Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najgorzej coś planować

zab
W założeniach działaczy i trenera Pasjonata najbliższe dwa mecze na własnym boisku miałby być kluczem do opuszczenia przez dankowiczan ostatniego miejsca w IV lidze bielskiej i otworzenia sobie drogi do walki o środek tabeli. Niestety, pierwsze starcie zakończyło się porażką podopiecznych Tadeusza Świderskiego z MKS Lędziny 2-3 (1-0). Szkoleniowiec Pasjonata oddał się do dyspozycji zarządu. Działacze rozstali się z nim. Opiekę nad zespołem do końca rundy będzie sprawował Janusz Marzec.

Po porażce z MKS Lędziny, Pasjonat Dankowice ponownie na dnie IV ligi bielskiej

   Było to spotkanie sąsiadów w tabeli. Pasjonat przed tym meczem zajmował przedostatnie miejsce, wyprzedzając właśnie Lędziny. Można powiedzieć, że z tym zespołem dankowiczanom zawsze dobrze się grało. Przecież przed rokiem Pasjonat rozgromił Lędziny 5-0, uświetniając tym samym jubileusze Mariusza Gałgana i Andrzeja Tomali.
   Kibice żyli nadzieją na powtórkę tego scenariusza. Mieli ku temu podstawy. Wszak w barwach "zielonych koniczynek" ponownie wystąpił Wojciech Sadlok, który powrócił z wypożyczenia do III-ligowego Górnika Jastrzębie.
   Jego powrót był widoczny gołym okiem. Od razu druga linia Pasjonata zaczęła wypracowywać sytuacje bramkowe napastnikom. - Musieliśmy jednak uważać na kontry przyjezdnych, które były bardzo groźne - zauważa prezes Pasjonata Andrzej Sadlok. - Nasza defensywa nie stanowiła monolitu.
   Pasjonatowi udało się objąć prowadzenie, a potem było jeszcze sporo okazji do podwyższenia wyniku. - Muszę przyznać, że szczęście tego dnia nie było naszym sprzymierzeńcem - podkreśla sternik dankowickiego klubu. - Nie dość, że przy stanie 1-0 trafialiśmy w słupki, to jeszcze sędzia podyktował przeciwko nam wydumanego wolnego, z którego Lędziny doprowadziły do remisu. Potem jeszcze poprawił karnym "z kapelusza" i nieszczęście było gotowe. Trzeci gol dla przyjezdnych był wynikiem naszego odkrycia się. Wprawdzie złapaliśmy kontakt, wykorzystując karnego, ale został on podyktowany minutę przed końcem, więc było już za późno, by cokolwiek zrobić - dodaje sternik dankowickiego klubu.
   W poniedziałek, na posiedzeniu zarządu, zastanawiano się nad losami pierwszego zespołu. - Coś musimy zrobić, by nie popaść w marazm - mówi prezes Sadlok. - Przyznaję, że członkowie zarządu powoli godzą się z myślą o tym, iż po 11 latach przyjdzie nam się pożegnać z IV ligą. Być może jest ona dla nas zbyt dużym ciężarem do udźwignięcia. Przez wiele lat nadawaliśmy ton tym rozgrywkom. Przecież okoliczne miasta jak: Brzeszcze, Oświęcim, Czechowice-Dziedzice nie mają IV ligi. Gdyby nie Podbeskidzie, nawet Bielsko-Biała miałaby tylko "okręgówkę", a tutaj wieś, Dankowice, jawi się niczym mała wyspa na oceanie - dodaje Andrzej Sadlok.
   Być może dankowiczanom udałoby się powalczyć w tym spotkaniu przynajmniej o punkt, gdyby w ich szeregach wystąpił rutyniarz, Adam Szlachta. Jednak kontuzja wyeliminowała go z gry. - W naszym przypadku okazało się, że najgorzej jest coś planować. W poprzednim sezonie też wyznaczaliśmy sobie różne etapy, które kończyły się fiaskiem. Utrzymaliśmy się dopiero wtedy, kiedy pogodziliśmy się przed spadkiem. Lepiej niczego nie planować, tylko żyć z meczu na mecz - kończy Andrzej Sadlok.
(zab)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski