Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie doczekał sądu pracy. Jest już przed sądem ostatecznym

Alicja Fałek
Kazimierz Drabik do końca życia walczył o przywrócenie orzeczonej cztery lata wcześniej niepełnosprawności w stopniu znacznym, która podniosłaby mu rentę o 207 złotych
Kazimierz Drabik do końca życia walczył o przywrócenie orzeczonej cztery lata wcześniej niepełnosprawności w stopniu znacznym, która podniosłaby mu rentę o 207 złotych Fot. Archiwum
Kasinka Mała. Kazimierz Drabik do końca życia zmagał się z "przeklętą machiną" urzędniczą w walce o swoją godność. KRUS przywrócił mu pełną rentę, jednak to nie wystarczyło. Chciał udowodnić, że lekarze orzecznicy się mylili. Nie doczekał końca procesu ani słowa "Przepraszam"

Po 14 latach ciężkiej walki z cukrzycą umęczone ciało Kazimierza Drabika poddało się chorobie. Dwa dni przed rozprawą sądową, która miała doprowadzić do przywrócenia mu znacznego stopnia niepełnosprawności, zmarł w limanowskim szpitalu.

- W poniedziałek miał stanąć przed sądem okręgowym, a stanął przed ostatecznym - mówi Tadeusz Filipiak, burmistrz Mszany Dolnej, a także kuzyn zmarłego Kazimierza Drabika.

Pacjent wyzdrowiał?

Zmagania mieszkańca Kasinki Małej najpierw z powiatowym, a później wojewódzkim zespołem do spraw orzekania o niepełnosprawności opisywaliśmy kilkakrotnie. Kazimierz Drabik całe życie ciężko pracował. Najpierw na budowach, potem na roli. Cukrzyca uniemożliwiła mu pracę.

Choroba była bezlitosna. Cztery lata temu stracił prawą nogę. Lekarz nakazał amputację, a lekarze orzecznicy przyznali mu wtedy znaczny stopień niepełnosprawności na cztery lata. Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego wypłacała mu rentę - 900 zł miesięcznie. W tej kwocie było zawarte świadczenie pielęgnacyjne, które przysługuje osobom ze znacznym stopniem niepełnosprawności.

W ciągu czterech lat choroba znacznie postąpiła. Lekarz prowadzący Drabika, nie chciał straszyć pacjenta, ale kilkakrotnie mówił mu, że raczej nie uda się uratować drugiej nogi, która zamieniła się w ropiejącą ranę. Samodzielne poruszanie stało się niemożliwe. Przy pomocy bliskich nie był w stanie wejść po schodach na piętro skromnego domu. Zamieszkał więc na parterze. Potem musiał usiąść na wózku inwalidzkim, bo nie był w stanie ustać na jedynej nodze dłużej niż trzy minuty.

Tuż przed wakacjami został ponownie wezwany przed komisję. Ku jego i jego bliskich zdziwieniu lekarze orzecznicy z Limanowej stwierdzili, że jego stan się poprawił. Przyznali mu orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu umiarkowanym. Tym samym odebrali prawo do 207 zł dodatku pielęgnacyjnego. Odtąd co miesiąc otrzymywał niecałe 700 zł.

- To absurd. Przecież prawa noga mi nie odrosła, a lewa jest ropiejącą raną - mówił nam w sierpniu Kazimierz Drabik. - Mój stan zdrowia się pogarsza. Sam nie jestem w stanie się poruszać, a co dopiero pracować.

Odwołanie do Krakowa

Z decyzją limanowskich orzeczników nie mógł się pogodzić, więc odwołał się do Krakowa. Był przekonany, że tamtejsza komisja przywróci mu utraconą część renty.

- Nie sądzę, żeby była równie bezduszna jak ta z Limanowej - mówił wprost Kazimierz Drabik. - Na pewno przejrzy dokumentację. Pewnie też mnie dokładnie zbada, a nie załatwi sprawy w dziesięć minut, byle tylko odhaczyć kolejnego natrętnego petenta.

Do Wojewódzkiego Zespołu do spraw Orzekania o Niepełnosprawności musiał dostarczyć wyniki dodatkowych badań, m.in. echo serca i EKG. Wykonał je prywatnie, bo na refundowane musiałby czekać trzy miesiące. Żeby za nie zapłacić, pożyczył pieniądze.

- Krakowscy medycy badali mnie długo i byłem przekonany, że ich decyzja będzie inna, niż tych z Limanowej - opowiadał nam mieszkaniec Kasinki Małej. - Kiedy dostałem orzeczenie o stopniu niepełnosprawności, byłem rozczarowany. Utrzymano decyzję o obniżeniu mi renty.

Lekarze z Krakowa stwierdzili jedynie, że choremu przysługuje prawo do korzystania z karty parkingowej dla inwalidów. A to dlatego, że jego aktualny stan zdrowia znacznie ogranicza mu możliwość samodzielnego poruszania się.

Przyznali również, że pan Kazimierz jest niezdolny do jakiejkolwiek pracy, a w codziennym życiu wymaga wsparcia innych.

Nie przestawał walczyć

Rodzinie Drabików lekko nie było. Żona pana Kazimierza żyje z niewysokiej renty. Dwóch synów jeszcze się uczy, a trzeci pracuje i pomaga, na ile może

- Do tej pory te 207 zł, które mi obcięli, przeznaczałem na lekarstwa i dojazdy do lekarzy - podkreślał w rozmowie z naszym reporterem mieszkaniec Kasinki Wielkiej. - Czuję się zagubiony. Nie mam siły walczyć z tą przeklętą machiną. Jedyne co mogę zrobić, to iść do sądu - mówił. To była jedyna droga, żeby zmienić postanowienie lekarzy orzeczników, jednak bez pomocy prawnej, w sądzie pracy ciężko byłoby wygrać.

Poproszony przez nas o komentarz sądecki radca prawny Dominik Bońkowski zaproponował, że za darmo pomoże Kazimierzowi Drabikowi. Przygotował odwołanie do sądu. Pomógł napisać pismo do Rzecznika Praw Obywatelskich. Miał reprezentować Kazimierza Drabika podczas rozprawy, której termin wyznaczono na poniedziałek 17 listopada.

Nie chciał amputacji

Ostatnie dni życia Kazimierza Drabika były prawdziwą drogą przez mękę. Poruszał się jedynie na wózku inwalidzkim. Z domu wychodził rzadko. Potrzebował ciągłego wsparcia najbliższych.

Decyzja limanowskiego zespołu, podtrzymana w Krakowie i przygotowania do walki w sądzie kompletnie załamały schorowanego człowieka.

- Czuł się fatalnie. Jego stan się pogarszał z godziny na godzinę - opowiada jego kuzyn Tadeusz Filipiak. - W nocy z piątku na sobotę było już tak źle, że karetka zabrała go do limanowskiego szpitala- opowiadał.

Lekarz zalecił amputację ropiejącej nogi. Kazimierz Drabik jednak się na to nie zgodził.

Cały czas miał nadzieję na jej uratowanie. Kilka godzin później zmarł. We wtorek odbył się jego pogrzeb.

Współpraca Paweł Szeliga

Miał szansę wygrać

Dominik Bońkowski, radca prawny z Nowego Sącza, który miał w sądzie reprezentować Kazimierza Drabika:

- Nikt nie spodziewał się, że pan Kazimierz nie doczeka rozprawy. Informację o jego śmierci przyjąłem z niedowierzaniem i wielkim smutkiem. Jeszcze dwa tygodnie temu rozmawiałem z nim. Wtedy to dowiedziałem się, że KRUS zdecydował się wyrównać panu Drabikowi rentę do poprzedniego poziomu, nie czekając na postanowienie sądu. Czuł się usatysfakcjonowany, ale mimo to chciał iść do sądu. To już nie chodziło o pieniądze,ale o potwierdzenie, że oba zespoły do spraw orzekania o niepełnosprawności w jego przypadku się myliły. Chciał też, by jego historia pokazała innym, którzy znaleźli się w podobnym położeniu, że trzeba walczyć o swoje. Myślę, że mieliśmy naprawdę sporą szansę wykazać w sądzie, że panu Kazimierzowi powinno zostać przyznane orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu znacznym. Jestem pewien, że wygralibyśmy.

(ALF)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski