Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Melodie, które nie dawały mi spokoju

Rozmawiał Paweł Gzyl
Bovska dba nie tylko o efektowną muzykę, ale i ciekawy image
Bovska dba nie tylko o efektowną muzykę, ale i ciekawy image Fot. Kasia Bielska
Rozmowa z wokalistką, Magdą Grabowską-Wacławek, która jako Bovska, prezentuje swoją nową płytę - „Pysk”

- Żyjemy w czasach, kiedy artyści nagrywają nowe płyty co kilka lat, bo skupiają się głównie na działalności koncertowej. Tymczasem Ty serwujesz nam swój drugi album w rok po pierwszym!

- Po wydaniu pierwszej płyty, pozostał mi spory apetyt na prace nad dalszym materiałem. Postanowiłam więc iść za ciosem - i bardzo szybko nagrać kolejne piosenki. Wydawało mi się to proste, bo po pierwszym albumie wiedziałam już czym się to je. I faktycznie - momentami było to prostsze, ale cały proces, choć znałam już tę drogę, okazał się dość żmudny i trudny.

- Pierwsza Twoja płyta wywołała wokół Ciebie spore zamieszanie: wywiady, sesje zdjęciowe, koncerty. Jak się w tym odnalazłaś?

- Z każdym kolejnym koncertem mam ochotę na następny. Występy są bowiem dla mnie swego rodzaju nagrodą za to, co wcześniej zrobiłam i weryfikacją na żywo tego, co zostało nagrane i wydane. Zagrałam już całkiem sporo koncertów - jakieś 50-60 w zeszłym roku. Mam nadzieję, że teraz będzie co najmniej podobnie. Jeśli chodzi o media, to nie mam wrażenia jakiegoś osaczenia. Na co dzień skupiam się na pracy, a prasa czy internet są dla mnie tylko sposobami na komunikację z fanami i informowanie ich o mojej pracy.

- Sukces nie wytrącił Cię z dotychczasowego - na pewno spokojniejszego - trybu życia?

- Musiało nastąpić lekkie przemodelowanie. Kiedy daje się koncerty, trudno zaplanować sobie wakacje czy wyjazd. To jest pewne utrudnienie. Mam jednak wyrozumiałego męża, więc na razie daję radę. (śmiech) Jeśli chodzi o grafikę, którą wcześniej zajmowałam się użytkowo, skupiam się obecnie na projektowaniu na potrzeby projektu Bovska, choć ostatnio zdarzyło mi się też zaprojektować na przykład książkę „Bóg w wielkim mieście”. To był jednak efekt prywatnej przyjaźni z autorką, która przerodziła się w artystyczną współpracę.

- Materiał na Twoją nową płytę powstał na jesieni ubiegłego roku. To znaczy, że jest podsumowaniem tego wszystkiego, co wydarzyło się po wydaniu wiosną debiutu?

- Na pewno jest kontynuacją i rozszerzeniem tego, co wydarzyło się na „Kaktusie”. Pierwsza nowa piosenka powstała już w lecie - i wcale nie z myślą o nowej płycie, ale dlatego, że miałam w głowie melodię, która nie dawała mi spokoju. Wystrzeliliśmy więc z „Hajem” - bo to była bardzo wakacyjna piosenka i nie było sensu czekać z nią do następnego roku. (śmiech) To był wstęp, który otworzył mi głowę na tworzenie nowych rzeczy już na jesieni.

- Ponownie zatrudniłaś jako producenta Jana Smoczyńskiego. Tak się dobrze rozumiecie?

- Podczas tworzenia „Kaktusa” wypracowaliśmy sobie kreatywną metodę wspólnej pracy. Wiedzieliśmy co się sprawdza, a co nie. Oboje zresztą jesteśmy pracoholikami (to nie jest dobre, nie należy się tym chwalić). Choć różnimy się charakterologicznie, mamy muzyczne porozumienie, polegające częściowo na wspólnych guście, dużej otwartości na swoje pomysły i wzajemnym szacunku. To ważne - bo tak naprawdę trudno znaleźć drugą osobę, z którą dobrze się tworzy wspólnie. Wiem coś o tym jako grafik. A my z Jankiem się uzupełniamy - i z tego zdarzenia naszych dwóch światów powstaje nowa jakość. Do tego on jest nie tylko producentem, ale też współkompozytorem piosenek.

- Na „Pysku” już nie śpiewasz szeptem jak na „Kaktusie”. To efekt Twoich doświadczeń koncertowych?

- Zdecydowanie. Koncerty wywołały we mnie potrzebę bardziej dynamicznego grania. Na „Pysku” pozostało jednak trochę cichego śpiewania, bo jest to mój znak rozpoznawczy. Tak naprawdę nie zastanawiałam się jaka ma być nowa płyta - ona sama się stała. Ale cieszę się, że wyszło inaczej, bo to oznacza mój rozwój artystyczny.

- Na „Pysku” jest więcej elektroniki i tanecznych rytmów. Co Cię pociągnęło w tę stronę?

- Zafascynowałam się muzyką klubową, choćby ostrymi brzmieniami dubstepu i techno. Ale przefiltrowałam je przez swoją wrażliwość estetyczną i nie zacytowałam wprost, tylko wpisałam w formę popowych piosenek. Słychać tam też moją miłość do hip-hopu - nawet utworze „Wek” uprawiam melorecytację. (śmiech) To wynika z tego, co słucham i co mnie otacza.

- W tekstach jednak tym razem trochę wyjrzałaś poza swoje wnętrze.

- Faktycznie, są tu takie piosenki, które zahaczają o moje obserwacje świata zewnętrznego. Nie komentują go jednak wprost. Opisuję raczej swoje relacje ze światem, z kimś z zewnątrz. Za każdym razem jest to jednak komentarz z mojej strony, a nie jakieś roztrząsanie problemów ogólnoświatowych. Nie brak tu jednak również bardziej introwertycznych utworów, jak na „Kaktusie”.

- Mówi się, że Twoje piosenki są bardzo dziewczyńskie. To znaczy, że na Twoich koncertach nie ma chłopaków?

- (śmiech) Rzeczywiście na koncertach jest więcej dziewczyn. Ale faceci są także. Nie zauważyłam jakiejś wielkiej dysproporcji. Może ta dziewczyńskość objawia się w oprawie graficznej moich płyt, która kojarzy się bardzo z kobiecą wrażliwością. Bo przyznam szczerze, że pisząc piosenki, w ogóle się nie zastanawiam, czy będą ich słuchać dziewczyny czy chłopaki.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Czy gwiazdy słuchają polskiej muzyki?

Źródło:Dzień Dobry TVN

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski