Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Milioner, który odkrył w sobie pasję, aby zmieniać Kraków. Po swojemu.

Agnieszka Maj
Sławomir Ptaszkiewicz, rocznik 1973
Sławomir Ptaszkiewicz, rocznik 1973 FOT. ANDRZEJ BANAŚ
Sylwetka. Sławomir Ptaszkiewicz zrobił karierę w amerykańskim stylu. To jednak dla niego za mało – chce zostać prezydentem Krakowa.

Z majątkiem szacowanym na ok. 10 mln zł jest najbogatszym krakowskim radnym. Pod tym względem przewyższa nawet prezydenta Jacka Majchrow­skiego, który uchodzi za najzamożniejszego prezydenta w Polsce: jego majątek to ok. 5 mln złotych.

Sławomir Ptaszkiewicz, 41-letni kandydat na prezydenta Krakowa, karierę zrobił w stylu amerykańskiego milionera. Zaczynał od pracy kelnera, aby po kilku latach stać się znanym deweloperem.

Pochodzi z rodziny wielodzietnej i jest najstarszym z ośmiorga rodzeństwa. – Mam sześć sióstr, więc jestem bardzo życzliwie nastawiony do płci pięknej. Poza tym tak duża rodzina uczy odpowiedzialności – mówi Ptaszkiewicz.

Urodził się w Krynicy, ale wychował pod Gorlicami, w Do­minikowicach, gdzie skończył technikum mechaniczne. Już wtedy odkrył w sobie żyłkę do zarządzania: został wybrany przewodniczącym szkoły.

Po skończeniu technikum przyjechał do Krakowa. Zarządzanie zasobami ludzkimi na Uniwersytecie Jagiellońskim studiował zaocznie, a jednocześnie pracował w krakowskich pubach i restauracjach. Za pierwsze zarobione w ten sposób pieniądze kupił radio i kołdrę.

– To była jesień, więc marzłem. Chciałem mieć też radio, żeby ktoś do mnie gadał – śmieje się dzisiaj Sławomir Ptaszkiewicz.

Mówi, że każdą swoją pracę traktował bardzo poważnie. Nawet gdy był kelnerem, starał się to robić jak najlepiej. – Jeśli w tym, co robisz, starasz się być jak najlepszy, to zawsze zostanie docenione – uważa.

Jeszcze w czasie studiów znalazł pracę w biurze nieruchomości, a potem został przedstawicielem firmy Du Pont Conoco, w której zajmował się wyszukiwaniem terenów pod inwestycje, m.in. pod centra handlowe oraz budowę stacji benzynowych. Pracował tam przez trzy lata.

Miał 10 tysięcy złotych oszczędności, kiedy w 1998 roku zdecydował się założyć swoją pierwszą firmę Terra Casa. Działał jako inwestor zastępczy, który przygotowywał budowę stacji paliw. Tak zarobił swój pierwszy milion.

W 2002 roku zaczął prowadzić działalność deweloperską. Jego spółka stawiała centra handlowe, m.in. Galerię Sandomierz, wybudowała też osiedle Parkowe Wzgórze w Mogilanach.

– Znalazłem piękny teren w Mogilanach, gdzie postanowiłem wybudować osiedle. Zafascynowała mnie możliwość zaprojektowania całej dzielnicy. Nie podobało mi się to, że powstają tylko pojedyncze domy z kiepskimi drogami dojazdowymi, bez placów zabaw. Postanowiłem więc wybudować coś innego – opowiada. Teraz mieszka tam ponad 400 osób.

Parkowe Wzgórze, gdzie sam mieszka, w ponad 400-metrowym domu, nie jest jednak chlubą władz Mogilany. Wójt gminy Krzysztof Musiał twierdzi, że szeregowa i bliźniacza zabudowa nie pasuje do wiejskich terenów, na których dominują samodzielne domy.

– Parkowe Wzgórze to ogromny kompleks składający się ze 150 domów. W dodatku ogrodzony i strzeżony przez ochroniarzy. Każdy, kto chce się tam dostać, musi powiedzieć, do kogo idzie. Czegoś takiego u nas wcześniej nie było – mówi Krzysztof Musiał.

Nie lubią go deweloperzy

W 2010 roku został wybrany na radnego Krakowa. – Moje zaangażowanie w politykę wynikało wyłącznie z chęci zbudowania lepszego miasta. Zamiast narzekać, postanowiłem coś zrobić – twierdzi Sławomir Ptaszkiewicz.

Jako radny najbardziej znany był z zaangażowania w projekt Nowa Huta Przyszłości. Z jego incjatywy powstał konkurs na zagospodarowanie tej krakowskiej Doliny Krzemowej. Nie należał jednak do najbardziej aktywnych samorządowców.

– Niczym się specjalnie nie wyróżniał. Był przewodniczącym ważnej Komisji Rewizyjnej, ale jego kontrole niczego nie wykryły: ani w Krakowskim Biurze Festiwalowym, ani w Zarządzie Infrastruktury Komunalnej i Transportu – twierdzi Grzegorz Stawowy, szef klubu PO w Radzie Miasta, do którego należał dzsisiejszy kandydat na prezydenta.

Ptaszkiewicz twierdzi jednak, że Grzegorz Stawowy nie jest najlepszą osobą, która powinna go oceniać. Panowie są od dłuższego czasu w konflikcie.

– Domagałem się ustąpienia Stawowego z funkcji przewodniczącego komisji planowania w związku z konfliktem interesów i działaniami dotyczącymi terenu wokół Fortu Bronowice. Krytykowałem także jego wniosek o przekwalifikowanie terenu przy Myśliwskiej na zabudowę wysoką, 10-kondygnacyjną w sąsiedztwie terenów zabudowy jednorodzinnej – wyjaśnia Ptaszkiewicz.

Bogatszy niż prezydent

Kiedy został radnym, zrezygnował z biznesu. Sprzedał swoje udziały w firmie Terra Casa. Do niedawna zasiadał tam tylko w radzie nadzorczej, ale w ubiegłym roku także z tego zrezygnował. – Żyję z wynajmu nieruchomości – mówi Sławomir Ptaszkiewicz.

Jak wynika z jego oświadczenia majątkowego, ma w Mogilanach dom o powierzchni 435 mkw. o wartości 3,5 mln zł. Drugi dom w Krakowie, 120 mkw., – wynajmuje. Dochody czerpie także z budynku biurowego liczącego 500 mkw.

Sławomira Ptaszkiewicza stać na wystawną kampanię wyborczą. Jego komitet zamierza na nią wydać niecałe pół miliona złotych. Kontrowersje wzbudzało jednak to, że jako kandydat zaczął reklamować się przedwcześnie.

W czerwcu w Krakowie pojawiły się billboardy z napisem „Sławomir Ptaszkiewicz. Kandydat na prezydenta”. Tymczasem agitację można rozpocząć dopiero po oficjalnym ogłoszeniu przez premiera terminu wyborów samorządowych, co nastąpiło w sierpniu.

Kandydat twierdził jednak, że to nie była kampania wyborcza. – Raczej akcja informacyjna, w której Korporacja Samorządowa im. Józefa Dietla obwieszcza, że wybrała mnie na swojego kandydata – przekonuje radny.

W tej kampanii wsławił się także tym, że jako pierwszy z krakowskich polityków wylał sobie na głowę kubeł zimnej wody. Wziął w ten sposób udział w akcji zorganizowanej przez Fundację ALS, która pomaga chorym na stwardnienie zanikowe boczne. Dzięki niemu Fundacja Dignitas Dolentium zebrała dla chorych kilkaset tysięcy złotych.

Człowiek Gowina

Do Rady Miasta trafił z list Platformy O bywatelskiej. – Wtedy wydawało mi się, że jedyną drogą, aby zmienić miasto, jest działalność w partii – wspomina Ptaszkiewicz.

Od początku „był człowiekiem” Jarosława Gowina. Z partii wyszedł jednak nieco później niż były minister sprawiedliwości. – Przestałem wierzyć w to, że mogę tam coś zdziałać. Tam są inne priorytety. Ludzie koncentrują się na sobie, a nie na pomaganiu innym – twierdzi.

Miał zostać kandydatem na prezydenta Krakowa partii Polska Razem Jarosława Go­wina. Okazało się jednak, że z tym politykiem także nie jest mu po drodze. – Nie chciałem robić typowej kariery politycznej i startować w wyborach do Parlamentu Europejskiego – wspomina. Dlatego zdecydował się na utworzenie niezależnego komitetu.

Jego chęć startu na główny urząd pod Wawelem była zaskoczeniem dla kolegów z Rady Miasta Krakowa. – Muszę przyznać, że Ptaszkiewicz jest przygotowany do tej funkcji. Brakuje mu jednak zaplecza – ocenia Bolesław Kosior, przewodniczący klubu PiS w Radzie Miasta.

Pomysł z kandydowaniem nie za bardzo podobał się także rodzinie, która wolała, aby zamiast wydawać pieniądze na kampanię, przeznaczył je na przykład na podróże. Przyjaciele pytali: „Po co ci to?”.

– Każdy ma jakieś powołanie. Moją pasją jest zmienianie świata na lepszy. Wcześniej robiłem to jako przedsiębiorca, teraz chciałbym jako prezydent miasta – odpowiada na te sugestie Ptaszkiewicz.

Twierdzi, że swoją działalność społeczną traktuje jak powołanie. I do niej dopłaca. Dietę radnego, która wynosi ok. 2,6 tys. zł miesięcznie oraz swoje prywatne pieniądze przeznacza na Ambasadę Krakowian, która działa od kwietnia przy ul. Stolarskiej 6. To miejsce dla lokalnych aktywistów, w którym mają się wykluwać projekty poprawiające jakość życia w Krakowie.

Jego zapleczem są ludzie z doświadczeniem w biznesie i organizacje pozarządowe. Ta druga grupa to także środowisko, w którym szukają poparcia Łukasz Gibała i Tomasz Leśniak, dwaj inni kandydaci na prezydenta Krakowa. – Różni nas jednak to, że my jesteśmy jedynym komitetem, który nie ma na swoich listach do Rady Miasta członków partii politycznej – podkreśla Ptaszkiewicz. Leśniak promuje ludzi z partii Zielonych, a Gibała m.in. z Twojego Ruchu i Stronnictwa Demokratycznego.

Ptaszkiewicza popierają m.in. ksiądz Jacek Stryczek i Janina Ochojska. Na jego listach znaleźli się przede wszystkim niezależni działacze społeczni: m.in. Monika Bogdanowiska, Józef Rataj­czak, Marta Tatulińska, Michał Kornecki.

Jego zdaniem ci ludzie powinni zastąpić obecnych radnych, z których część jest w samorządzie już od kilkunastu lat. – W przypadku Rady Miasta i prezydenta powinna obowiązywać zasada „maksymalnie dwie kadencje”. Potem potrzebna jest zmiana, aby nie tworzyły się układy – uważa Ptaszkiewicz.

Ma jednak małe szanse na wygraną. Lipcowe sondaże dawały mu w lipcu zaledwie 3 proc. poparcia. – Wiem, że moją słabością jest to, że jestem mało znany. Dlatego spotykam się teraz codziennie z mieszkańcami – mówi.

Co będzie robił, jeśli przegra? – Na razie koncentruję się na tym, aby wygrać – zapewnia krakowski radny.

Dodaje, że dopiero teraz, na dwa tygodnie przed wyborami, rozpocznie prawdziwą kampanię, która dotychczas koncentrowała na internecie. Jego billboardy mają być widoczne w całym mieście.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski