Kobiety z Zalasu Krystyna Wyrwik, Stanisława Szklarska i Barbara Kosobucka mówią, że dawniej w andrzejki robiło się spasy, czyli żarty Fot. Barbara Ciryt
Barbara Kosobucka z Zalasu przez trzy lata w andrzejkową noc wyjmowała spod poduszki karteczki z imionami chłopaków. - Za pierwszym razem złapałam Stasika, ale wróżba się nie sprawdziła - wspomina kobieta. Drugi raz wyciągnęła Jędrusia z sąsiedztwa, miał poważne zamiary, ale się nie żenił. Na trzeci rok wyjęła karteczkę z imieniem swojego Julka. - To był listopad, a w grudniu, w święta już my ślub brali. A dyć! Na co miałam czekać, żeby mi jaka inna chłopa zabrała - śmieje się pani Basia.
To u niej zebrały się gospodynie wiejskie z Zalasu, poubierały fartuszki z falbankami, kwiaciaste chustki na głowy i wspominały, jak to kiedyś się wróżyło: z balasek, czyli sztachet w płocie, spodeczków pod filiżanki, karteczek pod poduszką, kości rzucanych psu, butów i wosku. Czarowanie zaczynało się w wigilię św. Andrzeja 29 listopada. Nie brakowało zaklęć, przesądów i zabobonów. Każda panna próbowała poznać przyszłość. - Jak kto w wierzył w te wróżby, to się sprawdzały - mówi Baśka Kosobucka.
Do andrzejek dziewczyny przygotowywały się wcześniej. - Przynosiłyśmy wosk z cmentarza. Zaraz po Wszystkich Świętych chodziłyśmy po grobach i zbierałyśmy resztki z wypalonych świeczek - mówi Barbara Kosobucka. - Trzeba było sobie radzić, bo przecież mama nie dała pieniędzy na nową świeczkę - dodaje jej sąsiadka Krystyna Wyrwik.
Inna gospodyni Stanisława Szklarska opowiada jak z koleżankami brały starą blaszaną miednicę z zimną wodą i lały wosk. - Cuda się pokazywały, same kojarzyłyśmy co te figury znaczą - mówi. - Pamiętam jak wyszedł ptak z rozłożonymi skrzydłami to mówiłyśmy, że ktoś z zagranicy przyleci. Jak był kapelusz, to spodziewałyśmy się chłopaka eleganta. Kołyska była dla panny z dzieckiem. Najbardziej upragnione było kółko, bo oznaczało obrączkę, zamążpójście - tłumaczy pani Stasia.
Lanie wosku najlepiej wychodziło przez klucz. - To ważne, przecież przez dziurkę od klucza można podglądnąć co się dzieje za drzwiami, to i przyszłość w ten sposób łatwiej zobaczyć - mówią kobiety.
U Barbary Kosobuckiej w andrzejkową noc zawsze było gwarno, bo w domu były cztery siostry, a każda sprowadzała swoje koleżanki. Do pomocy przy wróżeniu brały mamę. - Musiała być postronna osoba, żeby wyznaczyć kawałek płotu i nadać balaskom imiona - mówi gospodyni. - Potem wybiegałyśmy z chałupy i każda chwytała za jedną balaskę, a mama mówiła, jakie nadała jej imię. Zdarzały się balaski bez imienia, czyli brak chłopaka - pani Basia przypomina wierszyk, który mama gwarą wypowiadała przy tej zabawie: "Płocie, płocie trzynse cie. Św. Andrzeju prosze cie, niech mi na śnie jaki chłopak w dupę trzaśnie".
Krystyna Wyrwik podkreśla, że panna była zadowolona jak chłopak zainteresował się nią i dał jej klapsa.
Było też wróżenie z kości. - Każda dziołcha już wcześniej rychtowała kości i przywlekła z sobą na wróżby. Potem wszystkie na raz rzucały psu. Czyją załapał pierwszą ta miała wyjść za mąż. Mojej bratowej Cecylce to się sprawdziło. Rzucały z koleżanką z sąsiedztwa. Jej kość pies chwycił od razu i w krótkim czasie było wesele - opowiada pani Barbara.
O innych wróżbach z psami opowiada Ludwika Kucharska. - Na Andrzeja dziewczyny wychodziły o północy z domu i nadsłuchiwały. Z której strony pies zaszczekał, z tej miał przyjąć chłopak - mówi. A to czy będzie z bliska, czy z daleka poznawały po myciu się kota. - Jak się mył przy pyszczku - to kawaler z bliska, jak kot sięgał łapą za ucho - to lubego wypatrywały z daleka - tłumaczą panie.
Siostrze Elżbiety Augustynek udała się wróżba z butów. - Z pięć metrów układały z koleżankami te buty, oczywiście lewe, bo od serca - mówi. - Jaśki, mojej siostry, but za próg wyszedł pierwszy, a jej znajomej Małgosi następny. I sprawdziło się. Jaśka miała ślub w lutym, a Małgosia w czerwcu - przypomina pani Ela. Ona ze swoimi koleżankami wróżyła ze spodeczków. - Pod jeden wkładało się obrączkę oznaczającą zamążpójście, pod drugi - mirt na znak staropanieństwa, pod trzeci - różaniec dla tych, co miały pójść do klasztoru, pod czwarty - pieniądze, które wróżyły bogactwo, pod kolejny - chleb niedostatek w domu, zdarzało się też ziarno czyli śmierć - opowiada Elżbieta Augustynek.
W dawnych czasach przy andrzejkowych zabawach nie brakowało opowieści o duchach, marach, strachach. - Jak taka słabość chwyciła człowieka, to nie mógł do domu trafić choć tą drogą całe życie chodził - mówi Ludwika Kucharska. - Byli u nas ludzie, którzy potrafili uroki rzucić, człowiek słabł w jednej chwili. Wtedy kobiety ocierały mu czoło rąbkiem koszuli, a mężczyźni rąbkiem gaci - sama doświadczyła, że to pomaga.
W Zalasiu we wróżby prawie każdy mocno wierzył. Wszystkie czary i mary działały, ale tylko do północy w św. Andrzeja. - Wtedy kończyły się wróżby, tańce, śmiechy, bo ludzie byli pobożni. Jak wybiła dwunasta i zaczął się adwent, wszystkie panny poważniały i spotkanie kończyły modlitwą - mówi pani Ludwika.
Barbara Ciryt
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?