MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Może być groźna. Nosi cały arsenał broni chemicznej

Grzegorz Tabasz
To ostatni moment, by w Karpatach spotkać tego osobnika
To ostatni moment, by w Karpatach spotkać tego osobnika
Gruczoły salamandry zawierają mocno trujące substancje. Jedna z nich, salamandryna, jest wielekroć silniejsza od cyjanku potasu.

Na Podhalu wołają na nią jascur. I darzą sympatią, wierząc, iż chroni dom od ognia. Dzieciaki mają zakaz krzywdzenia jascura, bo może się zemścić i ogień na obejście sprowadzić. Zwierzak budził strach w dziatwie, bo każda inna gadzina, wszystkie jaszczurki, węże czy żaby, na widok człowieka wiały gdzie pieprz rośnie. Jascurzyca nie. Łypała okiem, a bywało, że i krok do człeka zrobiła.

Straszna, nie? Gdzie tam. Prawdziwie zagrożenie kryje skóra salamandry plamistej. Pełno tam jadowych gruczołów z piekielnie zabójczą zawartością. na bokach głowy nosi parę poduszeczkowatych gruczołów z doskonale widocznymi otworkami. To prawdziwy arsenał chemicznej broni. Zawiera aż osiem różnych alkaloidów. Mocno trujących związków, które zwykle występują tylko u roślin. Jeden z nich, salamandryna, jest wielekroć silniejszy od osławionego cyjanku potasu.

Trzeba tylko wpuścić jad do krwi napastnika, czego poczciwy płaz na szczęście czynić nie potrafi. Za to jedna z egzotycznych salamander opatentowała ostre wyrostki kręgosłupa, które wpierw przebijają skórę, a potem pysk drapieżcy. Płaz co prawda ginie, ale chwilę po nim zdycha napastnik. Póki co nasza salamandra jest tylko trująca. Tak samo niebezpieczna jak muchomor sromotnikowy. Jeśli nie dotkniesz i nie zjesz, to nie zaszkodzi.

Nie masz w górach bardziej bezczelnego i pewnego siebie zwierzaka niż salamandra. Największy płaz Polski dzięki mozaice żółtych plam na smoliście czarnym tle jest doskonale widoczny z dużej odległości. Wzór niepowtarzalny i wyjątkowy dla każdego okazu niczym nasze odciski palców. Kontrastowe połączenie kolorów jest powszechnie znanym w przyrodzie znakiem ostrzegawczym: uwaga, jestem niebezpieczny.

Podobne ubarwienie noszą jadowite szerszenie i osy. Z takim kamuflażem zwierzak spaceruje leniwym krokiem. Nic tylko złapać i zjeść. Wszak to dziesięć dekagramów pożywnego mięska. Kąsek godny uwagi. Spokojnie, salamandry w lesie nikt nie ruszy. Nawet przymierający głodem lis minie ją obojętnie. Tak samo borsuk, największy żarłok, który lubi przekąsić żmiją czy trującymi jagodami.

Starczy płaza drasnąć zębem, mocniej przycisnąć, by pokrył się mlecznej barwy płynem. Jeśli trafi do pyska sprawcy, przyprawi go o drgawki, ślinotok i palpitacje serca. Zjedzony, stanie się ostatnim posiłkiem napastnika. Całe pokolenia plamistych płazów wypracowały wśród drapieżców fatalną, ale skuteczną opinię wrednej i paskudnej istoty, którą dla zdrowia lepiej omijać szerokim łukiem.

Znam przyuczonego do obrony owczarka niemieckiego, który będąc szczeniakiem, chwycił jaszczura dla zabawy. Ten w mgnieniu spłynął opalizującą wydzieliną. Kilka chwil później pies rozpaczliwie tarzał się po ziemi, tocząc pianę z pyska. Wedle weterynarza stracił wzrok na kilka godzin. Nauka nie poszła w las.

Jeśli teraz pokazać mu zabawkę przypominającą salamandrę, to groźne psisko ucieka z podkulonym ogonem. Ponoć tylko jeż jest odporny na jad salamandry, ale żaden z leśników, których przepytywałem, nigdy nie widział kolczastego stwora z plamistą zdobyczą w pysku. Kiedyś próbowałem poczęstować znajomego jeża przyniesioną z lasu martwą salamandrą. Nawet jej nie powąchał. Ot, kolejna legenda, niemająca wiele wspólnego z rzeczywistością.

Wszystko jakoś się kręciło, póki nie nastała era dróg i samochodów. Zadufany w chemicznej osłonie płaz włazi na drogi i na widok pojazdu nieruchomieje, pokazując ostrzegawcze barwy. Nawet krok w stronę wroga uczyni. Wypracowana przez miliony lat strategia w konfrontacji z twardą oponą warta jest funta kłaków.

Poświęciłem pół dnia na podglądanie takiego wędrowca. Po burzy gadzina wypełza z kryjówek i łazi po lesie. Przejście przez wąską drogę zajmowało zwierzakom tyle czasu, iż w akcie desperacji przenosiłem je na drugą stronę. Byle tylko nie skończyły marnie pod kołami rozpędzonych rowerzystów. Zamiast zniknąć w bezpiecznym gąszczu, niektóre przystawały i wytrzeszczały małe oczka. Bóg raczy wiedzieć po co. Po cóż leźć przez drogę, by później sterczeć na kraju. Ciekawe czy co? Mam w domu pudełko po czekoladkach pełne wysuszonych trucheł salamander.

Nie uszły przed samochodami. Kilkanaście sztuk zebrane z krótkiego odcinka rzadko uczęszczanej leśnej drogi. Strach myśleć, ile ginie na bardziej ruchliwych drogach. Oj, na jascura przyszła kryska. Wedle ludowej legendy salamandra plamista ma właściwości gaśnicze. Krótko mówiąc, wrzucona do ognia, miała natychmiast zgasić płomienie.

Trudno w to uwierzyć, ale powszechnie wierzono, iż salamandry nie rodzą się jak inne płazy w błocie, lecz wypełzają z ognia niczym Feniks z popiołów. W Beskidzie Niskim jeszcze niedawno starsi ludzie przestrzegali młodzież przed paleniem ognisk w lesie, bo mogła z nich wyleźć trująca gadzina. I nikomu nie przyszło do głowy, że salamandry przepadają za wilgocią i chłodem.

Salamandra plamista jak każda żywa istota przed żarem czy dymem będzie uciekać. Jeśli zdoła. Fascynuje mnie mechanizm powstania legendy. Płazy mają zwyczaj szukania schronienia w stosach drewna. Szczególnie w takich leżących dłużej pod gołym niebem. Na dzień, na dwa. Bywa, że na kilka tygodni. Przyciągają je miły cień i wilgoć.

Pewnie ktoś kiedyś wrzucił naszpikowane salamandrą polano do czeluści paleniska. Zaskwierczało, zasyczało i nim płomienie spopieliły zwierzaka, narodziła się legenda. Nie na darmo starożytni Persowie nazwali ją smokiem żyjącym w ogniu. Opalane drewnem kominki są w modzie. I kto wie, może czarno-żółty zwierzak wyląduje na waszej posesji. Na wszelki wypadek sprawdźcie dokładnie przygotowany na ogień opał. Głupio zobaczyć przez szybę resztki rzadkiego i urodziwego zwierzaka chronionego przez prawo.

Listopad to ostatnia okazja, by w Karpatach spotkać plamistego jaszczura. Nie przeszkadzają im nawet chodne i mgliste dni. Salamandry wędrują po okolicy, poszukując zimowej sypialni. Kiedyś były to liczne kawalkady, dzisiaj spotkanie kilku sztuk można uznać za wielkie szczęście. Zwierzaki poszukują głębokich wykrotów czy płytszych jaskiń. Byle były zimne, wilgotne i bez przeciągów. I na tyle głębokie, by nie zamarzały na kość. W takich miejscach zimują pospołu z ropuchami i traszkami. Bywa, że w towarzystwie jadowitych żmij i innych węży. Salamandry plamistej nie wolno dotykać pod żadnym pozorem.

I wcale nie ze strachu przed trucizną w skórze czy też z obawy przed naruszeniem przepisów prawa. Salamandra, jak każdy płaz, jest zmiennocieplna. Czyli ma dokładnie taką samą temperaturę jak otoczenie. Jeśli to środek słonecznego jesiennego dnia, to nie więcej niż osiem, dziewięć stopni. Nasza dłoń zaś jest prawie cztery razy cieplejsza.

Dla salamandry gorąca. Bardzo gorąca. Proszę przytrzymać w dłoni kubek dopiero co zalanej wrzątkiem herbaty czy kawy. Niezbyt miłe uczucie, ale tak właśnie czuje się każda zmiennocieplna istota zamknięta w ludzkiej dłoni. Jeśli już chcecie jej pomóc, to na kawałku kory czy większego liścia można przenieść ją przez drogę. Byle jak najdalej w las. Na koniec można zrobić pamiątkowe zdjęcie. Wyśmienita tapeta na ekran komputera. I kto wie, może uwiecznicie ostatnią salamandrę w lesie?

Wedle ludowej legendy salamandra plamista ma właściwości gaśnicze.

Wrzucona do ognia, miała natychmiast zgasić płomienie. Trudno w to uwierzyć, ale powszechnie wierzono, iż salamandry nie rodzą się jak inne płazy w błocie, lecz wypełzają z ognia niczym Feniks z popiołów. W Beskidzie Niskim jeszcze niedawno starsi ludzie przestrzegali młodzież przed paleniem ognisk w lesie, bo mogła z nich wyleźć trująca gadzina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski