Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mąż zamurowany w kuchni

Redakcja
Rozwikłana zagadka kryminalna często wygląda banalnie. Zabójcą zwykle jest ktoś z najbliższego otoczenia, często z kręgu rodziny. Motywy są proste: żona z kochankiem chce pozbyć się męża, syn nie chce czekać na spadek i uśmierca ojca, dziewczyna, podczas kłótni, zabija narzeczonego.

Historie z paragrafem

Często jednak z pozoru banalna prawda jest głęboko ukryta. Tak właśnie było z zabójstwem 44-letniego Mieczysława K., którego zwłoki znaleziono dopiero po 10 miesiącach - zamurowane w kuchni jednego z krakowskich mieszkań.

14 maja 2006 r. 43-letnia Gabriela K, mieszkanka os. Podwawelskiego, zgłosiła w komisariacie zaginięcie męża. Ze łzami w oczach opowiadała policjantom, że Mieczysław wyszedł wczoraj do pracy i do tej pory nie wrócił. Jeszcze tego samego dnia nad zalewem w Kryspinowie znaleziono należący do niego samochód renault megane, ale po właścicielu nie było śladu. Rodzina Mieczysława zwróciła się wówczas o pomoc do jasnowidzów, którzy twierdzili, że szukać należy w pobliżu miejsca pozostawienia auta. Jednak przeczesywanie okolic zalewu nic nie dało.

Policja przyjęła wtedy, że mąż Gabrieli postanowił zerwać z dotychczasowym życiem i dlatego zniknął z dnia na dzień, nie pozostawiając żadnej wiadomości, choć tak naprawdę nie było ku temu żadnych przesłanek. Przez dziewięć miesięcy mężczyzna figurował w policyjnych bazach danych jako zaginiony.

Sprawa nie dawała jednak spokoju policjantom z Archiwum X, którzy przejęli akta i zaczęli je analizować. Doszli do wniosku, że pewne elementy tego tajemniczego zniknięcia powinny zostać wyjaśnione. Postanowili powtórnie przesłuchiwać znajomych Mieczysława, a także jego żonę. Kobieta zaczęła wtedy sugerować, że mąż mógł się utopić w zalewie w Kryspinowie lub nawet paść ofiarą gangsterskich porachunków. To wymagało kolejnych sprawdzeń. Wkrótce też pojawiły się podejrzenia, że Gabriela mija się z prawdą. Okazało się, że jeszcze kiedy żył jej mąż, często odwiedzała mieszkanie w centrum Krakowa przy ul. Komorowskiego, w którym mieszkał 43-letni Jerzy S. Znali się od dłuższego czasu i łączyło ich coś więcej niż zwykła przyjaźń.

- Pół kamienicy plotkowało, że to jego kochanka i że ma męża - mówi mieszkanka kamienicy z ul. Komorowskiego.

Ktoś przy okazji wspomniał policjantom, że Jerzy wyprowadził się z tego mieszkania wkrótce po zaginięciu Mieczysława i wynajął je studentom, zamieszkał wtedy z Gabrielą.

Wizyta śledczych w mieszkaniu Jerzego doprowadziła ich do rozwiązania zagadki. Gdy porównali jego mieszkanie z innymi w tym budynku, w tym samym pionie, okazało się, że kuchnia Jerzego ma dodatkową wnękę. Poprosili wówczas pracowników Akademii Górniczo-Hutniczej, by za pomocą georadaru prześwietlili ściany kuchni. Na początku lutego 2006 r. zdecydowali o skuciu betonowej wnęki.

- Denerwowałem się, czy po rozwaleniu tego muru rzeczywiście znajdę zwłoki. Powinny tam być, nie tylko dlatego, że georadar coś wskazywał. Również dlatego, że mówiła mi o tym logiczna analiza i przeprowadzona precyzyjna rekonstrukcja zbrodni. Jednak bałem się. Bo gdybym się pomylił, to mógłbym odpowiadać za szkody materialne. Okazało się, że miałem rację - wspomina jeden z "archiwistów".
- Spodziewali się takiego widoku, niemniej jednak to, co zobaczyli, mogło być wstrząsem nawet dla najbardziej odpornej osoby. We wnęce, w foliowym worku, znajdowały się zabetonowane, rozkładające się zwłoki zaginionego kilka miesięcy wcześniej mężczyzny - dodaje mł. insp. Dariusz Nowak, rzecznik małopolskiej policji.

Po tym odkryciu zatrzymano zarówno żonę zamordowanego Mieczysława, jak i jej przyjaciela. Przebieg wydarzeń opisała podczas wizji lokalnej Gabriela. 13 maja 2005 r. zaprowadziła męża do mieszkania Jerzego pod pozorem pomocy starszej kobiecie, którą się opiekowała. Nie miał żadnych oporów, najwyraźniej nie przeczuwał niczego złego. Z jej relacji wynikało, że mąż został pobity przez Jerzego, który potem jeszcze go dusił, ściskając szyję sznurem. Po zabójstwie razem odstawili jego samochód do Kryspinowa. Wrócili stamtąd taksówką.

Policjanci z Archiwum X nie mają wątpliwości, że ta zbrodnia została wyreżyserowana. - Był plan pozbycia się ciała, samochodu, stworzenia alibi i ukierunkowania śledztwa na inne tory - mówią.

Jerzy K. nie przyznał się jednak do tego. Twierdził, że nie miał zamiaru zabić. Chciał tylko porozmawiać o Gabrieli, którą kochał, i z którą chciał się ożenić. Doszło do bójki. On tylko się bronił, a Mieczysław sam umarł...

Sąd nie uwierzył w tę linię obrony i skazał go na 25 lat więzienia. Na wolność ma szansę wyjść najwcześniej za kilkanaście lat. Niedawno mówił reportem "Uwagi", że w więzieniu zamierza wziąć ślub z Gabrielą. - To, co się stało, niczego nie zmieniło. Miłość była, jest i myślę, że będzie do końca. Uczucia nie przelicza się na cenę. Niczego nie żałuję - zapewniał. Jego ukochana za współudział w zabójstwie została skazana na 12 lat więzienia. Za dwa lata może starać się o warunkowe zwolnienie.

- Takich spraw, które najpierw traktowane są jako zaginięcia, a okazują się zabójstwami, jest bardzo dużo - przyznają detektywi z Archiwum X.

Pierwszą, którą udało im się wyjaśnić, było zaginięcie w Michalczowej, pod Nowym Sączem, 3 osób: matki i jej dwóch synów - 10-letniego Czesława i 9-letniego Kamila. Wyszli z domu w sierpniu 1999 r. bez dokumentów i bez bagażu. Dwa miesiące później wydobyto ich z prowizorycznego grobu, który znajdował się w ich ogrodzie. Zabójcą okazał się kilkunastoletni syn kobiety z jej pierwszego małżeństwa.

Wyjaśniono również zagadkę zaginięcia w 1995 r. 31-letniej Lucyny B. z Tarnowa. Kości kobiety znaleziono 4 lata później podczas prac remontowych w rejonie muru okalającego kompleks budynków kościelnych. Zabójca, jej konkubent, trafił za kraty w 2002 r.

Inna zabójczyni z Białego Dunajca ukryła zwłoki swego znajomego pod podłogą w przedpokoju domu, w którym mieszkała z mężem i dzieckiem. Szczątki jego zwłok odkopano po 4 latach. Obok nich znajdował się rower, na którym ofiara w dniu zaginięcia w 2000 r. przyjechała w odwiedziny do kobiety.
Podobnie było w przypadku mieszkańca Zakopanego, który w 1996 roku miał jechać do Warszawy, ale nigdy tam nie dotarł. W 2003 roku policjanci z krakowskiego Archiwum X udowodnili, że mężczyzna został otruty przez żonę, która następnie spaliła jego ciało.

Pytani o klucz do rozwiązywania takich spraw mówią: - Przeglądamy akta spraw i szukamy czegoś, co nie pasuje. Dobry policjant z kilkunastoletnim stażem i analitycznymi umiejętnościami zwykle może powiedzieć od razu, kiedy w grę wchodzi morderstwo. Problem polega na tym, jak to udowodnić.

EWA KOPCIK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski