Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mecenat

Redakcja
Dwuznaczność terminu "mecenas" dotarła do mnie w całej pełni, kiedy pewien prawnik zaproponował mi serię spotkań autorskich w zakładach karnych.

Marcin Wolski: SPRAWKI Z WARSZAWKI

Co prawda nie był to adwokat tylko więzienny wychowawca, ale w moim wypadku występował w roli mecenasa kultury. Czas był ciekawy, system komunistyczny właśnie się rozpadał i podmuchy nowego docierały nawet do cel i więziennych świetlic, w których przyszło mi się spotykać, tak ze starymi recydywistami, jak i młodym kryminalnym narybkiem, dopiero przyuczającym się do nowych ról, które miała zaproponować mu transformacja. Doświadczałem dziwnych uczuć właściwych PRL-owskiemu artyście, który przez poprzednie dekady wprawdzie występował w klatce, ale jego osobista pozycja i status finansowy były niezagrożone. Przy odrobinie talentu, oraz umiejętności chodzenia przy nodze, doświadczało się zaufania państwowego mecenasa i można było co pewien czas pozwolić sobie nawet na nonkonformistyczne warknięcie.

Oczywiście, jeśli talentu było za mało, a oczekiwania artysty zbyt wielkie, mecenas zwiększał wymagania - czasem wystarczył wiernopoddańczy akt twórczy, lub akces do którejś z organizacji politycznych, choć gwarancje pełnego sukcesu dawał dopiero status tajnego współpracownika. Ciekawe, kiedy jakieś wydawnictwo wpadnie na pomysł wydawania Ksiąg co Ciekawszych Donosów. Zdarzało się naturalnie, że ten i ów twórca postanawiał gwizdać na mecenat, urywał się ze sznurka, publikował w paryskiej "Kulturze" lub w drugim obiegu, choć przeważnie wylansowany wcześnie przez Ludowego Mecenasa, mógł już sobie na to pozwolić.

A teraz, któż przewidywał, że wolność pozbawi nas kajdan razem z butami? W Nowej Polsce artyści przestali być potrzebni, wyjąwszy okazjonalne spędy w Pałacu na Wodzie. Mecenat państwa skarlał, prywatny na dobrą sprawę jeszcze się nie narodził. Media się spluralizowały podobnie jak publiczność i nie sposób być pupilem jednych, nie narażając się drugim.

Za to przepisów, rygorów, norm prawnych jakby przybyło. Dzisiejsze umowy są np. tak skonstruowane, że truizmem byłoby zamieszczać w nich dodatkowo zobowiązania autora - "Niczego nie zrobię bez porozumienia z moim mecenasem". To się rozumie samo przez się.

W dodatku nie można, jak pewien więzień, słyszący kiedyś z ust artysty rewolucyjne strofy, zażądać: "Proszę natychmiast odprowadzić mnie do celi!".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski