Barbara Rotter-Stankiewicz: ZA MOICH CZASÓW
Właściwie z góry wiem, co usłyszę, gdy do nich zatelefonuję: że czekają, że w każdej chwili, że razem z moimi znajomymi, że na jak długo będę chciała, itd., itp. Że sobie pogadamy, że noc nie nasza, itd., itp. I wiem, że tak będzie. Znamy się od zawsze, przyjaźnili się nasi rodzice, a o wzajemnych "uzależnieniach” przewijających się przez trzy pokolenia można by napisać naprawdę interesującą książkę. Charakterystyczne jest to, że bliskość trwa dziesięcioleciami, a częstotliwość spotkań nie ma znaczenia.
Takich przyjaciół na dobre i złe mieli też moi rodzice. To byli ludzie, na których zawsze można było liczyć, a i oni wiedzieli, że gdy tylko im będzie potrzebna jakakolwiek pomoc, mogą się jej spodziewać. Ta pomoc to czasem rozmowa, a czasem coś bardziej uchwytnego.
Przyjaźnie ze szkoły, ze studiów, z "kamienicy”... Mam wrażenie, że ten rodzaj kontaktów w młodszych pokoleniach idzie w zapomnienie, rozmienia się na drobne. Jakość przechodzi w ilość. Na internetowych forach – setki, a czasem tysiące znajomych, z którymi można wymieniać poglądy. W pracy – specjalne wyjazdy i spotkania integracyjne, żeby się lepiej poznać, bo na co dzień nie ma czasu, by to zrobić...
Tylko czy znajoma z Face-booku, gdy zechcesz się jej z rodziną wprosić do domu w porze obiadu, powie: "A ilu was będzie, bo nie wiem, ile wody dolać do zupy?”.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?