Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mama księdza Jana martwiła się, że jej syn bywał antyklerykałem

Grażyna Starzak
Fot. Paweł Piotrowski, wydawnictwo Petrus
Jego sposób ubierania się „był na skraju abnegacji”. Podobno miał gdzieś w szafie elegancki garnitur, ale kompletnie nie dbał o dostojny strój. Znakomity historyk, kochający syn, wspaniały brat. „Piękny człowiek” – mówią jego uczniowie. Taki był ks. prof. Jan Kracik.

Zostanie pochowany dzisiaj. Na cmentarzu parafialnym na Bielanach. Taką decyzję podjął tuż przed śmiercią. – Dlaczego nie w rodzinnej ziemi, w Spytkowicach? – takie pytanie zadał mu brat – Stanisław Kracik. – Przecież byłem księdzem w Krakowie – usłyszał.

To nie znaczy, że zapomniał, skąd pochodzi. Przeciwnie. W opublikowanej kilka tygodni temu książce, ostatniej, opowiada o domu rodzinnym i środowisku, w którym się wychował. Przygotowując rodzinną sagę, oparł się na opowieściach matki Katarzyny, która „tchnęła ducha w życie kulturalne Spytkowic”. Była poetką. Napisała ponad 50 wierszy i 60 gawęd. „Opowieść syna-historyka o matce nie jest w najmniejszym nawet stopniu ckliwa. Jest czuła. Czuły jest podziw dla niej, pietyzm, z jakim przechował i cytuje listy od niej i dokumenty, jak błogosławieństwo, które od niej otrzymał na święcenia kapłańskie”– pisze ks. Boniecki na stronie „Tygodnika Powszechnego”.

Przyjął je w 1965 r. z rąk abp. Karola Wojtyły. – Pamiętam, jak Jasiek, po zdaniu matury, oznajmił rodzicom, że idzie do seminarium. Nie wykazali wielkiego entuzjazmu. Raczej zaniepokojenie, czy wytrzyma. Niepokój mamy był uzasadniony. Jej brat był bowiem w gimnazjum u jezuitów i rok przed święceniami doszedł do wniosku, że to nie jest jego powołanie. Bardzo to przeżyła moja babcia, stąd trudno się dziwić obawom mamy. Spokój serca zagościł u niej już w okresie, kiedy zbliżały się prymicje Jaśka – wspomina brat Stanisław Kracik.

Pamięta też, jak Jan przyjeżdżał już jako kleryk i ćwiczył w domu kościelne pieśni. Nie był obdarzony zbytnio talentem wokalnym. – Pomagała mu mama. Śpiewała bowiem bardzo ładnie. Twierdziła, że ten brak talentu mamy po ojcu, który bardzo fałszował, śpiewając nam kołysanki.

Gdzie tkwi tajemnica powołania księdza Jana Kracika? Stanisław Kracik nie potrafi odpowiedzieć. Może się domyślać, iż to, że jego brat został księdzem, jest w jakimś stopniu wynikiem rodzinnej tradycji. Nie tylko brat, również jego trzej kuzyni zostali kapłanami.

Braci Kracików było pięcioro. – Do szkoły chodziliśmy w odległym o 10 km Jordanowie. Po lekcjach pomagaliśmy rodzicom w polu – wspominał przed laty ks. prof. Kracik. – Jako najstarszy miałem wszystkich pilnować. Czy słuchali? Ależ skąd.

Autorytetem byli dla nich rodzice. Przede wszystkim mama. – Uczyła nas, jak postępować. Pamiętam, jak poszliśmy z Jaśkiem po kryjomu na czereśnie do sąsiada. Niestety, pochwaliliśmy się tym mamie. Pojechała wówczas na targ, kupiła torbę czereśni i kazała nam oddać sąsiadowi. To była nauczka na całe życie.

Były wieloletni burmistrz Niepołomic, obecnie dyrektor szpitala w Kobierzynie, mówi, że „wychowanie do wartości”, praktyki religijne – to wszystko odbywało się w ich domu zupełnie naturalnie. – Rodzice nie byli bigotami. Nie zmuszali nas do praktyk religijnych.

Z domu wynieśli także zamiłowanie do czytania książek. Jasiek wybierał książki historyczne. – Pamiętam, że prenumerował magazyn „Mówią wieki”. Lubił też książki z popularnej wówczas serii „Tygrysy”, których tematem była II wojna światowa. Nie była to lektura wysokich lotów, ale wielu ludzi czytało je z przyjemnością, od nich zaczynając przygodę z historią. Tak właśnie zaczynał Jasiek. Później historia stała się jego pasją.

Stanisław Kracik zapamiętał zabawną sytuację związaną z historią i jego bratem. – Wysłał swoje dwie prace na konkurs historyczny. Bodaj do Gdańska. Jedną podpisał własnym nazwiskiem, drugą rzekomo w imieniu kolegi. Wygrała praca, który była kolegi. Napisał wówczas list do jury i przyznał się do małego oszustwa. Uwzględniono to i pojechał do Gdańska, aby wziąć udział w kolejnym etapie konkursu.

Pasją do historii zarażał innych. Miał bowiem potrzebę dzielenia się.

Ks. prof. Kracik mieszkał w Krakowie przy kolegiacie św. Floriana. Jego sąsiadem był ks. Adam Boniecki. Wspominając Zmarłego na łamach „Tygodnika Powszechnego” tak pisze o życiu, jakie prowadził ks. Kracik: – Sam pichcił sobie posiłki. Nie musiał, mógł się przecież stołować przy wspólnym, parafialnym stole. Ale wolał tak. (…) Nie wiem, czy dobrze gotował, bo nigdy mnie nie zaprosił na skosztowanie i nie wiem, czy zapraszał kogokolwiek. Zresztą niechętnie wpuszczał gości do swego mieszkania, które – według tego, co mówił – zawalone książkami i papierami, nie nadawało się do przyjmowania wizyt.

Zakupy robił na Kleparzu. – Zawsze kupował coś, co było tanie, by nie wydawać zbyt dużo na siebie. Trochę żartem, powiedziałem mu kiedyś, że nie wiem, czy aby ten jego nowotwór żołądka nie był efektem tych oszczędności i jego kulinarnych „umiejętności”. Przypomniałem mu, że Jan XXIII powiedział kiedyś „jeżeli masz do wyboru restaurację I i II kategorii, to wybierz tę pierwszą”. Uśmiechnął się – opowiada brat.
Często budził zdumienie sprzedawców. Gdy ktoś stający przed nim chciał coś kupić i sprzedawca proponował, aby kupujący wybrał sobie najładniejszy towar, Jan mówił wówczas – dla mnie proszę zostawić te brzydkie.

Ci, którzy Go znali, wiedzieli, że ksiądz prowadził ascetyczny tryb życia. Zaprzyjaźniony ze zmarłym ks. Adam Boniecki mówi, że jego sposób ubierania się „był na skraju abnegacji”. „Dokuczało mu, że jego pensja profesorska i honoraria za publikacje to zbyt dużo pieniędzy, szukał więc sposobu najlepszego przeznaczenia ich na dobre cele. Pisał na starej maszynie i nigdy się nie zdecydował przejść na używanie komputera. Nigdy nie pragnął mieć samochodu. Lubił wycieczki rowerowe. Czasem można go było spotkać pedałującego w okolicach Tyńca”– wspomina na łamach „TP” ks. Boniecki. „Patrzyliśmy na to wszystko trochę jak na sympatyczne dziwactwa profesora. Dziś, wspominając go, myślę, że ks. Jan Kracik był po prostu ascetą”.

Choć nie przyjmował u siebie kolegów księży, dobrze znał swoje środowisko i bywało, że krytykował niewłaściwe postępowanie kolegów księży. Z tego powodu miewał przykrości. – Bardzo to przeżywał. Nie chciał jednak, aby cokolwiek ograniczało jego wolność jako naukowca. Ja to doskonale rozumiem. Ludzie totalnie układni nie zmieniają rzeczywistości. Zawsze się komuś narażą swoimi wypowiedziami. W tzw. towarzystwie wzajemnej adoracji niczego sensownego nie zrobiono – uważa Stanisław Kracik.

Z nieżyjącym dziś bratem księdzem spotykali się często. Nie unikali żadnych tematów. Również trudnych. O polityce. Kościele. – Czasami tym rozmowom przysłuchiwała się mama. Pewnego dnia poprosiła mnie, żebym porozmawiał z Jaśkiem, żeby nie był taki ... antyklerykalny. To najdziwniejsza prośba, jaką usłyszałem od mamy – wspomina.

Ks. dr Rafał Szczurowski poznał ks. prof. Jana Kracika, gdy był w seminarium. – Słuchałem Jego wykładów z historii Kościoła – wspomina. – Jak nikt inny potrafił zainteresować studentów historią. Potem zacząłem czytać jego publikacje. Były tak samo wciągające. Pokazywały historię Kościoła w interesujący, ale też specyficzny sposób. To nie był li tylko zbiór dat z komentarzami. Tam była opisana historia prostego człowieka, który był włączony w wielkie tryby historii. Pasjonująca lektura.

Podobne słowa padają z ust bp. Grzegorza Rysia, wychowanka ks. prof. Kracika. – Był odważny w stawianiu tez, które mogły się wydawać kontrowersyjne. Z tego powodu był krytykowany. Tezy te są dziś w historiografii uznawane za oczywiste.

– Niektórzy uważali go za niepokornego, buntownika – mówi ks. Szczurowski. – A to dlatego, że omawiając jego niektóre książki, skupiano się na sensacyjnie brzmiących szczegółach, które, choć dotyczyły dawnych wieków, nieraz na siłę dopasowywano do kościelnej rzeczywistości .

W książce pod tytułem „Prawie wielebni. Z dziejów kleru parafialnego w XVII–XVIII wieku” ks. prof. Kracik pisze na przykład o losach duchownych niższego szczebla sprzed kilku wieków, którzy mieli trudności z adaptacją w parafii, bo ośmielili się przeciwstawić swojemu proboszczowi. Tacy księża byli odsuwani na margines życia kościelnego i społecznego, a niektórych zamykano w więzieniu dla księży na zamku w Lipowcu, niedaleko Krakowa.

– Niezależnie od tego, kto, jak oceniał twórczość Księdza Profesora, nikt nie zaprzeczy, że wszystko, co napisał, jest przepojone duchem Ewangelii – podkreśla ksiądz Szczurowski.
***

Urodził się 73 lata temu w Spytkowicach koło Rabki. Zmarł przed tygodniem. Dziś zostanie pochowany.

Przez pierwsze dwa lata po święceniach pracował jako wikariusz w parafii pod wezwaniem św. Floriana w Żywcu-Zabłociu. Następnie studiował i doktoryzował się na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Był wieloletnim wykładowcą Wyższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej, potem Papieskiej Akademii Teologicznej przekształconej w Uniwersytet Papieski Jana Pawła II. Kierował Katedrą Historii Nowożytnej w tej uczelni. Zyskał uznanie w kraju i na świecie jako wybitny znawca historii starożytnej i średniowiecznej. Opublikował ponad 500 artykułów i prawie 20 książek.

W latach 2008 – 2014 większość swoich książek wydawał w Wydawnictwie PETRUS.

Współpracował z „Tygodnikiem Powszechnym” i miesięcznikiem „Znak. Zmarł nad ranem 24 kwietnia br. Dzisiaj o godz. 15 zostanie pochowany na cmentarzu parafialnym w Krakowie-Bielanach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski