MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mroczna tajemnica Magurycznego

Piotr Subik
Szczątki na Magurycznym nie były pogrzebane, raczej porzucone - pod warstwą liści i gałęzi
Szczątki na Magurycznym nie były pogrzebane, raczej porzucone - pod warstwą liści i gałęzi Orły Historii
Historia. Czy badacze z Niepołomic odnaleźli w Bieszczadach szczątki polskich żołnierzy albo milicjantów zamęczonych przez banderowców?

Najpierw pod wykrywaczem wyszedł spod ściółki połamany orzełek z wojskowej furażerki. Natrafił na niego Sebastian Pieniążek - mówi się o nim, że to największy szczęściarz wśród członków Grupy Eksploracyjno-Poszukiwawczej "Orły Historii" z Niepołomic.

Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, iż symbol przez prawie 70 lat leżał tylko pod warstwą zbutwiałych liści i nikt go dotąd nie znalazł? I jeszcze ten stosik kości i dwie czaszki, które odkryli metr, może tylko nieco więcej, od zniszczonego orła…

Czaszki z wybitymi zębami
Bieszczady, pasmo Wysokiego Działu, okolice przełęczy Żebrak, pomiędzy zalesionymi masywami Chryszczatej, Magurycznego i Wołosani. Tuż po wojnie "gniazdo żmij", opanowane przez sotnie Ukraińskiej Powstańczej Armii, którymi dowodzili Stepan Stebelski "Chrin" i Jarosław Staruch "Stiah".

I to m.in. śladów po legendarnym obozowisku i polowym szpitalu UPA, opisanych m.in. w propagandowej książce z okresu PRL-u "Łuny w Bieszczadach" Jana Gerharda, od kilku miesięcy szukają tam miłośnicy przeszłości z Niepołomic. Oczywiście zaopatrzeni w stosowne zezwolenia i wykrywacze metali.

Znaleziony na stoku Magurycznego wojskowy znak to orzełek wz. 45, więc już nie "kurica" z czasów PKWN, lecz symbol noszony przez żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego. Jego stan daje do myślenia. - Gdyby został zgubiony i nadepnięty, byłby co najwyżej pogięty, a nie połamany. Wygląda to na celowe działanie - ktoś, z sobie tylko znanych powodów, zniszczył go z premedytacją - mówi Krzysztof Sojka, współzałożyciel GP-E "Orły Historii".

Trop podsuwają kości znalezione w pobliżu przez innego uczestnika akcji, Andrzeja Kudera. Nie były pogrzebane, raczej porzucone - leżały pod warstwą liści i gałęzi. Między innymi połamane czaszki, szczęki częściowo bez zębów...

Można więc przypuszczać, że to szczątki żołnierzy, milicjantów lub wopistów (rozrzut jest tak duży, bo panowała wówczas duża swoboda w umundurowaniu poszczególnych formacji) uprowadzonych do lasu i zamęczonych przez banderowców. To możliwe - podczas walk z UPA w Bieszczadach w latach 1945-47 do zaginięć tzw. utrwalaczy władzy ludowej dochodziło często.

Przypominają o tym liczne pomniki, m.in. w Woli Michowej, kilka kilometrów od przeł. Żebrak. - Ale o tym, czy orzełek znalazł się tam przez przypadek, czy też to dowód zbrodni UPA, w mojej ocenie przesądzi dopiero badanie szczątków - podkreśla Sebastian Pieniążek. Może uda się odnaleźć elementy wyposażenia, broni, rzeczy osobiste, które pozwolą określić czas śmierci. Może znajdą się nieśmiertelniki.

Zaraz po dokonaniu odkrycia, pod koniec lipca członkowie "Orłów Historii" zwrócili się do gminy Komańcza z wnioskiem o ekshumację szczątków znalezionych na Magurycznym. Dokumenty w tej sprawie samorząd wkrótce przekaże do Urzędu Wojewódzkiego w Rzeszowie. Siły połączyć muszą urzędnicy, poszukiwacze, PCK, sanepid. - Dostaliśmy już pozwolenie na pochowanie szczątków na cmentarzu żołnierzy radzieckich w Baligrodzie - mówi wójt Komańczy Stanisław Bielawka.

Nie tylko obozowisko UPA
Poszukiwania obozowiska w paśmie Wysokiego Działu mają potrwać przynajmniej do 2017 r. To trudny teren. A do tego nikt nie wie, gdzie dokładnie było "podziemne miasto" UPA, zniszczone wiosną 1947 r. przez żołnierzy 34. Budziszyńskiego Pułku Piechoty, dowodzonego przez pułkownika Jana Gerharda.

- Nawet gdybyśmy szli z dziesięcioma wykrywaczami, jeden obok drugiego, tego terenu nie da się przeszukać dokładnie, centymetr po centymetrze. Trzeba liczyć na szczęście. Może się okazać, że po obozowisku UPA stąpamy, ale nie mamy tego świadomości - mówi Krzysztof Sojka. A Sebastian Pieniążek dorzuca: - Jak to w lesie - można chodzić kilka razy i minąć się z czymś o metr. Ale liczymy na szczęście. I własne nogi…

Pozostałości po UPA to niejedyny cel poszukiwań prowadzonych w Bieszczadach przez pasjonatów z Małopolski. Interesują ich wszystkie pamiątki po I i II wojnie światowej. Dzięki temu prócz licznych odłamków, kuli szrapnelowych, łusek itp. w okolicach Lisznej odnaleźli miejsce, w którym znajdowało się zaplecze oddziałów Armii Czerwonej.

Odkryto w nim m.in. wieko od beczki z napisem "The Property of Anglo-American Oil Co. Ltd.". W ramach akcji pomocowej "Lend-Lease" pokonała ona długą drogę: z USA przez Abadan w Iranie do Związku Sowieckiego, a stamtąd, jesienią 1944 r., w Bieszczady. Z wojskami 2. lub 4. Frontu Ukraińskiego.

- Prócz składu paliwowego musiała też być w tym miejscu kuźnia, bo nasz kolega Zbigniew Batkiewicz odkopał okazałe kowadło. Znaleźliśmy też łuski po pociskach, którymi żołnierze najpewniej rozpalali ogniska - mówi Krzysztof Sojka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski