MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Na Plazie

Redakcja
Godzina wybiła. Szklane drzwi rozsuwają się na boki, ruchome schody startują do całodziennego biegu, naokoło rozbłyskuje feeria kolorowych lamp i lampek. Zielone strzałki wskazują drogę marszu, czerwone znaki zakazują przejścia, z góry spada śnieżnobiałe światło jarzeniówek, od którego metalowa podłoga schodów aż się skrzy.

Przybywają do świątyni pieniądza pokoleniami, z dziadkami i wnukami

235
Fot. Piotr Kędzierski

Zamiast Krakowa - Plaza, zamiast Rynku Głównego - przeszklone patio z fontanną oblewającą figurę Stańczyka. Zamiast asfaltowych ulic - aleje wyłożone posadzką, zamiast parku z zielenią - park rozrywki pełen automatów do gry, torów do kręgli, stołów bilardowych. Zamiast Dyskusyjnego Klubu Filmowego - dziewięciosalowy multipleks Cinema City i kino trójwymiarowe IMAX, zamiast restauracji - bary super-, mega-, hiper- szybkiej obsługi. Zamiast nieba - przeszklony dach. Zamiast słońca - światło lamp. Zamiast mieszkańców - konsumenci.
   Tą aleją, jak autostradą do merkantylnego nieba, suną pierwsze ludzkie sylwetki. Jedna za drugą wjeżdżają do centrum handlowego Kraków Plaza, otwartego w grudniu urbanpleksu, mikromiasta, świątyni pieniądza i zabawy, gdzie mieszczuch ma spełnić swe najskrytsze konsumpcyjne marzenia. 60 tysięcy metrów kwadratowych powierzchni, docelowo około 140 sklepów, restauracyjek, salonów piękności itp. Szklane drzwi kryją rzeczywistość równoległą, w której życie toczy się paralelnie do tego, jakie obserwujemy na ulicach. I tu, i tam wibiruje zajęte codziennością ludzkie mrowisko. Kraków Plaza - Plaza i Kraków, Kraków i Plaza. Dwa miejsca zespolone szklanym tunelem jak syjamscy bracia po to, by mógł dokonać się

transfer ludzi i pieniędzy.

   Konsumenci najczęściej zjawiają się tu, gdy tydzień dobiega końca. W sobotę, już od godziny 10-11, i pozostają do wieczora, nierzadko do 21, gdy zamyka się sklepy, a czynny do późnej nocy pozostaje tylko park rozrywek. Tłum wraca w niedzielę, zaraz po kościele wsiada w auta lub tramwaje i mknie do nowej świątyni. Jej aleje pustoszeją około godz. 13-14: biedniejsi wracają do domu na tradycyjny niedzielny obiad, bogatsi zasiadają w barach i kafejkach, by zjeść międzyzakupowy lunch.
   Życie w Plazie zwalnia, ludzie rozpoczynają rozmowy, przegladają czasopisma, czytają książki. Obserwowałem młodego mężczyznę, który mimo głośnej muzyki rozlegającej się dokoła, studiował opasły podręcznik, a żona z malutkim dzieckiem na ręku studiowała zawartość niedalekich sklepów. Przychodziła co jakiś czas do męża, zamieniała słówko i odchodziła na dalszy spacer. Sjestę kończy zwykle nadejście godziny 16. Fala najedzonych konsumentów nawraca i kłębi się do chwili zamknięcia sklepów.
   W dni powszednie, gdy ludzi zaprząta zarabianie mamony, w Plazie bywa raczej pustawo, i - jak stwierdził jeden ze sprzedawców - "można sobie poczytać książkę". Ruch ożywia się zwykle po magicznej godzinie 16. - Ludzie przychodzą tutaj falami, kiedy pod centrum podjeżdżają tramwaje - opowiada sprzedawczyni z butiku z odzieżą.
   W Plazie

ruch jest w modzie.

   Od sklepu do sklepu, od witryny do witryny - wszystko płynie. W górę - na pierwsze piętro, na dół - na parter lub do podziemnych garaży. W czasie podróży ktoś czyta gazetę, ktoś kończy hamburgera, jacyś znajomi - O kurczę, cześć! - właśnie się spotkali. Wymieniają grzeczności, uśmiechy i koniec rendez-vous - ruchome schody nieubłaganie jadą. Korzystają z tego dzieci. Wskakują na stopnie, zeskakują, suną na szczyt, przesiadają się na taśmę biegnącą ku parterowi. Bawią się w najlepsze, przepychając między kolanami stłoczonych przechodniów.
   Uważny obserwator wyróżni wśród nich gatunki i podgatunki, typy i podtypy, rzędy i podrzędy. A zatem do rzeczy.
   Gros klienteli stanowią

"dzieciaki".

   To właściwie jeszcze nie klienci w pełnym tego słowa znaczeniu, gdyż młodzieży pieniędzy nie zbywa. Dlatego podstawowym zajęciem "dzieciaków" jest kręcenie się. Grupami krążą po alejach, ze sklepu do sklepu, z miejsca na miejsce. - Przedpołudniami w centrum spotkać można uczniów z plecakami, którzy przyszli na wagary - mówi jedna ze sprzedawczyń.
   Fala młodzieży napływa popołudniem, po szkole. Poznaje smak papierosów, stawia pierwsze kroki w grze w kręgle czy bilard. Czuje się niczym na świetnej imprezie, tak jak czwórka dziewczyn w wieku licealnym, które spotykałem w centrum rozrywki przez trzy kolejne wieczory. Wszystkie wystrzałowo ubrane i uczesane, rozkoszowały się chwilami wolności. Pełne energii wychodziły na parkiet, wracały do stolika, rozmawiały gestykulując. - Plaza jest teraz w modzie - powiedziała mi jedna z krakowskich licealistek. - W towarzystwie dobrze jest się pochwalić bywaniem tutaj, a najlepiej mieć coś z tutejszych sklepów. Panuje opinia, że to eleganckie miejsce.
   - Przyjechałyśmy tutaj pochodzić sobie, pooglądać - mówią Roksana i Małgorzata. - Na większe zakupy nie mamy, niestety, pieniędzy. Jest tu dla nas za drogo. Dlatego kupujemy tylko niezbędne rzeczy - _pokazują torbę z kosmetykami. - Za wielkimi skupiskami ludzi jednak nie przepadamy - dodają.
   - _Przychodzimy tu bardzo często, bo niedaleko mamy szkołę. Spotyka się tu cała nasza klasa. Jest bardzo fajnie
- mówią nastoletnie Aleksandra i Gosia. - Można coś zjeść w McDonald’sie, można sobie posiedzieć. W ogóle jest bardzo fajnie.
   Przy fontannie siedzi trzech chłopców w wieku dojrzewania, którzy znudzeni przyglądają się spode łba przechodniom lub chlapią wodą z fontanny. Podchodzi do nich ankieterka, pyta o coś, raz, drugi. Słyszę skrawki rozmowy: - Bylimy już na Realu, teraz jesteśmy na Plazie. Dziewczyna pyta dalej, lecz chłopcy odpowiadają tylko śmiechem. Nie potrafią złożyć sensownego zdania. Po chwili ankieterka rezygnuje i odchodzi z pustym formularzem. Chłopcy wracają do chlapania się wodą i zazdrosnego wlepiania oczu w przechodzące właśnie tancerki, które co jakiś czas prezentują tańce towarzyskie.

"Zappersi"

uprawiają zapping, czyli przeskakują ze sklepu do sklepu, szybko, jakby zmieniali programy w telewizji. Zaglądają, przeglądają, przepatrują, ale kupują z rzadka. To zwykle średnio zamożni dwudziesto-trzydziestolatkowie. Zadowalają się samym przymierzaniem, pytaniem o rozmiar, kolor i cenę. Mniej radości sprawia to ich partnerom, na przykład dwóm "byczkom" odzianym w skórzane kurtki. Nieszczęśnicy z kwaśnymi minami przesiadywali na korytarzu, czekając aż ich partnerki-"zapperki" skończą oględziny. Oczekiwanie skracali sobie historyjkami pełnymi wyrazów niecenzuralnych, które opowiadali gardłowymi głosami.
   "Zappersi" nierzadko snobują się na wyższą kategorię -

"burżujów".

   Dla nich przymierzanie to jedynie wstępna faza, po której można się oddać prawdziwej rozkoszy kupowania. Posiadanie czegoś z Plazy to teraz szpan. Jeden ze sprzedawców z butiku z odzieżą wyjaśnił: - Kiedyś chodziłem kupować ubrania tylko na Rynek. Teraz idę do supermarketów. Moda się zmieniła.
   "Burżuje" przyjeżdżają nierzadko autami, na shopping, randkę lub spotkać się ze znajomymi. Przykładem Kinga i Ola, które do centrów handlowych wybierają się w nowych ciuchach i butach na wysokich obcasach. W sklepach spędzają czasami dnie, czasami popołudnia, bez pośpiechu przymierzając i przebierając. - Lubimy robić zakupy w takich centrach. Przyjeżdżamy do nich, kiedy mamy chwilę wolnego czasu, w dni powszednie, w weekend. Podoba nam się, że Plaza to także centrum rozrywki - mówią. - Jesteśmy tu nie pierwszy raz.
   "Burżuje" przychodzą też często do kina, przy okazji zwiedzają sklepy. Po projekcji zostają na kawę lub lampkę wina w kafejce czy winiarni. - Nie narzekamy na brak klientów - mówi kierownik kawiarni przy ruchomych schodach. - Tutaj przychodzą dobrzy klienci, nie tacy, co chcą za piątkę dojechać dwie ulice dalej - przyznają stojący przed wejściem taksówkarze.
   Odmienną kategorię tworzą

"konsumenci rodzinni"

- przybywają do świątyni pieniądza pokoleniami, z dziadkami, wnukami, które nie postawiły jeszcze pierwszego kroku, a wypowiedzenie słowa "mama" jest dla nich równie abstrakcyjne, jak istnienie centrum handlowego. Co przezorniejsi każą dzieciom przebierać pantofle, jakby Plaza była drugim domem. Rodziny z wózkami przetaczają się alejami, przysiadają zmęczone, wypełniają kolejkę do McDonald’sa po zestawy dla najmłodszych Happy Meal. Są "happy" - szczęśliwi. - Baaardzo się nam tu podoba - usłyszałem chóralną pochwałę od czteroletniej Moniki i dziesięcioletniej Madzi. - Przyjechałyśmy tu aż z Mielca, by zobaczyć w kinie "Harry’ego Pottera". Jesteśmy w centrum od trzech godzin. Przed nami jeszcze dużo do zwiedzania. Zostaniemy z mamą do wieczora.
   - Przyjeżdżamy tu dwa, trzy razy w tygodniu, gdyż dzieci nasze i brata pokochały tutejszy plac zabaw - _mówią rodzice dwójki maluchów, z których jedno jest jeszcze w wózku. - _Sami byśmy tu jednak chyba nie przyszli. - Mąż idzie z dziećmi do parku rozrywki, ja piję kawę lub przechadzam się po sklepach - wyjaśnia żona.
   Inny typ tworzą

"dostosowani",

starsi ludzie, którzy dopasowali się do nowej mody i dlatego odnajdują się w supermarketowej rzeczywistości.
   - To jest jeden z najładniejszych obiektów rozrywkowych w tej chwili w Krakowie - przekonuje mnie pan po pięćdziesiątce w marynarce. - Wpadliśmy tu po raz pierwszy, na, powiedzmy, rekonesans. Będziemy to miejsce polecać naszym dzieciom. - Lubimy zaglądać do takich dużych centrów. Najczęściej robimy zakupy tam, gdzie można zabrać wnuki, wypić kawę i zjeść torcik - dorzuca elegancko ubrana żona. - To znakomite miejsce na spędzenie weekendu.
   Wstępują do parku rozrywki, oglądają z ciekawością kręgielnie, bilard, cymbergaja. Rzadko jednak decydują się na grę, nie mają odwagi, a może brak im wiary w wygraną?
   Na przeciwnym biegunie znajdują się

"alienaci",

czyli nieprzystosowani, którzy w świecie kolorowych witryn i krętych korytarzy zdążyli się zgubić. Tak jak starsza pani w okularach, która siedziała bezsilnie na jednej z ławek. - Czy mi się tu podoba? Nie podoba. W moim wieku nic już się nie podoba. Jestem tu dlatego, bo przyciągnęły mnie wnuczki - odpowiedziała. Jakiś czas potem spotkałem ją w parku rozrywki, w kafejce internetowej. Z niedowierzaniem przyglądała się, jak dziewczynki surfowały po sieci.
   Obserwowałem też nieszczęście pewnego skromnie ubranego mężczyzny w sile wieku, który z przestrachem w oczach brnął przez tłum kupujących. Nie patrzył na agresywnie kolorowe witryny. Przemknął arteriami szybko, z ulgą zatrzymał się przy końcu centrum. Zainteresował się tylko butikiem opatrzonym wielkim szyldem "wyprzedaż". Nerwowo przyczesał włosy, do środka jednak nie wszedł, ukradkiem obserwując ubrania wystawione na sprzedaż. Wreszcie po raz ostatni rzucił okiem na leżące w koszach tanie ciuchy i pomknął na spotkanie żony z dwójką dzieci.
   "Alienatami" bywają także chorzy psychicznie, którzy przychodzą do centrów handlowych. Kręcą się po nich godzinami, w sobie tylko znanym celu, kierowani niezrozumiałą dla ogółu logiką. Jak mężczyzna w czapce z daszkiem, który po obejściu butików zasiadł z garścią gazet przy stoliku barów szybkiej obsługi, wziął do ręki brudny plastykowy kubek i zaczął uważnie studiować jego przejrzystość.
   Przejrzystość szklanych witryn studiują sprzedawcy z butików. Narzekają, że

w tygodniu ruch jest słaby,

a Plaza niedostatecznie reklamuje się w mass mediach.
   Z tym zarzutem nie zgadza się menedżer marketingu Plazy Magdalena Jękot. - Dzięki kampanii prowadzonej na bieżąco w prasie, radiu i na billboardach, przychodzą do nas w weekendy dziesiątki tysięcy ludzi. Organizujemy interesujące imprezy, które zwłaszcza teraz, gdy zrobiło się cieplej, przyciągają do centrum tłumy gości. Najemcy notują wyższe obroty, a w marcu przybędą nowe marki, takie jak Smyk, United Colors of Benetton, Reserved.
   - Plaza to specyficzne miejsce - wyjaśnia inny handlowiec. - Nie ma tu wielkopowierzchniowego supermarketu, lecz butiki, kino, bary, park rozrywki. Nie przychodzi do nas uboga klientela, nastawiona wyłącznie na promocje.
   Sprzedawcy pragną sprzedawać, lecz w czasie gospodarczej recesji klienci przychodzą, oglądają, wybrzydzają. - Mężczyzna pyta mnie: - Jaka cena tej kurtki? Mówię mu, a on na to: - Dlaczego taka droga? Tłumaczę, że jest firmowa. On: - Niech pan patrzy, tę kurtkę, którą mam na sobie, kupiłem cztery lata temu u Ruskich na bazarze i jest bardzo dobra - wspomina sprzedawca.
   Do tego trzeba kurtki pilnować. Chwila nieuwagi i towar znika. Podobno w weekendy Plazę odwiedzają szajki nowohuckich złodziei.
   - Słyszałem od znajomych, że zmawiają się i grupami próbują coś ukraść - opowiada sprzedawca. - Moja koleżanka widziała, jak młody chłopak chował pod kurtkę trzy pary spodni. Kiedy zorientował się, że go widzimy, udał, że je tylko ogląda. - Czasami wokół parku rozrywki kręci się dziwne towarzystwo - dodaje dziewczyna ze sklepu z ekskluzywną odzieżą. - W parku bywały już potyczki z bramkarzami - dorzuca sprzedawca z niedalekiego sklepu. - Generalnie jest bezpiecznie, ale czasami można spotkać "kwiat młodzieży polskiej" w ubraniu sportowym.
   Kiedy zamykają się butiki, zaczyna się

nocne życie.

   Z parku rozrywki dobiega głośna dyskotekowa muzyka, błyskają światła jupiterów. Ludzie zamiast do centrum, do Rynku Głównego, zaczynają przyjeżdżać do centrum handlowego. - To nowy sposób spędzania czasu - mówi jeden z pracowników parku. - Dziewczyny piją drinki i tańczą, faceci grają "w żołnierzyki". To alternatywa dla zadymionych pubów. - Nie narzekamy na brak klientów - mówią stojący przed wyjściem taksówkarze. - Ludzi jest tu tylu, co w innych lokalach. Do pierwszej w nocy mamy zajęcie.
   Tymczasem korytarze usypiają, światła przygasają, a nad przeszklonym dachem króluje ciemne niebo. Wtedy w kolorowych alejach pojawiają się sprzątający, a także - co zauważyli niektórzy ze sprzedawców - robotnicy uzbrojeni w narzędzia, kombinezony i hełmy. - Nocą Plaza chyba buduje się na nowo - konfidencjonalnie mówi jeden ze sprzedawców. - Pół godziny po zamknięciu przychodzą robotnicy, ustawiają rusztowania do sufitu, coś naprawiają, wymieniają flizy, posadzki, terakoty.
   - Wykazujemy dbałość o czystość, bezpieczeństwo i sprawne funkcjonowanie wszystkich systemów - twierdzi Magdalena Jękot. - Służby porządkowe i techniczne pracują na okrągło, także w nocy. W tej chwili najemcy kończą dekorowanie swoich sklepów i robią to głównie nocą, aby nie zakłócać przyjemności robienia zakupów naszym klientom. Po otwarciu Kraków Plaza dwa miesiące temu, musieliśmy, niestety, wymienić część płytek ceramicznych zdobiących posadzkę, ponieważ nie wytrzymały niskich temperatur.
   Centrum stawiano w wielkim pośpiechu, by zdążyć przed bonanzą handlu - świętami Bożego Narodzenia. Harmonogram był napięty, lecz plan wykonano. Jednak niedługo po oficjalnym otwarciu zdarzył się wypadek. Krata, po której przechodzą ludzie, zapadła się pod idącym po niej mężczyzną. Pechowiec spadł kilka metrów w dół, na betonowy parking. Doznał obrażeń.

\\\*

   Ludzi to nie zatrzymało. Podobno w lecie ma ich być jeszcze więcej. Nad jeziorkiem obok budynku mają powstać kawiarnia, ogródek i plac zabaw. Handlowcy czekają dnia, w którym krakowianie przeprowadzą się do Plazy. - Byłam za granicą i wiem, że ludzie kochają wielkie centra handlowe - mówi z przekonaniem sprzedawczyni damskich torebek.
RafaŁ Stanowski, Matylda Dudek

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski