Arek miał więcej szczęścia niż Marysia. Gdy ponad siedem lat temu oboje przyszli na świat, on był całkiem zdrowy. Siostrzyczka natomiast była kilkakrotnie owinięta pępowiną. Prawie się udusiła. Urodziła się w zamartwicy, w dziesięciostopniowej skali Apgar dostała tylko 1 punkt. - Lekarze nie dawali jej szans. Miała być tylko roślinką - wspomina Magdalena Adamczyk, mama bliźniąt.
Pierwszym sukcesem było to, że dziecko w ogóle przeżyło. Ten sukces został jeszcze osiągnięty dzięki lekarzom i aparaturze medycznej Oddziału Intensywnej Terapii. O kolejne musieli już powalczyć rodzice i sama Marysia.
Dziecko wymagało rehabilitacji. Potrzebny był kosztowny sprzęt. Rodzice dziecka nie są ludźmi zamożnymi. Magdalena pracuje jako terapeuta w Zespole Placówek Caritas w Pro-szowicach. Ojciec Marysi, Piotr, w firmie zajmującej się budową dróg. W dodatku przed urodzeniem bliźniąt zaciągnęli kredyt na budowę domu. Do dzisiaj się do niego nie wprowadzili. Sposobem na zapewnienie dziecku niezbędnych urządzeń i rehabilitacji stało się... zbieranie plastikowych zakrętek. Na pomysł wpadła mama.
Zaczęło się od wartego kilkanaście tysięcy złotych pio-nizatora, urządzenia dzięki któremu Marysia mogła stanąć. W zbiórkę włączyło się mnóstwo osób. O odpowiednią „reklamę” zadbał radny powiatowy Atkadiusz Fularski. Udało się zebrać kilka ton zakrętek. To ogromna ilość. Zakrętki są zbierane do worków takich, w jakich transportuje się zboże (te foliowe zbyt łatwo pękają). O ile jednak worek ze zbożem waży 50 kilogramów, z zakrętkami zaledwie 10-12 kg. Na tonę trzeba ich zatem zebrać około stu. Firma Eko-poldex z Myślenic płaci za tonę 1000 złotych. Całej sumy potrzebnej do zakupu do pioni-zatora “z zakrętek” zebrać się nie udało, ale brakującą kwotę dołożył darczyńca, który pragnął zachować anonimowość.
Jak się okazało tamta zbiórka uruchomiła lawinę. Stała się zaczątkiem prawdziwej „za-krętkomanii”. - Jakiś czas potem, gdy już Marysia miała pionizator, zadzwoniła do mnie nauczycielka jednej ze szkół z pytaniem, gdzie mogą dostarczyć zakrętki. Powiedziałam jej, że bardzo dziękujemy, ale już nie zbieramy pieniędzy. A ona mówi: Jak to, to co my z nimi zrobimy, wszystkie dzieci w szkole zbierają dla Marysi. Chcemy je przekazać wam, bo was znamy - wspomina pani Magda.
Trwa to do dzisiaj. Zbierają uczniowie w szkołach, pracownicy lokalnych instytucji, kibice. Pojemniki na zakrętki można znaleźć w wielu miejscach na powiatu, a nawet poza jego granicami. Rodzice Marysi znajdują reklamówki z zakrętkami zawieszone na ogrodzeniu przed domem, pod drzwiami, przerzucone przez siatkę na podwórko. W końcu przygotowali specjalny tunel, do którego miejscowi zbieracze po prostu wchodzą i zostawiają zakrętki.
Gdy kilka razy pani Magdalena znajdowała zakrętki koło swojego samochodu zaparkowanego pod stacją Ca-ritas, przestała zamykać bagażnik. Wtajemniczeni wiedzą, że zakrętki można włożyć do środka. Zdarzają się też sytuacje zupełnie niespodziewane. - Kiedyś podjeżdża do domu kurier i wyjmuje dwie paczki. Nie mieliśmy pojęcia, co to może być. Otwieramy, a w środku zakrętki - opowiadają rodzice dziewczynki.
W ciągu ponad trzech lat dostarczyli do Myślenic 13 ton zakrętek. Sporych rozmiarów samochód dostawczy, wypełniony po sufit, zabiera niespełna 2 tony. Łatwo policzyć, że zebrane zakrętki wypełniły prawie siedem takich pojazdów. - Na szczęście firma sama po zakrętki przyjeżdża - mówi Piotr Adamczyk. Pieniądze ze sprzedaży zakrętek trafiaja na subkonto Marysi Adamczyk. Aby z nich skorzystać rodzice musza najpierw pokazać fakturę na usługi lub sprzęt do rehabilitacji.Poza zbiórką zakrętek rodzice niepełnosprawnego dziecka zbierają pieniądze na jego rehabilitację, prosząc o przekazywanie 1 procenta podatku.
Marysia korzysta bezpłatnej rehabilitacji świadczonej przez terapeutę z niepoło-mickiego Hospicjum Domowego (2 godziny tygodniowo) oraz z Zespołu Placówek Ca-ritas w Proszowicach (1 godz. w tygodniu). To jednak za mało, bo Marysia wymaga rehabilitacji ruchowej, logopedycznej itp. W tym celu do dziewczynki trzy razy w tygodniu przyjeżdża rehabilitant, któremu rodzice płacą 100-150 zł za godzinę. Jedyne świadczenie „państwowe”, jakie otrzymują na dziecko to 153 złote zasiłku pielęgnacyjnego miesięcznie. - Chociaż oboje pracujemy, to gdyby nie pomoc ludzi, nie bylibyśmy w stanie zapewnić Marysi rehabilitacji w takim wymiarze, w jakim ona tego wymaga. Jesteśmy im za to ogromnie wdzięczni - mówią.
Każdy, nawet najmniejszy postęp, wymaga od Marysi miesięcy żmudnej pracy. Za jedno z największych osiągnięć rodzice uważają to, że dziewczynka nauczyła się jeść. Przez wiele miesięcy była karmiona sondą PEG wprowadzoną do żołądka. Teraz karmi się ją łyżeczką, a nawet próbuje jeść samodzielnie. Ciągle ma jednak kłopoty z piciem i gryzieniem.
Dwa razy w tygodniu pracują z dzieckiem nauczycielki ze Szkoły Podstawowej w Mniszo-wie Beata Szulc i Joanna Szlęk, przy których uczy się rysować, malować, próbuje poznawać litery. Teczkę z pracami młodszej siostry z dumą pokazuje dziewięcioletnia Ela. Już na pierwszy rzut widać, że dziewczynki mają ze sobą świetny kontakt. Brat bliźniak jest bardziej powściągliwy w okazywaniu uczuć. - On jej pomoże, przytuli, ale tylko wtedy, gdy nikt nie widzi - zdradza mama.Mimo ogromnego wysiłku rozwój Marysi jest bardzo powolny. Dziewczynka niewiele mówi, choć rozumie proste polecenia. Nie jest w stanie samodzielnie siedzieć. Porusza się w pozycji leżącej, podciągając do przodu rękami. Życzenie brata bliźniaka, by kiedyś mogła chodzić i mówić pewnie nieprędko się spełni.
- Nikt nie jest nam w stanie powiedzieć, czy kiedyś Marysia sama stanie na nóżkach, ale my cieszymy się z najmniejszego postępu. Pamiętamy cały czas, że miała być tylko roślinką.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?