MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Młodość trwająca wiecznie?

Redakcja
Zawsze była wiekiem najbardziej upragnionym - przynajmniej przez kobiety - jako że przez całe tysiąclecia to właśnie młodość była dla nich przepustką do życia i świata dostępnych dla słabszej płci.

Kłopoty westalki

   Zachwycano się małymi dziewczynkami, szanowano godne matrony otoczone dorodnym potomstwem, oddawano cześć pełnej powagi starości... Ale podziwiano i uwielbiano tylko młode kobiety. To dla nich tworzono modę, opiewano urodę i wdzięk w literackich utworach, dedykowano muzyczne dzieła. Ich twarze najchętniej uwieczniali portreciści, a później dagerotypiści i fotografowie. Niegdyś te najlepsze lata w życiu kobiety trwały krótko - pomimo że od najdawniejszych czasów niewiasty czyniły wszystko, by je przedłużyć. Trzeci dziesiątek lat przez całe wieki był kamieniem milowym na kobiecej drodze życia. Tylko nielicznym udawało się po przekroczeniu tej niewieściej "smugi cienia" zachować podziw i męską adorację, a także korzystać z uroków życia. Przez całe stulecia wiele kobiet uchodzić mogło za prawdziwe męczennice kosmetycznych, fryzjerskich i krawieckich zabiegów - aby jak najdłużej wydawać się młodą i powabną. Dość wspomnieć nieszczęsne elegantki z renesansowych Włoch, które, by uzyskać modny złotorudy kolor włosów, moczyły je w ziołowych wywarach, a później godzinami wystawiały na palące słońce południa, osłaniając twarz szerokim kapeluszem bez główki, tzw. zendado.
   A te wszystkie kremy, bielidła i pomady - prototypy dzisiejszych makeupów, sporządzane z ingrediencji dziś przerażających w rodzaju sproszkowanej skóry jaszczurki, bieli cynkowej i rozmaitych pochodzących z pracowni alchemików mikstur.
   Która raz sięgnęła po podobne środki upiększające, stosowała je do końca swych dni, pokrywając coraz grubszą warstwą cerę podrażnioną przez te osobliwe specyfiki.
   Zdarzało się jednak, że wśród setek tysięcy niewiast nie mogących powstrzymać niszczącego działania czasu, trafiały się nieliczne, które - niekiedy dzięki drakońskim, ale umiejętnie przeprowadzonym kuracjom bądź też w naturalny sposób - zachowywały przez długie lata twarze i figury młodych kobiet. Czy natura - niełaskawa dla ich rówieśniczek - podarowała im dar niezniszczalnej młodości?
   Lucja Młodsza pochodząca ze znakomitej rzymskiej rodziny Lucjuszy, jako piętnastolatka zaczęła strzec świętego ognia Westy. Mijały lata, rówieśnice razem z nią rozpoczynające służbę bogini stały się matronami, a ona wciąż sprawiała wrażenie dziewczyny w pierwszym rozkwicie młodości. Kiedy dobiegała półwiecza, niezniszczalną młodością westalki zainteresował się senat. Lucję zbadali lekarze i obejrzały doświadczone matrony, a potem kobieta o wyglądzie kilkunastoletniej dziewczyny zniknęła z domu westalek. Podobno wysłano ją do Galii, gdzie w Nimes była świątynia Westy. Tam nikt jej nie znał i przynajmniej przez parę lat wciąż czarne włosy, gładka twarz i smukła figura nie mogły dziwić nikogo.

Wdowa z Norymbergi

   Miała na imię Kornelia i była przez lat kilkanaście żoną balwierza Benedykta. W wieku niespełna trzydziestu lat została wdową. Krewnych, przybyłych na pogrzeb z innego miasta, zdziwił wygląd 28-letniej kobiety, wyglądającej na lat nie więcej niż szesnaście, o pięknych białych zębach, gładkiej cerze i smukłej figurze. Tak miała prezentować się przez najbliższych dziesięć lat, kiedy to dobiegającą czterdziestki balwierzową oskarżono o czary.
   Powodem kłopotów ponętnej wdówki był nie tylko fakt, że umiała puszczać krew, przystawiać pijawki i warzyć ziołowe mikstury, ale również jej nie zmieniająca się z biegiem lat aparycja. Być może imię Kornelii podszepnęły łowcom czarownic zazdrosne kobiety, a może któryś z oddalonych zalotników, których wiecznie młoda wdowa uparcie odrzucała, dość że postawiono ją przed trybunałem biskupim. Tam kazano zdjąć jej czepiec i rozpuścić włosy, a także pokazać zęby miejskiemu cyrulikowi. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że niemłoda już matrona wyglądała jakby nie ukończyła dwudziestu lat - ani jeden jej włos nie był siwy, zęby miała zdrowe, a cerę jasną. Wyglądała znacznie młodziej niż jej dwudziestoletnia zamężna córka. To wystarczyło, aby nieszczęsną skazać na stos.

Niezniszczalna Ninon

   Była piękna, pełna temperamentu, inteligentna i sławna. Uważano ją za jedną z najbardziej interesujących kobiet, jakie żyły w XVII-wiecznej Francji. Ninon de Lanclos, córka niebogatego szlachcica, w młodości wzięła sobie pobłażliwego męża, który zamykał oczy na jej romanse. Zalotników wybierała starannie: musieli być nie tylko bogaci, ale również inteligentni i dobrze notowani na dworze. Dzięki przestrzeganiu tej zasady, rychło stała się osobą majętną i wpływową. Podziwiano jej urodę i dowcip, ale największy zachwyt, a czasem i zazdrość budziła jej nie przemijająca uroda. Ta wysoka postawna brunetka o jasnej cerze, nawet jako kobieta siedemdziesięcioletnia, sprawiała wrażenie damy w rozkwicie. Starano się dociec, jakimi środkami pielęgnowała ciało i twarz.
   Przekupiona służba wiecznie młodej piękności mówiła tylko, że pani co wieczór bierze ziołową kąpiel, a dwie służebne masują ją olejkami. Ale pomimo że te kosmetyczne zabiegi nie należały w tamtych czasach do powszechnie stosowanych, trudno przypuszczać, że tylko tym środkom piękna Ninon zawdzięczała zwycięstwo nad starością.
   Współcześni podkreślali jej doskonałe zdrowie i odporność na wszelkie dolegliwości, jakie w tamtych czasach trapiły niemal wszystkich. Ninon nie dostawała migren, nie skarżyła się na bóle serca, nie mdlała, nie trapiła ją newralgia czy artretyzm. Jak na kobietę zażywała dużo ruchu - chętnie jeździła konno, wypuszczała się na długie przechadzki. Nie nadużywała też trunków i jadała wstrzemięźliwie.

Generałowa wciąż młoda

   W gronie niewiast, które posiadły sekret wiecznej młodości, nie zabrakło też Polki (chociaż Francuzki z pochodzenia). Generałowa Aleksandra Zajączkowa - w młodości baletnica na dworze księcia Ogińskiego, później żona nadwornego lekarza, wreszcie poślubiona oficerowi, który szybko wspinał się po szczeblach wojskowej kariery, by zostać marszałkiem i księciem - była urodziwą a przy tym bardzo zgrabną blondynką o ciemnych oczach. Jej uroda przez długie dziesiątki lat opierała się niszczącemu działaniu czasu. Podobno w wieku lat sześćdziesięciu kilku wyglądała na dwudziestopięciolatkę, a jako kobieta osiemdziesięcioletnia sprawiała wrażenie niewiasty w pełnym rozkwicie.
   Plotkarze opowiadali, że w imię zachowania młodego wyglądu dostojna dama poddaje się niezwykle surowym reżimom. Pija tylko zimne napoje, jada głównie surowe owoce i warzywa, sypia zimą w nie opalanym pokoju, przykrywając się sarnimi skórami, kąpie w chłodnej wodzie pałacowego stawu, nawet i wówczas, gdy trzeba kruszyć lód, by zanurzyć się w toni.
   Pewne było też, że jak na tamte czasy prowadziła osobliwy tryb życia. Codziennie, bez względu na pogodę, odbywała wielokilometrowe spacery, ze specjalnie w tym celu opłacanymi młodymi ludźmi grywała po południu w wolanta i serso, uganiając się za piłeczką czy obręczą z werwą młodej dziewczyny. Stąd była zawsze szczupła, gibka i o żywych ruchach. Niezniszczalna piękność dożyła lat dziewięćdziesięciu kilku, podobno do końca zachowując urodę i dobrą kondycję.

\ \ \*

   Ciekawe, że strażniczek wiecznej młodości jakoś nie spotyka się w naszych czasach, pomimo rozmaitych metod i środków kosmetycznych, rozlicznych dietetycznych kuracji, programów sportowych. Młody wygląd hollywoodzkich gwiazd zwykle jest dziełem chirurgów plastycznych, a kobiety długo cieszące się urodą, będącą darem natury, w najlepszym przypadku wyglądają na dziesięć, dwanaście lat młodsze niż świadczyłaby o tym ich metryka.
   Lekarze twierdzą, że młody wygląd w wieku dojrzałym czy starszym to w dużej mierze kwestia dobrego zdrowia, właściwego trybu życia, ale i łaskawych genów. Zwykle osoby takie miały matki czy babki obdarzone przez naturę tym przymiotem. Psycholodzy uważają, że ludzie pogodni z natury i pełni życiowej werwy z reguły sprawiają wrażenie młodszych od swej metryki. Pewną rolę w syndromie "wiecznej młodości" odgrywa też rasa i klimat, w jakim żyje się od dzieciństwa. Niestety, nikt - jak dotąd - nie wynalazł eliksiru młodości, który pozwalałby zachować ten najpiękniejszy okres życia na długie lata. Stąd najrozsądniej byłoby umieć się pogodzić z upływem czasu, przyjmując z pogodą ducha pozostawiane przezeń ślady.
Bogna Wernichowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski