MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Nie jestem trendy..."

Redakcja
Na najbliższą środę, 14 bm. zapowiedziano wręcznie Nagrody im. Witolda Wojtkiewicza - jednej z dwóch w Polsce przyznawanych artystom przez artystów. Witold Wojtkiewicz patronuje nagrodzie krakowskiego Okręgu ZPAP i tej kolejną edycję będziemy mieli w połowie przyszłego tygodnia. Nagroda zostanie wręczona w galerii ZPAP Pryzmat, w zwyczajowej oprawie wystawy laureata. Laureatem wręczanej w środę Nagrody im. Wojtkiewicza za rok 2006 jest Stanisław Rodziński, malarz, pedagog, autor kilku książek o sztuce i artystach, publicysta zaszczycający niekiedy i nasze łamy. To właśnie u nas wyznał przed paru laty prawdomównie: "Nie jestem trendy...".

Laureat Nagrody im. Wojtkiewicza

Jako pedagog przeszedł wszystkie szczeble nauczycielskiego wtajemniczenia. Od szkoły podstawowej, gdzie zaraz po dyplomie (w roku 1963, w krakowskiej ASP, oczywiście, u prof. Emila Krchy) objął posadę nauczyciela rysunków (a może to już było wychowanie plastyczne?), poprzez liceum ogólnokształce, Liceum Plastyczne, gdzie - kochany przez uczniów - otrzymał serdeczne miano "Robaczek", po tytuł profesora ASP. Godność rektora krakowskiej Akademii sprawowana przez dwie kadencje to już raczej wyraz zaufania społeczności akademickiej i sprawdzian organizacyjny.
Z początkiem lat siedemdziesiątych był już docentem i pracował w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych we Wrocławiu.
Stanowczo "trendy" to on nie był, ale jakoś studenci go polubili, a nawet - całkiem niemodnie - szanowali. I tak już zostało, w Krakowie też; po paru latach bowiem powrócił na macierzystą uczelnię.
Był, jest i zapewne będzie pedagogiem mającym pewność, że studia to dla studenta czas spotkań z malowaniem, rysowaniem, doświadczaniem patrzenia, interpretowania, poszukiwania formy i koloru. To jest poza i ponad doraźnością mód i trendów. Po to wybiera się wydział malarstwa w szkole stopnia akademickiego.
Ceniony pedagog jest przede wszystkim malarzem. Większość tych, którzy obecnie oglądają wystawy Stanisława Rodzińskiego - nieprzesadnie częste, nieodmiennie dostrzegalne - rozpoznają "jego" kolor, niekiedy ostro, ale zawsze trafnie zestawiany, światło idące gdzieś z głębi obrazu, skrót nieujmujący malarskiego bogactwa.
Starsi (taki już przywilej metrykalny) pamiętają wczesne obrazy niemal monochromatyczne. Odległość pomiędzy nimi wyznacza długą (to już czterdzieści parę lat, wielki Boże, kiedy to minęło?), z odwagą równą pokorze, z wątpliwościami, ale przecież bardzo konsekwentnie przemierzaną drogę malarza. "Im dłużej maluję, tym bardziej malowanie staje się dla mnie czymś w rodzaju zapisywania kart pamiętnika"...
Krajobrazy, martwe natury, znakomite obrazy sakralne... "Pełen jestem wątpliwości, maluję z coraz większym trudem. Wokół zgiełk świata i najnowszej sztuki nieraz nudnej i efekciarskiej, ale też często zadziwiająco wnikliwej i żarliwej. Trzeba więc zapisywać nadal swój pamiętnik. Na przekór czasom. Do końca" - napisał w ubiegłym roku.
To istotna obietnica.
JOLANTA ANTECKA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski