Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mr. Nice

Redakcja
Walijczyk Howard Marks miał filmowe życie. Jako młody chłopak trafił do Oksfordu. Na studiach, w szalonych latach 60., wciągnął się w hipisowskie życie i narkotyki.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Zaczął nimi handlować i szybko stał się w tym "biznesie” potentatem. Znany jako Mr. Nice handlował marihuaną i haszyszem na obu półkulach, sprowadzając towar pochodzący z Afganistanu. Utrzymywał kontakty z wywiadem MI–6 (ten od Bonda), CIA oraz Irlandzką Armią Republikańską, czyli IRA. Długo grał na nosie policji, w końcu wpadł, odsiedział 7 lat. Gdy wyszedł na wolność, napisał książkę, która stała się światowym bestsellerem.

Nic dziwnego, że po ten materiał sięgnęli filmowcy. Mr. Nice zainteresował się Bernard Rose, reżyser i scenarzysta angielski, autor pamiętnego "Candymana”. Rose ma na koncie już kilka biograficznych filmów, by wspomnieć "Immortal Beloved” czy "Annę Kareninę”. Od pierwszej sceny sprawnie wchodzi w historię. Opowiada w sposób klasyczny i klarowny, bez wizualnego efekciarstwa czy montażowego szaleństwa. Widać tu starą szkołę brytyjską, w której na pierwszym planie jest człowiek, a nie estetyczne fajerwerki.

Filmowcy podążają z życiem bohatera, bez zbędnych upiększeń. Życie głównej postaci było tak barwne i niesamowite, zwłaszcza jego kontakty z IRA, że nie potrzebowało tuningu. Grający Marksa Rhys Ifans, również Walijczyk, wykonał kawał solidnej roboty, budując przekonujący charakter. Wspiera go świetna jak zawsze Chloe Sevigny, laureatka Złotego Globu, aktorka pełna temperamentu. Supportuje ich z tylnego siedzenia drugiego planu David Thewlis, brytyjski aktor–legenda, wielka postać angielskiego filmu i teatru. Wciela się w rolę handlarza broni z IRA, psychopaty i socjopaty, postaci odrażającej i fascynującej zarazem. To najlepsza kreacja tego filmu i jedna z ciekawszych w dorobku Thewlisa.

Mimo tych wszystkich wysiłków, udanej stylizacji na lata 60., 70. i 80., film pozostawia niedosyt. Historia biegnie klasycznie, by nie powiedzieć sztampowo dla produkcji opowiadających o handlarzach narkotykami. Być może wynika to z ich podobnych w gruncie rzeczy biografii, które opierają się na nieustannej grze w ściganego i ścigających. Rose nie potrafił jednak spojrzeć na temat szerzej, jak choćby Ted Demme w głośnym "Blow”. Zabrakło oglądu socjologicznego, próby dostrzeżenia przemian społecznych, które dokonywały się wraz z popularyzacją narkotyków. Wreszcie Howard Marks wygląda na postać mocno wygładzoną. Jest przykładnym ojcem i mężem, wrażliwym człowiekiem z nutą szaleństwa i kombinatorstwa. Czy taki mógł być rzeczywiście szef globalnego kartelu narkotykowego? Zabrakło spojrzenia na kryminalną stronę jego "biznesu”.

"Mr. Nice” to przykład solidnej roboty filmowej, zwłaszcza pod względem realizacyjnym, co jest charakterystyczne dla wyspiarzy. Historia jest ciekawa, ale szkoda, że zabrakło w niej głębi.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski