Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najsmutniejsza data w historii Łyszkowic. Zginęło 28 osób.

ALEKSANDER GĄCIARZ
Sprawa napadu na pociąg w Łyszkowicach długo budziła kontrowersje. Pojawiały się różne opinie na temat tego, kto ją przeprowadził. Wątpliwości powinno rozwiać powyższe oświadczenie Bohdana Thugutta, który stwierdza, że dokonał tego oddział Jerzego Biechońskiego na rozkaz Edmunda Sieńkowskiego. FOT. ALEKSANDER GĄCIARZ
Sprawa napadu na pociąg w Łyszkowicach długo budziła kontrowersje. Pojawiały się różne opinie na temat tego, kto ją przeprowadził. Wątpliwości powinno rozwiać powyższe oświadczenie Bohdana Thugutta, który stwierdza, że dokonał tego oddział Jerzego Biechońskiego na rozkaz Edmunda Sieńkowskiego. FOT. ALEKSANDER GĄCIARZ
Na łące w Łyszkowicach zginęło wówczas 28 młodych mężczyzn. W większości byli mieszkańcami Łyszkowic i sąsiedniej Posądzy.

Sprawa napadu na pociąg w Łyszkowicach długo budziła kontrowersje. Pojawiały się różne opinie na temat tego, kto ją przeprowadził. Wątpliwości powinno rozwiać powyższe oświadczenie Bohdana Thugutta, który stwierdza, że dokonał tego oddział Jerzego Biechońskiego na rozkaz Edmunda Sieńkowskiego. FOT. ALEKSANDER GĄCIARZ

HISTORIA. Żadna z niemieckich zbrodni na tym terenie nie była tak krwawa, jak wydarzenie z 28 stycznia 1944 roku.

Nie walczyli w partyzantce, nie występowali przeciwko władzy hitlerowskiej, ani nie naruszyli okupacyjnego prawa. Ich śmierć była zemstą za partyzancką akcję, przeprowadzoną kilka dni wcześniej.

25 stycznia wieczorem mieszkańcy Łyszkowic usłyszeli kilka wybuchów. Dobiegły od strony biegnących przez wieś torów kolejki wąskotorowej. Okazało się, że oddział partyzancki AK dowodzony przez Jerzego Biechońskiego ("Kłosa"), przy pomocy granatów zatrzymał pociąg, który jechał z Kocmyrzowa w kierunku Proszowic. Wiózł transport niemieckiej wódki, która miała stanowić m. in. zapłatę dla rolników za odstawiane zboże. Po zniszczeniu (a niewykluczone, że częściowo również zabraniu) alkoholu partyzanci odeszli. Pociąg pojechał dalej.

Drugi akt dramatu nastąpił 28 stycznia o świcie. Około dwustu niemieckich żandarmów z Proszowic, Słomnik i Miechowa, przy udziale Ukraińców (Własowców) i polskich policjantów grantowych, otoczyła Łyszkowice i Posądzę. Chodzili od domu do domu, zabierając mężczyzn. Najpierw gromadzili ich w kilku miejscach. Świadkowie wspominali, że mężczyźni oczekiwali, leżąc na ziemi, czasem po kilka godzin. Potem popędzili wszystkich na pole, w sąsiedztwo miejsca, gdzie doszło do zatrzymania pociagu. W sumie przyprowadzili około 100-150 osób. Oprócz miejscowych byli tam Zygmunt Czekaj z Bronowic Małych i Józef Podsiadło z Wierzbna, których Niemcy przyprowadzili ze sobą skutych kajdankami.

Zanim doszło do egzekucji jeden z Niemców zapytał, kto napadł na pociąg. Zaapelował do zgromadzonych, żeby wydali sprawców napadu i partyzantów. Odpowiedzi nie było, bo być nie mogło. Najprawdopodobniej nikt z zatrzymanych nie wiedział wtedy, kto zatrzymał niemiecki pociąg i zniszczył alkohol.

W tej sytuacji Niemcy przystąpili do selekcji. Zwalniali mężczyzn starszych, żonatych i samodzielnych gospodarzy. Zatrzymywali młodych kawalerów. W ten sposób wybrali 40 osób, którym kazali się ustawić czwórkami. W pewnym momencie dowodzący Niemcami oficer zapytał, jaki jest dzień. Był 28 stycznia. Polecił zwolnić pierwsze trzy czwórki. Na miejscu pozostało 28 mężczyzn.

Pierwszej czwórce kazali uciekać. Gdy ci ruszyli, zaczęli do nich strzelać z karabinów maszynowych. Zginęli wszyscy, choć niewiele brakowało, a jeden z nich, Józef Wilk, zdołałby się uratować. Niestety ranny w nogę nie był w stanie dalej uciekać i został dobity strzałem z bliska. Pozostałym Niemcy kazali położyć się na ziemi, z twarzami na dłoniach. Następnie podchodzili i każdemu kolejno strzelali w tył głowy.

Gdy egzekucja została zakonczona, oprawcy wydali rozkaz wykopania dołu, gdzie wrzucono ciała pomordowanych. Dopiero po wojnie większość ofiar spoczęła we wspólnej mogile na cmentarzu w Koniuszy. Kilka osób zostało pochowanych w grobowcach rodzinnych.

proszowicki@dziennik.krakow.pl

WSPOMNIENIE MARIANNY GOŁDYN

ZAWSZE SPOGLĄDAM W TAMTĄ STRONĘ...
Marianna Gołdyn z Klimontowa (rocznik 1922) 28 stycznia 1944 r przebywała w Łyszkowicach. Nie była bezpośrednim świadkiem mordu dokonanego na młodych Polakach, ale znajdowała się bardzo blisko tragedii. Poniżej prezentujemy jej wspomnienia.

W kilku miejscach przekaz odbiega od tego, co na temat zdarzenia mówią źródła historyczne (też zresztą nie zawsze zgodne). Sama rozmówczyni przyznaje, że z wiekiem pamięć coraz bardziej ją zawodzi. Mimo to przytaczamy jej wersję w takiej formie, w jakiej została zapamiętana.

- Byłam wtedy uczennicą szkoły rolniczej (w Łyszkowicach działa szkoła gospodarstwa wiejskiego). My mieszkałyśmy w jednym budynku, a nauczyciele w drugim. W pewnym momencie, w nocy, przybiegł do nas dyrektor. Powiedział, że we wsi są Niemcy. Kazał nam się ubrać i zaścielić łóżka tak, żeby wyglądało, że w szkole nikogo nie ma. Następnie wszyscy poszliśmy ukryć się w pola. Odeszliśmy dość daleko.

Nie widzieliśmy, co się dzieje, ale słyszeliśmy strzały. Nie wiedzieliśmy też wtedy, dlaczego Niemcy wyłapują ludzi. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że to była zemsta za napad partyzantów na pociąg.

Do szkoły wróciłyśmy po kilku godzinach, było już jasno. Spotkaliśmy tam dwóch mężczyzn, którzy ukryli się przed Niemcami. Ja od razu poszłam do pracy przy inspektach, bo uczyłam się ogrodnictwa. I wtedy zobaczyłam Niemca, w długim płaszczu z karabinem. To był jedyny, jakiego widziałam tego dnia.

Dyrektor powiedział, że jak któraś chce, to może iść na miejsce zbrodni. Ja nie poszłam. Nie chciałam na to patrzeć, ale moja koleżanka, nazywała się Wilk, straciła tam brata. Pamiętam, że jak poszła, to do szkoły już nie wróciła. Potem od świadków dowiadywaliśmy się, że Niemcy kazali mężczyznom ustawić się czwórkami. Pierwszej czwórce kazali uciekać i strzelali za nimi. Następnym już kazali się położyć na ziemi i tak ich zastrzelili. Z tych, którzy zginęli, ja osobiście nie znałam nikogo, ale we wsi był po tym zdarzeniu wielki płacz i smutek.

Nigdy nie poszłam na to miejsce, gdzie doszło do zbrodni, ale ile razy jechałam do Krakowa to zawsze spoglądałam w tamtą stronę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski