Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Monopol wrócił, listy idą dłużej, rosną ceny

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Pracownicy Poczty Polskiej nie mogą narzekać na brak pracy
Pracownicy Poczty Polskiej nie mogą narzekać na brak pracy fot. Anna Kaczmarz
Kilkunastu pracowników na zwolnieniu chorobowym, a pozostali jeżdżą po godzinach pracy prywatnymi autami, by dostarczyć wszystkie przesyłki. Przed zmrokiem nie wyrabiają - tak sytuację w krakowskiej placówce Poczty Polskiej opisuje nam jej pracownik z 30-letnim stażem.

Coś złego dzieje się z Pocztą Polską w Krakowie i Małopolsce. Czytelnicy alarmują, że listy, które dwa lata temu dochodziły po góra dwóch dniach, teraz idą ponad tydzień. Mimo podwyżki opłat o 40 procent. Są miejscowości, do których korespondencja przez wiele dni nie dociera wcale. A w wielu placówkach ustawiają się kolejki.

Poczta ma również problem z dostarczaniem na czas korespondencji sądowej. Do końca stycznia spadło z tego powodu z wokandy blisko 5,6 tys. spraw, w czego ponad połowa w trzech krakowskich sądach: Śródmieściu (2 tys.), Podgórzu (512) i Sądzie Okręgowym (614). W całym regionie sądy zgłosiły w związku z tym ponad 5 tys. reklamacji, z czego - jak dotąd - 1300 zostało rozpatrzonych pozytywnie. Wiąże się to z wielomilionowymi karami.

Poczta zawsze zajmowała się dostarczaniem korespondencji sądowej, ale kiedy kilka lat temu - w ramach ograniczania monopolu - został w tym zakresie ogłoszony przetarg, wygrała go spółka Bezpieczny List należąca do prywatnego krakowskiego InPostu. Firma Rafała Brzoski odebrała potem państwowemu konkurentowi kilka innych kontraktów (np. na obsługę ZUS), na co zarząd Poczty zareagował zamykaniem placówek i zwolnieniem 2,5 tys. osób.

W 2015 r. Poczcie, dzięki zaoferowanym w kolejnym przetargu bardzo niskim cenom, udało się odzyskać kontrakt sądowy, a za sprawą decyzji rządu PO-PSL, a potem także PiS - inne publiczne kontrakty, co doprowadziło do upadku Bezpiecznego Listu i przywrócenia monopolu Poczty. Tylko z tego powodu liczba przesyłek, które musi dostarczyć państwowa firma, wzrosła o kilkanaście procent. Zarazem szybko rośnie liczba dostarczanych paczek. Tymczasem, jak alarmuje „Solidarność”, pracowników jest za mało.

- Centrala chwali się zdobytymi kontraktami i zawiera nowe, a my na dole musimy to wykonać. To katastrofa! Nie wyrabiamy! - mówi nam doświadczony kierownik jednej z krakowskich placówek.

Właśnie w Krakowie i w innych metropoliach sytuacja jest najgorsza. Powód? Kumulacja przesyłek i brak chętnych do pracy; w stolicy Małopolski bezrobocie zeszło poniżej 3 proc., czyli faktycznie go nie ma. A praca na poczcie jest ciężka. - Pracownicy są przeciążeni, sfrustrowani. Po 30 latach pracy zarabiają 3 tys. zł, młodzi po 2,2 tys. Codziennie muszą brać nadgodziny, za które dostają parę złotych! Sporo ludzi idzie więc na chorobowe - twierdzi pocztowiec.

Zbigniew Baranowski, rzecznik Poczty, zapewnia, że nie jest tak źle, a ponadto trwają rekrutacje i będzie dużo lepiej. - Dotąd zwiększyliśmy zatrudnienie o około 700 etatów, głównie w obszarze służby doręczeń. Zatrudniliśmy m.in. 120 listonoszy naszego dotychczasowego rywala, na zdecydowanie lepszych warunkach - podkreśla.

Pytamy o to związkowców z pocztowej „Solidarności”, kierowanej przez krakowianina Bogumiła Nowickiego. - Pan sobie poczyta wpisy na naszej stronie na Facebooku - radzą. Pierwszy z brzegu komentarz: „Listonosz będzie dalej poniewierany i goniony. Panowie związkowcy i szanowny zarządzie, to wszystko za chwilę p...” - pisze Przemysław Biedrzycki.

- Rozumiem frustrację ludzi. Mają prawo nie wiedzieć lub nie pamiętać, że obecna sytuacja to efekt niszczenia Poczty przez poprzednią ekipę władzy i poprzedni zarząd firmy. Teraz widzę wolę polityczną, by to naprawić - odpowiada Nowicki. Ma zwłaszcza na myśli bliskiego mu ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka, któremu podlega Poczta. Pod jego wpływem obecny zarząd firmy rozpoczął negocjacje z „S” i OPZZ. Mają przynieść efekt jeszcze w marcu.

Tymczasem na dole, w środowisku listonoszy i przy okienkach wrze. Szeregowi związkowcy alarmują, że sytuacja - zwłaszcza w dużych miastach - jest tragiczna. „Po wycofaniu się z rynku listów naszego głównego konkurenta i odzyskaniu kontraktu na obsługę wymiaru sprawiedliwości oraz wielu strategicznych nadawców (banki, zakłady energetyczne, prokuratura, ZUS, KRUS, instytucje państwowe i samorządowe) znacznie wzrosła liczba listów.

Rok 2016 był także rekordowy w segmencie paczek” - napisali do prezesa Poczty związkowcy z Wrocławia. Przyznają, że „służby zaplecza nie są w stanie przygotować na czas materiału, a listonosze nie są w stanie wynieść całej korespondencji w obowiązujących ich normach czasu pracy”.

W odpowiedzi na to zarząd przedstawił wyniki badań obciążenia pocztowców pracą. Wyszło z nich, że pracownicy są… mniej obciążeni. - Te badania zostały sfałszowane - mówi Nowicki. W swoim stanowisku „S” zwraca uwagę, że „praca Poczty Polskiej oraz współpraca z partnerami społecznymi nie może opierać się na kłamstwie”.

Zdaniem związkowców bez przyjęcia do pracy 2,5 tys. listonoszy zwolnionych po liberalizacji rynku pocztowego w 2013 roku, znacznych podwyżek płac i „cofnięcia dezorganizacji”, Poczta Polska nie zrealizuje kontraktów i czeka ją katastrofa. Tylko z powodu wycofania się InPostu o prawie jedną piątą wzrosła liczba obsługiwanych przez pocztowców listów. A pracowników proporcjonalnie nie przybyło. Ci, którzy są, wyrabiają nawet po 130 procent normy.

- Tymczasem „centrala”, nie bacząc na moce przerobowe, zawiera kolejne umowy - oburza się kierownik jednej z krakowskich placówek. Dodaje, że z powodu przeciążenia pracą na L-4 przebywa obecnie aż 11 osób.

Przeciętna płaca w Poczcie wynosi 3,3 tys. zł brutto, czyli trzy czwarte średniej krajowej. Wcześniej przez lata pocztowcy zarabiali powyżej średniej. „Doły” frustruje fakt, że najgorsze płace są tam, gdzie roboty jest najwięcej: przy okienkach i roznoszeniu przesyłek.

- Rynek pocztowy w Polsce jest wymagający, o czym przekonali się niedawno nasi konkurenci, którzy wycofali się z niego, pozostawiając swoich klientów bez obsługi, a pracowników bez ostatnich wynagrodzeń - mówi Zbigniew Baranowski, rzecznik Poczty. Przypomina, że jest dziś ona jedyną firmą pocztowo-logistyczną, która ma rozległą sieć placówek w całym kraju i blisko 24 tys. listonoszy, którzy doręczają przesyłki także na terenach, gdzie świadczenie usług nie jest rentowne.

Opisanym tu zjawiskom towarzyszą znaczne podwyżki opłat: wysłanie zwykłego listu zdrożało z 2 zł do 2,60 zł (3,20 zł za tzw. priorytet). Opłata za przesyłkę poleconą ekonomiczną zwiększyła się z 4,20 zł do 5,20 zł, a za priorytetową z 5,50 zł do 6,80 zł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski