A nie ma co ukrywać – Platforma poniosła klęskę w Krakowie. Rozumiem, że przegraną z Prawem i Sprawiedliwością w wyborach do Rady Miasta można jeszcze tłumaczyć feralną książeczką, która była kartą do głosowania. Na jej pierwszej stronie byli kandydaci PiS i dostali za to premię w postaci dodatkowych głosów.
Ale czwarty wynik Marty Pateny i poparcie od około 22 tysięcy krakowian to porażka, jakiej PO nie poniosła w Krakowie w żadnych bezpośrednich wyborach prezydenta miasta. A jeśli się weźmie pod uwagę, że w tym samym Krakowie Bogusław Sonik, jeden z 16 kandydatów na liście PO do sejmiku, sam dostał podobne poparcie, to trzeba się zastanawiać, dlaczego partia o tak wielkim potencjale nie potrafiła z własnych struktur wyłonić kogoś, kto zadowoliłby wyborców.
Nie twierdzę, że Bogusław Sonik byłby takim kandydatem, ale za jego brak odpowiadają władze partii.
Tłumaczenie, że tylko Marta Patena odważyła się stanąć w szranki z Jackiem Majchrowskim, nie zmienia fatalnej oceny, jaka należy się krakowskim liderom Platformy.
Bo oni nawet sami nie wierzyli w siłę kandydatki, skoro praktycznie nie prowadziły jej kampanii, pozostawiając ją samą sobie. To zresztą nie pierwszy taki przypadek. I też nikt za to poprzednio również nie odpowiedział.
Potwierdziły się przedwyborcze spekulacje, że kierownictwu PO wcale nie zależy na zwycięstwie w wyborach na prezydenta. Po co? By mieć kłopot? Łatwiej siedzieć w ławach radnych i albo uzyskać coś od prezydenta i tym się chwalić, albo go krytykować za błędy. A rzeczywiste rządzenie może pokazać, że krakowska PO jest do tego niezdolna.
Kiedy pytam krakowskich i małopolskich działaczy Platformy, kiedy spadnie głowa ich szefa, czyli Grzegorza Lipca, słyszę, że ktoś musi dać sygnał do ataku. Na razie nie ma takiego odważnego, a sam przewodniczący PO w Krakowie i Małopolsce, który w kampanii kreował się na lidera, a uzyskał gorszy wynik niż zamykający listę PO syn posła Jerzego Fedorowicza, uważa, że jego partia odniosła sukces.
Chodzi oczywiście o wybory do sejmiku, bo koalicji PO-PSL udało się utrzymać władzę, mimo zwycięstwa PiS. Ale tak naprawdę zdecydował o tym przypadek (nie boję się tego określenia) i poprawa wyników ludowców. Bo do tej pory PO miała 17 radnych, teraz ma 14, o 3 mniej.
Jeśli ktoś jest zwycięzcą tych wyborów, to PSL, które nawet w mateczniku PiS, czyli na Sądecczyźnie zabrało partii Jarosława Kaczyńskiego. Przed wyborami PO uznałaby taki wynik za cud, a PiS – za absurdalne wymysły.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?