Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Wach: Czekam na rewanż z Arturem Szpilką. Chcę boksować jeszcze przez dziesięć lat [ROZMOWA, ZDJĘCIA]

Jerzy Filipiuk
Jerzy Filipiuk
Pojedynek Mariusz Wacha z Arturem Szpilką w Gliwicach 10 listopada
Pojedynek Mariusz Wacha z Arturem Szpilką w Gliwicach 10 listopada Arkadiusz Gola
Rozmowa. - Zostało mi jeszcze dziesięć lat boksowania i chciałbym je wykorzystać jak najlepiej - mówi krakowski pięściarz Mariusz Wach.

- 10 listopada w Gliwicach stoczył Pan kapitalną walkę z Arturem Szpilką. Sędziowie niejednogłośnie przyznali zwycięstwo Pana przeciwnikowi, choć w ostatniej rundzie leżał on na deskach. Wielu fachowców i kibiców werdykt przyjęło z mieszanymi uczuciami. A jak Pan ocenia swój występ z ponad dwumiesięcznej perspektywy?

- Zabrakło mi postawienia kropki nad „i”, chłodnej głowy w szóstej i dziesiątej rundzie. Za bardzo emocjonalnie podszedłem akurat do tych dwóch rund. Miałem już Artura „na widelcu”. Wystarczyłby delikatny kroczek do przodu i zadanie lewego lub prawego prostego ciosu. Byłoby długie liczenie i już by nie wstał. A ja za bardzo się podnieciłem tym wszystkim, rzuciłem się na niego i on nieświadomie - bo nie wiedział, co się dzieje - ominął moje cztery-pięć sierpów, odruchowo schodził pod moimi rękami, dlatego nie mogłem go trafić. Szkoda, bo sprawa byłaby załatwiona.

- Pozostała Panu zapewne satysfakcja, że pojedynek dostarczył ogromnych emocji i stał na wysokim poziomie.

- Czuję ogromny niedosyt po nim, ale najważniejsze, że kibicom się podobał. Wiadomo, każda porażka boli, ale ta jakoś troszkę mniej, bo sam czuję się zwycięzcą tej walki. Szkoda tylko, że jeden sędzia widział to zupełnie inaczej. Kibice także byli niezadowoleni z tego werdyktu. Takie jest życie, ale chciałbym, żeby w rewanżu byli ci sami sędziowie. I wtedy nie będzie żadnej dyskusji co do werdyktu.

- Szpilka uważany jest za bardzo chimerycznego pięściarza, którego nie tylko na ringu stać na dziwne zachowanie. W starciu z Panem, choć też chwilami „pajacował”, zaimponował wysoką formą i walecznością.

- Muszę Artura pochwalić, bo to on tak naprawdę wzniósł się na wyżyny. Praca z psychologiem i - w 95 procentach - z trenerem Andrzejem Gmitrukiem pomogła mu na ringu. To zaważyło na jego zwycięstwie. Słyszałem podpowiedzi Gmitruka, które Artur realizował w stu procentach. Gdyby tam był inny trener, Artur pękłby, nie wytrzymałby psychicznie, ale Gmitruk obudził go w ringu i nabrał on drugiego życia. Okrzyki szkoleniowca dodawały mu skrzydeł.

- Szpilka nie byłby jednak sobą, gdyby coś nie nabroił. Tuż po ogłoszeniu werdyktu nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy, gdy część kibiców gwizdała i krzyczała w stronę sędziów „Złodzieje, złodzieje!”. Wyglądało to tak, jakby rwał się do bitki z nimi.

- Zmieniają się kartki w kalendarzu, ale nie ludzie. Dobrze, że Artur miał psychologa obok siebie, że jego sztab go powstrzymywał, bo gdyby zszedł na dół, to przypuszczam, że byłby w ciężkim stanie. Przed walką prezentował się elegancko, ale potem nagle zmienił się o 180 stopni.

- Podobno po walce przypadkowo spotkaliście się prywatnie?

- Tak, w holu hotelowym. Wychodziłem na kebaba i colę, a on tak naprawdę jeszcze dochodził do siebie. Pogadaliśmy, zapewnił mnie, że da mi rewanż. I tyle.

- Przed tą walką wydawało się, że jej przegrany nie będzie miał już co szukać na ringu i definitywnie rozstanie się z marzeniami o starciach z czołowymi pięściarzami globu. Tymczasem Pan, paradoksalnie, mimo porażki, ciągle może myśleć o boksowaniu na wysokim szczeblu. Na koniec 2018 roku w rankingu federacji WBC zajmował Pan niezłe, 31. miejsce.

- Cieszę się, że kibice byli zachwyceni moim występem, że docenili moją postawę. Chcę nadal walczyć. A co do rankingu... Moja lokata w nim nie ma dla mnie większego znaczenia. To tylko cyferki. Mój pogromca w Gliwicach jest tylko o „oczko” wyżej ode mnie w tym rankingu. Ja też widzę się niedaleko czołówki. Wprawdzie dwie ostatnie walki przegrałem, ale z Amerykaninem Jarrellem Millerem stoczyłem dobry pojedynek, choć już w drugiej rundzie złamałem rękę, no i pokazałem się z dobrej strony w walce ze Szpilką. Kibice na mój drugi mistrzowski pojedynek będą więc musieli chwilkę poczekać, jednak wszystko podporządkowałem temu, aby do niego doszło.

- Znakomita walka, jaką Panowie stoczyli ze sobą, od razu nasunęła przypuszczenia, że do rewanżu dojdzie w tym roku. Na ile to jest realny scenariusz?

- Od dnia naszego starcia mówiłem, że chcę rewanżu. Jestem jak najbardziej na tak. Teraz piłeczka jest jednak po stronie promotorów Artura i jego samego. Chcę tylko znać datę tego pojedynku i jedziemy z tym tematem. Oni na razie dyskutują, debatują, może mają inne opcje. Nie mam o tym zielonego pojęcia, ale mam nadzieję, że wkrótce zapadnie decyzja w tej sprawie. Jeśli rewanż nie dojdzie do skutku, to poszukam innych opcji. Mam ich parę.

- Może Pan zdradzić, jakich?

- To żadna tajemnica. Marcin Najman planuje parę gal w tym roku. Na jednej z nich widziałby właśnie mnie. To jest pierwsza opcja. Druga opcja to gala Dariusza Michalczewskiego. Miałem na niej walczyć 8 grudnia, ale z przyczyn oczywistych (tragicznej śmierci trenera Gmitruka w listopadzie - przyp.) została przełożona na koniec marca. W niej też chciałbym wystąpić. Kolejna opcja to walki za granicą. Spływają do mnie propozycje z Chorwacji, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Nie narzekam więc na brak ofert.

- Wyznaczył Pan sobie jakiś termin, w którym musi zapaść decyzja odnośnie ewentualnego rewanżu ze „Szpilą”?

- Nie będę czekał w nieskończoność. Chciałbym wiedzieć o walce najdłużej za dwa tygodnie. Muszę przecież zaplanować sobie kolejne występy.

- Pojedynek Pana, krakowianina, ze Szpilką, wieliczaninem, odbył się w Gliwicach. Jest szansa, że kolejne wasze starcie odbędzie się na przykład w Tauron Arenie Kraków?

- Nie mam na to wpływu, bo to organizator gali rozmawia z dyrekcjami hal. Wiadomo, że walka w Krakowie byłaby dobrą opcją, bo obaj mamy tu swoich kibiców. Na pewno bilety sprzedałyby się bardzo szybko.

- Jak długo odpoczywał Pan po listopadowym pojedynku?

- Walka ze Szpilką odbyła się w nocy z soboty na niedzielę, a w poniedziałek byłem już na pierwszym treningu. Moja motywacja do rewanżu jest duża. Popracowałem do okresu świątecznego. Potem miałem przerwę w treningach, ale po Sylwestrze, którego spędziłem w Gliczarowie Górnym u mojego kolegi Mateusza Rzadkosza, wznowiłem zajęcia.

- 14 grudnia skończył Pan 39 lat. Jak długo jeszcze zamierza Pan wchodzić na ring?

- Zostało mi jeszcze dziesięć lat boksowania i chciałbym je wykorzystać jak najlepiej.

- Dziesięć lat?! Nie żartuje Pan? Aż tak dobrze się Pan czuje?

- Myślę, że mogę długo boksować. Jeśli tylko nie doznam poważniejszej kontuzji. Tak naprawdę to dopiero teraz bawię się tym sportem. Na moje przygotowania i walki przyjeżdżają znajomi z całej Polski oraz z zagranicy - z Anglii i Stanów Zjednoczonych. Przy okazji takich spotkań odświeżam dawne znajomości. Nie czuję żadnego zmęczenia treningami, tylko samą radość z nich. Trenerzy też widzą, że zamiast się męczyć na zajęciach, jest właśnie przeciwnie, że jeszcze mogę coś wyśrubować z własnego organizmu. Mam w sobie więcej luzu. Moja partnerka Marta nie ma nic przeciwko mojemu boksowaniu, jest przyzwyczajona do moich wyjazdów.

- Wspomniał Pan o swych najbliższych. Może Pan ich przedstawić?

- Marta pracuje w korporacji. Nasz syn Oliwier ma osiem lat. Od trzech gra w piłkę w Puszczy Niepołomice. Idzie mu dobrze.

- Nie idzie jednak w ślady taty…

- Najważniejsze, że chce trenować, ma motywację, charakter, bo praktycznie codziennie musi być na zajęciach, musi jeździć na obozy czy turnieje. Chce to robić, a ja mu w tym nie przeszkadzam. Jest spokojnym chłopakiem, nie szaleje. Ale myślę, że w boksie tak samo by się sprawdził, bo gdy wybiera się do szkoły, czy stoi przed lustrem po powrocie z niej, to wyprowadza ciosy jak bokser. Wychodzi mu to przyzwoicie. Odwożę go na trening, potem jadę na swój.

- Święta minęły Panu w tradycyjny sposób?

- Tak. Jestem sentymentalnym człowiekiem. Z synem ubierałem choinkę. Na Wigilii byliśmy u mojej mamy. Nie gotuję, ale oczywiście skosztowałem świątecznych potraw. Od mojej ostatniej walki minęły dwa miesiące, a ja przytyłem - przynajmniej do świąt - może ze 3 kilogramy. Jak na mnie, to jest nic. Ważyłem ze 126-127 kilogramów. Normalnie po takim okresie po walce ważę o 10-12 więcej.

- Z Krakowa przenieśmy się do USA. 1 grudnia w Los Angeles w pasjonującej walce o mistrzostwo świata federacji WBC obrońca pasa, Amerykanin Deontay Wilder zremisował z Brytyjczykiem Tysonem Fury’m. Jak ją Pan ocenia?

- To był bardzo wyrównany pojedynek. Przed walką nie dawano większych szans Fury’emu, który miał długą przerwę w boksowaniu. Sądzono, że Wilder szybko go znokautuje. Fury zawiesił mu jednak wysoko poprzeczkę i zasłużenie zremisował. Często mówiłem, że Fury jest bardzo niebezpiecznym zawodnikiem. Każdemu sprawiłby trudność. Miałem okazję sparować z nim. Wiem, że jak na jego warunki fizyczne, masę i wzrost jest bardzo ruchliwym bokserem, ma bardzo szybkie ręce, fajnie pracuje na nogach. To pokazała walka z Wilderem. Gdyby nie dwa nokdauny, mielibyśmy starego-nowego mistrza. Ale jeśli Fury popracuje nad sobą, w rewanżu na pewno będzie jeszcze bardziej niebezpiecznym bokserem.

- Mistrzem świata federacji IBF, WBO i WBA jest Brytyjczyk Anthony Joshua. Z kim wolałby on się zmierzyć - z Wilderem czy Fury’m?

- To Wilderowi i Fury’emu bardziej zależy na walce z Johsuą, niż odwrotnie, bo myślą, że będzie im łatwiej wygrać z nim. Dla Johusy i jego promotora taki pojedynek nie jest teraz najważniejszy. Po co im podejmować takie ryzyko? Z drugiej strony, obojętnie kto byłby rywalem Joshuy, taki duet zapełni stadion Wembley, a bilety sprzedadzą się w parę godzin. Według mnie, do pojedynku Joshuy z Wilderem lub Fury’m nie dojdzie szybko. Jeszcze na niego poczekają, w tym roku zadbają o jego dodatkową promocję. Może zrobią go w 2020 roku, kiedy będą naprawdę duże pieniądze i jeszcze większa oglądalność.

- Czy będzie Pan kibicował Adamowi Kownackiemu, naszemu rodakowi mieszkającemu w Nowym Jorku, w najbliższej walce, którą stoczy 26 stycznia na Brooklynie z Amerykaninem Geraldem Washingtonem?

- Na pewno. To mój znajomy, razem ćwiczyliśmy na sali, sparowaliśmy. Chłopak ma charakter. To było najważniejsze w jego walkach, w tym ze Szpilką czy byłym mistrzem świata organizacji IBF, Amerykaninem Charlesem Martinem. Oczywiście, ma pewne braki, mógłby lepiej fizycznie wyglądać, ale on dobrze się z tym czuje, śmieje się z tego. Pokazuje dobry boks.

- Kowancki, który zajmuje piąte miejsce w rankingu IBF i dziewiąte w rankingu WBC, twierdzi, że zasługuje już na pojedynek o mistrzowski pas. Słusznie? Co by mu Pan doradził?

- Na jego miejscu wcześniej postarałbym się o walkę testową, naprawdę z kimś dobrym. Teraz będzie miał mały tekst. On jest widowiskowo boksującym zawodnikiem, który dobrze się sprzedaje. A promotorzy widzą w tym biznes. Walka Joshua - Kownacki w Anglii dobrze by się sprzedała, bo na Joshuę przyszliby między innymi Brytyjczycy, a na Kownackiego - Polacy. Myślę, że wcześniej czy później Adam dostanie dobry pojedynek. Wybór w wadze ciężkiej jest duży. O tytuły mogą walczyć między innymi: Joshua, Wilder, Fury, Brytyjczyk Dillian Whyte, Rosjanin Alekandr Powietkin, Kubańczyk Luis Ortiz i Bułgar Kubrat Pulew.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski