Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muzyka do omamów i erotycznych uniesień

Paweł Gzyl
Naked Mind wystąpi 9.09. o godz. 19.30 w Stodole w Lanckoronie
Naked Mind wystąpi 9.09. o godz. 19.30 w Stodole w Lanckoronie Fot. ARTKOK PHOTOGRAPHY
Rozmowa z Michałem Augustyniakiem i Michaelem Jonesem z krakowskiego zespołu NAked Mind o jego płycie „Remember Me”

- Znany jesteś z bluesowych i folkowych upodobań. Co Cię zafascynowało w muzyce indyjskiej?

M.A.: Gitarzyści rockowi i jazzowi, jak George Harrison czy John McLaughlin często fascynowali się muzyką z Indii, więc jakoś od zawsze osłuchiwałem się z tymi klimatami. Janek Kubek, który gra na tablach i od wielu lat jeździ uczyć się grać do Indii przywiózł kiedyś stamtąd całkiem fajny sitar i ja go od niego kupiłem. Oczywiście wcześniej dużo słuchałem Raviego Shankara i próbowałem usłyszeć cokolwiek, co by mi wytłumaczyło na czym ta muzyka polega. Czułem, że to nie może być takie po prostu brzdąkanie przez piętnaście minut. Że to wszystko nie jest takie proste.

- No i pojechałeś do Indii uczyć się gry na sitarze. Jaki możliwości stwarza ten instrument, których nie daje gitara, na której grasz na co dzień?

M.A.: Przede wszystkim można grać swobodnie ćwierćtony i płynnie przechodzić z dźwięku do dźwięku. Ma bardzo charakterystyczne brzmienie. Zanim kupiłem sitar próbowałem naśladować ten instrument na gitarze, używając techniki slide, ale to tylko namiastka jego możliwości. Ten instrument jest po prostu stworzony do grania pewnych dźwięków i jeśli chodzi o możliwości artykulacyjne jest bardzo blisko ludzkiego głosu. Posiada struny rezonansowe, które dają naturalny pogłos. Ewoluował mniej więcej od trzynastego wieku naszej ery!

- Muzyka indyjska jest inna od europejskiej?

M.A.: Oczywiście: bo nie posiada harmonii. Jest połączeniem rytmu i pojedynczej melodii. Każdy z tych elementów jest doprowadzony do wysokiego poziomu wyrafinowania. I do tego właśnie jest sitar - do grania finezyjnych melodii zawierających mikrotony i różne ornamenty. A przy mocnym graniu wydaje z siebie psychodeliczny skowyt. Dlatego w filmach często stanowi tło dźwiękowe do scen halucynacyjnych omamów albo... erotycznych uniesień.

- Jak doszło do współpracy z Michaelem?

M.A.: Poznaliśmy się kiedyś podczas festiwalu Korowód w Krakowie. W jego ramach był też koncert w Trójce i wtedy spędziliśmy parę godzin w autobusie do Warszawy rozmawiając o motorach i freedivingu. A parę lat później spotkaliśmy się przypadkiem w kinie i umówiliśmy się, że coś wspólnie pogramy. Ja kompletnie nie wiedziałem co to miałoby być. Po prostu zaczęliśmy się poznawać, a potem przyszły dźwięki i zrozumiałem, że to będzie coś zupełnie nowego. Tak powstało Naked Mind.

- W Naked Mind gracie nie tylko na sitarze - ale również na innych instrumentach, choćby afrykańskiej mbirze, tybetańskich gongach czy barokowej altówce. Jaki jest wspólny element dla tych wszystkich brzmień?

M.J.: Każda kompozycja jest przemyślana. Zachowany jest właściwy balans pomiędzy brzmieniem poszczególnych instrumentów. Doszliśmy do tego na drodze eksperymentów i wielu godzin prób. Najpierw powstawała koncepcja utworu, potem była zabawa dźwiękiem.

M.A.: To nie jest przypadek, że gramy akurat na takich instrumentach. Każdy instrument ma swój charakter, swoje mocne strony i odpowiada osobowości człowieka, który go używa. Przecież to jest zawsze ważny moment, kiedy decydujesz się na jakiś instrument, na jego kupno. A wspólny element tych wszystkich brzmień - to my.

- Trudno było zebrać do tego projektu muzyków, którzy w równym stopniu jak Wy byliby zafascynowani dalekowschodnią i afrykańską egzotyką?

M.J.: Było trochę szukania i prób z rożnymi muzykami, ale w końcu znaleźliśmy dzisiejszy skład. Piotr Górka i Kuba Rutkowski są wszechstronnymi muzykami - i bez problemu dopasowali się do projektu.

M.A.: Tak, trochę to trwało. Można powiedzieć, że przetrząsnęliśmy większość krakowskiego środowiska muzycznego w poszukiwaniu odpowiednich ludzi. Ale to nie jest też tak, ze cały zespół musi słuchać tego samego w domu. Chodzi o pewną wrażliwość i otwartość. I szybko okazało się, że wszyscy nasi muzycy to mają.

- Jak tworzyliście i nagrywaliście utwory na płytę „Remember Me”? Czy ważnym czynnikiem w ich powstawaniu była improwizacja?

M.J.: Była improwizacja. Czasami jednak pomysł pojawiał się od razu. Kiedy indziej poprzez improwizację dochodziliśmy do efektu końcowego.

M.A.: Na przykład utwór „Totem” jest bardzo spontanicznym nagraniem improwizacji w studiu. Podobnie „A Touch of Raga Bhairavi” - to krótka improwizacja, w której gram wedle reguł klasycznej muzyki indyjskiej ragę Bhairavi. Ale większość utworów była jednak skomponowana od początku do końca, natomiast proces powstawania i dojrzewania tego materiału był długi. Improwizacja miała oczywiście nań duży wpływ.

- Macie za sobą już pierwsze koncerty Naked Mind. Jak polscy słuchacze odbierają Waszą egzotyczną muzykę?

M.J.: Koncerty to chwila prawdy. Pozytywny odbiór przeszedł moje oczekiwania. Chciałbym więcej grać w Polsce. Myślę, że jesteśmy tutaj jedynym takim zespołem.

M.A.: Dla mnie to zupełnie nowe doświadczenie, bo spędzam półtorej godziny na scenie nie zaśpiewawszy żadnej piosenki z wyjątkiem „Kongurei”. Lubię widzieć, jak publiczność zamyka oczy i zatapia się w dźwięku. Będziemy wybierać takie przestrzenie na nasze koncerty, żeby ludzie mieli komfort słuchania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski