Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muzyka wzruszeń

Redakcja
Gdy w piątek w sali Filharmonii Krakowskiej wybrzmiał ostatni akord cotygodniowego koncertu, zapanowała cisza, jakby nikt nie chciał spłoszyć niezwykłej aury wywołanej przez muzykę. Wreszcie słuchacze oprzytomnieli, rozległy się owacje. Na widok kompozytora idącego w kierunku estrady, by podziękować interpretatorom jego dzieła, obecni powstali jak jeden mąż. Missa pro pace Wojciecha Kilara była dla krakowskich melomanów wielkim przeżyciem.

Z sali koncertowej

   Mało które dzieło wywołało równie skrajne opinie. Missa pro pace wykonana po raz pierwszy przed blisko czterema laty spotkała się z zachwytami i totalnym potępieniem. Jedni ogłosili, że Wojciech Kilar napisał arcydzieło, inni twierdzili, że to kicz. Z czasem emocje nieco wygasły, być może i dlatego, że i jedni, i drudzy zrozumieli, że Missa pro pace _wymyka się z rutynowych ocen. Zresztą dyskusje na temat wartości dzieła toczyli przede wszystkim profesjonaliści, słuchacze od pierwszej chwili zaakceptowali dzieło Wojciecha Kilara, ponieważ daje im to, co dla nich najcenniejsze - szczere wzruszenie. Kompozytor nie napisał bowiem dzieła o tematyce religijnej, jakich wiele w historii muzyki, lecz blisko osiemdziesiąt minut trwającą modlitwę. Nie ma tu muzycznego theatrum, chociaż potężnie rozpoczynający się organowy _Introit _wydaje się zapowiadać grę barw i nastrojów (wspaniała interpretacja Andrzeja Białki!). Wkrótce górę nad organowym blaskiem bierze kontemplacja i błaganie.
   _Missa pro pace _napisana jest mistrzowsko. Wielki aparat - orkiestra, chór, organy, kwartet solistów - wykorzystywany jest oszczędnie, wręcz ascetycznie. Partie wokalne często pozbawione są jakiegokolwiek towarzyszenia instrumentalnego. W opracowaniu wersetów chóralnych czuć ducha dawnych wieków. Są tu odniesienia i do chorału gregoriańskiego i renesansowej polifonii. Ta prostota stawia przed wykonawcami trudne zadania nie tylko interpretacyjne, ale i czysto warsztatowe.
   Interpretacji dzieła Wojciecha Kilara z zespołami Filharmonii Krakowskiej podjął się Marek Pijarowski i uczynił to znakomicie, spokojnie budując dramatyczny przebieg utworu i podkreślając właśnie modlitewny jego charakter. Dobrze brzmiał chór przygotowany przez Teresę Majkę-Pacanek. Z czworga solistów - a śpiewali: Zofia Kilanowicz - sopran, Anna Lubańska - alt, Jerzy Knetig - tenor i Józef Frakstein - bas, tworząc wyrównany kwartet - wyróżniłabym obdarzoną ciepłym głosem o niepowtarzalnej barwie Annę Lubańską oraz Józefa Fraksteina. Ich powaga i skupienie, muzykalność i doskonałe prowadzenie głosu sprawiły, że _Kyrie _było prawdziwie poruszające. Pięknie zabrzmiało też solo basowe w _Agnus Dei.

   _Missa pro pace _w filharmonicznej sali była czasem wzruszenia, zadumy, pewnego wewnętrznego oczyszczenia. W codziennym wyścigu mało mamy takich momentów. Tym bardziej są cenne.
ANNA WOŹNIAKOWSKA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski