Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mroczna tajemnica

Redakcja
Utonęła, spadła z głazu pod wodospadem Siklawa czy też ktoś pomógł się jej rozstać z życiem? Prokuratura właśnie umorzyła śledztwo w sprawie śmierci 24-letniej Urszuli Olszowskiej, krakowskiej fotoreporterki, nie ustalając przyczyny.

Ewa Kopcik: HISTORIE Z PARAGRAFEM

Był 28 lipca 2010 r., od rana lało jak z cebra. Ula założyła turystyczne buty, deszczową kurtkę i spodnie, w których zwykle chodziła w góry. Wspomniała jednak, że się wybiera do Rynku Głównego. Wyszła tak, jakby szła na spotkanie ze znajomymi, ale już nie wróciła. Tego dnia zamilkł też jej telefon.

Nazajutrz rodzice zgłosili na policji zaginięcie, choć początkowo łudzili się, że Ulka uciekła od ludzi, żeby odpocząć po napisaniu pracy magisterskiej. Zaczęli przeglądać jej rzeczy i sprawdzać, czego brakuje. W ten sposób pojawiło się podejrzenie, że pojechała w góry.

Rzeczywiście, 10 dni później turyści znaleźli w Tatrach jej plecak. Przy samym szlaku, w miejscu widokowym, obok wodospadu Siklawa. Obok leżała koszulka, czapka i zakrwawiona chusteczka. Młodzi ludzie plecak zanieśli do najbliższego schroniska w Dolinie Pięciu Stawów. Byli zdenerwowani, martwili się, że ten ktoś może potrzebować pomocy. Nalegali, żeby zawiadomić odpowiednie służby.

W plecaku był telefon, dowód osobisty, karta bankomatowa, pieniądze i legitymacja studencka. Recepcjonistka w schronisku następnego dnia przekazała plecak TOPR-owcowi. Ale ten się nim nie zainteresował. Nie odnotował w rejestrze znalezienia dokumentów, nie powiadomił policji. W piśmie do MSWiA naczelnik TOPR później wyjaśniał, że ratownik popełnił błąd. Przyczyną miał być natłok spraw w szczycie sezonu i zawodna pamięć...

Po logowaniach telefonu krakowskim policjantom udało się ustalić, że w dniu zaginięcia Ula była w Jordanowie. Ojciec zaczął szukać jej w pobliskich miejscowościach. Bez skutku. Wreszcie dowiedział się, że w tamtym czasie autobusy do Zakopanego miały objazd przez Jordanów. Sugerował policjantom, że córka poszła w góry. Prosił, żeby sprawdzili, czy nie zatrzymała się w jakimś schronisk, ale nie podjęli tego tropu.

Ciało Uli odkryto wyłącznie na skutek uporu jej ojca. Najpierw obdzwaniał dyspozytorów GOPR i TOPR, potem tatrzańskie schroniska. - Nie ma, nie była, nie wiem - mówili wszędzie. Do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów nie mógł się dodzwonić, więc pojechał. Zostawił zestaw zdjęć córki. Następnego dnia dostał telefon. Pracownica schroniska zajrzała do znalezionego ponad miesiąc wcześniej plecaka i skojarzyła nazwisko. Odtąd sprawy potoczyły się szybko. Ciało Uli znaleziono 15 września w potoku, niedaleko miejsca, gdzie turyści znaleźli plecak. Były problemy z identyfikacją. Wątpliwości rozstrzygnęło badanie DNA. Sekcja zwłok nie pozwoliła jednak na ustalenie przyczyn jej śmierci.

Przez ponad dwa miesiące od ujawnienia ciała zakopiańscy policjanci nie zdecydowali się na dokonanie oględzin terenu, gdzie doszło do tragedii. Rodzina dziewczyny z urzędowych pism dowiadywała się, że prokuratorzy i policjanci nie pójdą w góry, bo nie posiadają sprzętu i nie są przeszkoleni do "podejmowania czynności procesowych w niedostępnym terenie Tatr Wysokich". Tymczasem teren wokół Siklawy to prosty turystyczny szlak. Ojciec Uli sam się tam wybrał i bez trudu znalazł leżącą na głazie pelerynę córki. Leżała kilkadziesiąt metrów od miejsca, w którym znaleziono plecak - obok głazu, a właściwie w grocie utworzonej przez ten głaz. Wyglądało to, jakby Ula się tam wczołgała. Uciekała przed kimś? Nie udało się już ustalić.
- Wszystko, co zostało znalezione, poddano badaniom. Niestety, warunki atmosferyczne spowodowały zniszczenie praktycznie wszystkich możliwych mikrośladów - przyznają dziś policjanci.

Śledztwo w sprawie tajemniczej śmierci Uli trwało kilkanaście miesięcy. Eksperci sporządzili jej profil psychologiczny. Z opinii wynika, że nie miała powodów, żeby popełnić samobójstwo. Po komunikatach w mediach na policję zgłosiła się właścicielka sklepu z Poronina, która rozpoznała Urszulę. Twierdzi, że odwiedziła jej sklep, że długo rozmawiały, aż w pewnym momencie dziewczyna spojrzała na zegar i powiedziała, że musi kończyć, bo jest umówiona w Zakopanem. Z kim

- tego nie powiedziała.

W śledztwie pojawił się też świadek, który twierdził, że będąc na szlaku blisko miejsca, gdzie zginęła Urszula, słyszał krzyki. Miał też widzieć zbiegającego mężczyznę z zabandażowaną ręką, a potem spotkać turystów, którzy widzieli kogoś wpadającego do wody w rejonie wodospadu Siklawa. Tych informacji nie udało się jednak potwierdzić. Badania genetyczne śladu zabezpieczonego na plecaku Uli też nie przyniosły przełomu. Ślad pochodził od policjanta, który wydawał rodzinie znaleziony plecak. Sprawę ostatecznie zamknięto.

Zamknięto też "śledztwo po śledztwie", w którym badano zachowanie zakopiańskiej prokuratury, policji oraz pracowników TOPR w tej sprawie. Prokuratura uznała, że popełniono błędy, ale nie postawiła nikomu zarzutów. Policja we własnym zakresie ukarała dyscyplinarnie dwóch funkcjonariuszy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski