MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mit z chorągiewką

Redakcja
Ciekawe, jak to się skończy. Dla mnie wniosek od dawna był jeden, chociaż nie do realizacji. Trzeba czytać, żeby wiedzieć. Szczególnie dotyczy to polityków.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Gdyby nasze tuzy sceny publicznej przeczytały na przykład pamiętniki Winstona Churchilla, wiedziałyby znacznie więcej. Jeśliby dodali do tego kilka tuzinów z tysięcy książek o polityce, które od czasów tego miłośnika cygar ukazały się na świecie, mielibyśmy rządy geniuszy. Jakie są, wszyscy widzą.

Niczego nie czytają. Nie mają czasu. Chodzą do radia i telewizji, niektórzy po kilka razy dziennie, a to męczące zajęcie. Mija sporo czasu zanim szofer dowiezie na miejsce, najpierw umalują, posiedzą w studiu, potem rozmalują. Najbardziej aktywni są naprawdę zaharowani. Tyle że przypominają dowcip z czasów PRL. Na budowie robotnicy biegają z taczkami. Przechodzień pyta kierownika, dlaczego wszystkie są puste. "Panie - odpowiada szef - tyle jest roboty, że nie ma czasu załadować".

W polityce te taczki można załadować wiedzą i spokojnie je popychać naprzód. Z tym ładunkiem jest jednak u nas bardzo krucho. Nie mamy pojęcia, jak działa świat i o co chodzi w polityce. Żyjemy w sferze złudzeń. Niekiedy romantycznych i szlachetnych, częściej naiwnych i głupich. Nie potrafimy - i nie chcemy - zrozumieć, że polityką rządzą nie podniosłe deklaracje, przyjazne gesty, zapewnienia o przyjaźni, tylko interesy.

Może teraz będzie łatwiej opanować tę lekcję. Ujawniona kolejna porcja dokumentów amerykańskich o różnym stopniu poufności z pewnością skłoni do lektury co bardziej smakowitych fragmentów. Przynamniej tych polskich, chociaż nie sądzę, żeby były tak soczyste jak opisy przywódców Francji, Włoch czy Niemiec.

Na sprawie tarczy antyrakietowej ćwiczyliśmy wieczną przyjaźń polsko-amerykańską i wierzyliśmy w naszą siłę jako sojusznika USA. U byle kogo Amerykanie nie ulokowaliby swojej tarczy, ale u nas - oczywiście tak. Czesi dostali tylko radar, a my aż rakiety. Od razu widać who is who. My mamy takie relacje z USA, że wszyscy mogą nam zazdrościć. No, może z wyjątkiem Brytyjczyków, ale oni mówią wspólnym językiem, więc ich nie przebijemy.

Teraz okazuje się, że miłość miłością (szczególnie ta jednostronna), a interesy interesami. Rosjanie się sprzeciwili, obiecali Amerykanom poparcie w sporze z Iranem - i tarczy nie ma, jak też nie będzie. Poczytajmy te szyfrowane depesze dotyczące Polski. Wspaniała lekcja prawdziwej polityki. Dzięki Wikileaks mamy ją za darmo, z najlepszego źródła.

Julian Paul Assange, tajemniczy Australijczyk, przejdzie do historii obok Billa Gatesa i Marka Zuckerberga. Nawet jeśli wkrótce wpadnie pod ciężarówkę, czego bym nie wykluczał. Nie wiem, jakie ma cele, deklaracje składa jednak ładne. Chce ujawniać hipokryzję i zakłamanie rządów. Brakuje tylko deklaracji, że pragnie lepszego świata. Bez tych grzechów, które zwalcza, publikując to, co jest poufne lub tajne.

Wyobrażam sobie wściekłość amerykańskich polityków i urzędników. Supermocarstwo nie może poradzić sobie z bezpieczeństwem swoich tajemnic. Najpierw ujawnia je światu młody żołnierz, następnie nie wiadomo kto. Cała potęga Pentagonu, Departamentu Stanu, CIA, Ministerstwa Bezpieczeństwa Wewnętrznego z budżetem większym od dochodu narodowego wielu krajów nie może temu zapobiec. Kolosy są bezradne wobec kilku krasnoludków.

Ostatnia seria publikacji ostatecznie odziera z mitu dyplomację i ludzi ją uprawiających. Blednie cały splendor błyszczących limuzyn z chorągiewkami na błotniku. Świat nadętych dyplomatów, toczących tajemne rozmowy na ważne tematy zmalał i poszarzał. Produkty, które wytwarzają: memoriały, depesze szyfrowane, notatki i analizy rozczulają swoją nieporadnością i śmieszą językiem. Nie wiem, czy przecieki na Wikileaks zagrażają bezpieczeństwu USA, wiem, że niszczą, być może nieodwracalnie, mit dyplomacji i dyplomatów.

Jeśli w reprezentacyjnych gmachach ambasad, setki ludzi trudzi się, żeby wyprodukować szyfrówkę, że prezydent Sarkozy jest "cesarzem bez splendoru", Berlusconi zajmuje się głównie balangami, po teflonowej Angeli Merkel wszystko spływa jak woda po gęsi, to po co wydawać grube miliony dolarów. Wystarczy wysłać bystrego korespondenta i potem czytać, co napisze w gazecie.

Wiem, że dyplomaci stacjonujący w Warszawie też potrafili soczyście mówić o naszych wielkich. Ciekaw jestem, jakie opisy wypłyną. Będzie problem dla opisanych, radość dla gawiedzi. I nauczka, że trzeba robić polityczne interesy, a nie żyć nadzieją na gorące uczucia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski