Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marszałek i bizony

Leszek Mazan, dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog
Kuranty kremlowskie wybiły północ, po całym placu Czerwonym hulał wiatr, gdy w bramę siedziby carów i sekretarzy zapukała przemarznięta, skromnie odziana niewiasta. – Wy kto? – zapytał strażnik. – Ja Nadieżda Konstantinowna Krupska. – Ki czort? – Pokręcił głową młody człowiek.

– Zaraz zawołam kapitana. – Czego chcesz, kobieto? – No, ogrzać się trochę w starych kątach. Widzicie, piździ jak za cara. – Krupska? – zdumiał się wezwany oficer. – Pierwsze słyszę. Wy chcecie wejść na Kreml? Wy? Chyba was porąbało. – Ależ towarzysze – jęknęła niewiasta – chyba ktoś jeszcze tutaj pamięta mojego męża? – No tak, no tak – ziewnął oficer. – Kto by tam nie pamiętał starego Krupskiego...

Ten popularny w Kraju Rad dowcip powstał kilka lat po śmierci Wiecznie Żywego Lenina (dla młodych: męża Krupskiej), a przypomniał mi się, gdy opowiadałem studentom o przewagach Krakowa nad resztą świata i o pobycie w tym dumnym mieście jednej z najsłynniejszych postaci Dzikiego Zachodu: Buffalo Billa. – Kogo, przepraszam? – spytała studentka. – No, legendarnego pogromcy bizonów.

Dostarczał mięso budowniczym kolei żelaznej, jego dzienna norma wynosiła 69 sztuk. Rekord 125 bizonów i 125 kul. Przyjechał do nas z Rzeszowa... Sala wyraźnie się ożywiła. – Polował pewnie w Bieszczadach na żubry, a odstrzał załatwił po znajomości!

O legendarnym westmanie nie wiedzieli literalnie nic. Ani że był zwiadowcą w amerykańskiej wojnie secesyjnej, przesławnym pogromcą Siouxów i Czejenów (z jego ręki zginął wódz Czejenów Żółta Ręka), bohaterem niezliczonej ilości książek, opowiadań, komisów, sztuk teatralnych, pierwszych westernów. Z imieniem Buffalo Billa (1846–1917) na ustach zasypiały kolejne młode pokolenia na wszystkich kontynentach.

Do Krakowa pogromca bizonów zjechał w sierpniu 1906 roku koleją Karola Ludwika, kończąc tournée po Galicji, prosto ze Lwowa i z Rzeszowa, a zjechał, bo tędy wiodła trasa amerykańskiego cyrku Barnuma, prezentującego widowisko „Buffalo Bill’s Wild West”. Namioty rozbił cyrk na Błoniach. Wieczorami spod szapito dochodziły grzmoty coltów, a przedpołudniami cyrkowcy grali w piłkę nożną z reprezentacją Krakowa (no, Błoń). Opowiadanie o tym trafiło przed wojną do podręczników szkolnych. Prasa odnotowała, że Mr. Buffalo odbywał również wieczorne przejażdżki po Krakowie w towarzystwie damy, której nazwiska, a nawet imienia nie udało się ustalić. Zapewne chcieli zobaczyć ołtarz Wita Stwosza.

Wielki Bill wrócił z galicyjskich ostępów do Stanów. Strzelał jeszcze jedenaście lat, po czym oddał Bogu ducha w Lookout w stanie Kolorado. Widać był na Tamtym Świecie równie zapracowany jak na tym, bo wydawało się, że już nigdy do Krakowa nie wróci... A jednak! 23 listopada 1935 roku ambasador USA w Warszawie John Cudahy przywiózł do Krakowa i z wielkimi honorami umieścił w kopcu Piłsudskiego urnę z grudkami ziemi z grobów bohaterów wszystkich stanów USA. Stan Kolorado reprezentowały relikwie z mogiły najsławniejszego człowieka Dzikiego Zachodu Buffalo Billa vulgo płk.Williama Fredericka Cody’ego Pasha.

W pierwszym odruchu chciałem o tym naszej młodzieży opowiedzieć. Zrezygnowałem na myśl, że będzie się pytać, gdzie w Krakowie jest kopiec Piłsudskiego i czy Marszałek strzelał do bolszewików czy do bizonów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski