Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Misja, seks i samotność, czyli wszystkie sekrety Jamesa Bonda

Urszula Wolak
Film. W „Spectre” słynny agent znów wpada w ramiona pięknych kobiet i tańczy ze śmiercią. Ale reżyser odsłania nowe oblicze 007 - mężczyznę tęskniącego za stabilizacją.

Gdyby tylko mogła, brytyjska królowa już dawno nadałaby mu tytuł szlachecki. Ale nie może, bo James Bond jest postacią fikcyjną, która jednak od dziesięcioleci dodaje swej władczyni splendoru na całym świecie.

Walcząc ze złem (początkowo na kartach powieści Iana Fleminga, a później na ekranie), agent Jej Królewskiej Mości stał się narodowym symbolem bezgranicznego poświęcenia własnego życia dla dobra królowej, kultywując tym samym tradycję bezgranicznego oddania Brytyjczyków ich monarchini. Nie inaczej jest w nowym „Spectre” Sama Mendesa - najlepszej (obok „Casino Royale”) odsłonie przygód o Bondzie z udziałem Daniela Craiga.

Legendarna wizytówka agenta: „Nazywam się Bond. James Bond”, której uwodzicielskie brzmienie stało się znakiem rozpoznawczym filmowej serii przygód najwierniejszego poddanego Jej Królewskiej Mości, jeszcze nigdy nie została wypowiedziana w tak rozerotyzowanej atmosferze jak tu. Craig i Monica Bellucci, zaledwie w jednym z epizodów, stworzyli elektryzujący duet, w którym wypowiadanie przywołanych wyżej słów stało się pikantnym zaproszeniem do płomiennego zbliżenia kochanków. Zdawać by się mogło - kolejnego na liście łóżkowych podbojów przystojnego agenta, które jednak - jak zwraca uwagę Mendes - zwiastują zawsze śmiertelne niebezpieczeństwo. W „Spectre” wyraźnie bowiem skrajne siły Erosa i Tanatosa oplatają Bonda, sprawiając, że pociągające staje się dla niego nie tylko obcowanie z miłością, ale i ze śmiercią.

W anturażu imponujących efektów specjalnych do głosu dochodzi jednak samotność głównego bohatera, od której ucieka w ramiona pięknych femme fatale oraz oddaje się powierzonej mu niebezpiecznej misji. W „Spectre” musi tym razem zgładzić tajemniczego przywódcę stojącego na czele tytułowej organizacji, której celem jest przejęcie kontroli nad służbami wywiadowczymi całego świata, by w konsekwencji doprowadzić do międzynarodowej destabilizacji. Licencja na zabijanie, którą dysponuje agent Jej Królewskiej Mości, ma jednak zaskakujący rewers, który ujawni się w finale dzieła.

Reżyser pięknie wpisał się w kult Bonda, zaspokajając oczekiwania jego wyznawców na całym świecie. Jego „Spectre”, z humorem nawiązujące do szlachetnych osiągnięć filmowych poprzedników, ma szansę pogodzić dwie frakcje fanów - sentymentalistów tęskniących wciąż za szarmanckim Rogerem Moorem (kreującym agenta 007 w latach 70. ubiegłego wieku), jak i współczesnych rewolucjonistów, rozmiłowanych w efektownych szarżach w wykonaniu Daniela Craiga, hołdującego tradycji, ale też i odważnie przełamującego konserwatywny wizerunek brytyjskiego szpiega.

„Jesteś jak latawiec tańczący pośród huraganu” - mówi o agencie jeden z bohaterów „Spectre”, oddając w metaforyczny sposób jego sytuację. To Bond tułający się po świecie, gnany kolejnymi rozkazami Jej Królewskiej Mości, pozbawiony korzeni. Czy ktoś ściągnie go wreszcie na ziemię? Znacząca dla odpowiedzi na to pytanie okaże się jedna z ładniejszych scen rozgrywająca się w pędzącym pociągu (przywodząca na myśl słynną sekwencję z filmu „Północ, północny zachód” Alfreda Hitchcocka), kiedy w wagonie restauracyjnym przy stoliku Bond spotka być może miłość swego życia. Ale czy pociągająca kobieta nie okaże się tylko kolejnym łącznikiem ze śmiercią?

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski