie tego zjawiska. Przypominam, że diabeł kusił na końcu Jezusa zdobyciem władzy i bogactwa - mówi ojciec Pasierbek. - Właśnie chęć władzy i przywilejów związanych z nią powoduje, że niektórzy z nas posuwają się za granicę przyzwoitości. Ojciec Pasierbek nie kryje zaskoczenia, że ludzie, którzy zostali wybrani na radnych, posłów czy senatorów, ale też wskazani na wysokiej rangi urzędników, np. wojewodów, wicewojewodów, nie potrafią wytrwać na posadach przez całą kadencję.

Prof. Andrzej Piasecki, politolog z Uniwersytetu Pedagogicznego z Krakowa, uważa, że czymś normalnym jest kariera od radnego dzielnicowego przez gminnego, wojewódzkiego, włodarza wsi lub miasta, aż po parlament krajowy i europejski. Zaznacza jednak, że ludzie, którzy przechodzą taką drogę od "politycznego pucybuta" po najważniejsze stanowiska w państwie, bezwzględnie powinni wypełniać swój mandat przez całą kadencję. - Nie po to się kandyduje, by rzucać swoją pracę po roku, a nawet po ponad trzech latach kadencji. Jeżeli ktoś tak robi, to taką działalność trzeba nazywać po imieniu: jest to oszukiwanie wyborców - podkreśla prof. Piasecki. A jeśli zdarzy się sytuacja nadzwyczajna i w czasie pełnienia kadencji ktoś będzie chciał ubiegać się o wybór do innej instytucji, to jego zdaniem powinien z takiej decyzji się wytłumaczyć. Prof. Piasecki zwraca uwagę na przykład prezydenta Rzeszowa Tadeusza Ferenca, który startuje o miejsce w Senacie z listy Obywatele do Senatu. - Przecież jest to działanie sprzeczne z regułami demokracji, etyką, z zasadą obywatelskości i może być kosztowne dla Polaków. Przecież włodarze miast, którzy dostaną się do parlamentu, narażą nas na koszty ponownych wyborów na gospodarzy miejscowości - krytykuje prof. Andrzej Piasecki, który prowadzi akcję: "Stop jedynkom". - To akcja społecznego sprzeciwu wobec dyktatu partyjnego, który powoduje, że większość mandatów poselskich jest obsadzona jeszcze przed wyborami. Partie polityczne ustalając kolejność na listach wyborczych sprowadzają tym samym wyborców do roli marionetek - przekonuje krakowski politolog.
Nie ma partii, która na listach nie umieściła licznego grona radnych lub urzędujących wojewodów i wicewojewodów. Tak też jest w Małopolsce, gdzie o miejsce w parlamencie ubiega się większość Zarządu Województwa Małopolskiego i spora część radnych. Do parlamentu wybiera się np. wicemarszałek Roman Ciepiela z PO, a z PSL wicemarszałek Wojciech Kozak i członek Zarządu Województwa Stanisław Sorys. Wszyscy na różne sposoby tłumaczą swoje decyzje. Mówią o satysfakcji, wyzwaniu, kontynuowaniu pracy na rzecz społeczności lokalnej w parlamencie.

O miejsce przy Wiejskiej zabiega wielu małopolskich radnych PO, np.: Kazimierz Czekaj (szef komisji budżetowej w sejmiku), Józef Lassota (szef komisji rewizyjnej w sejmiku), mistrzyni snowboardu Jagna Marczułajtis (z sejmiku), radna miejska Małgorzata Jantos. Nie lepiej jest w przypadku klubu PiS. Jego szef Andrzej Duda to jedynka na krakowskiej liście tego stronnictwa. Na liście PiS znaleźli się także: Bolesław Kosior (szósty), Agata Tatara (siódma), Włodzimierz Pietrus (dziesiąty) oraz Mirosław Gilarski (dwunasty). I PSL-owskich radnych nie brakuje, by wymienić Jacka Soskę, radnego sejmiku małopolskiego, któremu marzy się Senat.

Prof. Marek Bankowicz, politolog z UJ, twierdzi, że naganne jest porzucanie stanowisk w lokalnych strukturach władzy i kandydowanie do Sejmu. - Tego rodzaju zachowanie jest złamaniem nie tylko kontraktu politycznego, ale także moralnego - mówi.

Włodzimierz Knap

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski