My szukamy żelaznych „naj”: najstarszy, największy, jedyny, najczęściej naśladowany. A szukając i znajdując stwierdzamy z przerażeniem, że jedynie nieliczni, bardzo nieliczni spośród zrzynająch nasze pomysły potrafią wyszeptać: „wzorem Krakowa” albo: „zainspirował nas Kraków”...
I tak ukradziono nam m.in. pierwszą słowiańską viagrę, kobiety na studiach, największy dzwon (wisi teraz, panie Boże odpuść, w Licheniu), pierwszy bar mleczny, smoka (zamordowany identycznie jak nasz wisi sobie w ratuszu w Brnie na Morawach), maczankę krakowską (wylansowaną za Wielką Wodą pod nazwą „hamburger”), czy sypanie nieżyjącym dostojnikom kopców...
Od czterdziestu prawie lat cała Polska z godnym szacunku zapałem sprząta latem to, co przez cały rok naświniła na łonie szeroko pojętej przyrody.
Podobnie czynią uczciwe ludzie na całym świecie. Ale, o ile wiem, nie zdarzyło się nigdy, by jakikolwiek uzbrojony w grabie czy szpiczasty patyk warszawiak, poznaniak, Papuas z Nowej Gwinei czy grenlandzki Eskimos ładując w lipcu śmieci do plastykowego worka westchnął choćby tylko w głębi duszy: – Fajnie to w tym Krakowie wymyślili, mają łeb! Ano, trudno ukryć, mają. Zaczęło się to sprzątanie 27 sierpnia 1978 roku z inicjatywy krakowskiego jeszcze wtedy „Przekroju”.
Autorem pomysłu był dziennikarz tego pisma Jan Kalkowski, który rzecz całą przegadał z dyrekcją Tatrzańskiego Parku Narodowego oraz zawsze prężnym Polskim Towarzystwem Turystyczno-Krajoznawczym. „Przekroj” ideę jak mógł (a mógł wtedy dużo, nakład sięgał miliona egzemplarzy!) rozpowszechniał. Z Polski wyruszyły pod Tatry stada specjalnie oznakowanych autobusów, wyposażnych w absolutnie niecodzienne zezwolenia wjazdu w górskie ostępy.
Ilość zalegających owe ostępy i wywiezionych śmieci przeszła najśmielsze wyobrażenia i leśników, i redakcji, która zachęcona powodzeniem za rok rzuciła hasło „Czyste góry od Sudetów po Bieszczady”. Ale się działo! Worki z tysiącami ton niewyobrażalnie szerokiego asortymentu nieczystości (zepsute pralki, opony samochodowe, akumulatory, puszki konserwowe, a także wszelkie inne pospolite odpady) napełniane były przez wielotysięczne (tak!) rzesze małolatów, żołnierzy, harcerzy, pensjonariuszy sanatoriów i domów wczasowych...
Płetwonurkowie starannie czyścili zaśmiecone jak siedem nieszczęść dno Morskiego Oka. W latach następnych działo się to samo już w całym kraju. Stan wojenny położył kres tym akcjom. Odżyły w roku 1989, gdy na dalekich antypodach na wezwanie żeglarza i przedsiębiorcy Jana Kiernana (któremu pomysł krakowski strasznie się spodobał) czterdzieści tysięcy ochotników wyniosło z plaż wokół Sydney 5 tys. ton śmieci. Z iskry rozgorzał płomień: w roku 1994 odbyła się pierwsza akcja Sprzątanie Świata. O wielkości Krakowa świadczy fakt, że nigdy się o prawo pierwszeństwa nie upomniał. Sam zresztą sprząta u siebie jakby mniej.
dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?