Krzysztof Kawa: KAWA NA ŁAWĘ
No bo jest Barcelona i Espanyol plus jeszcze dwa kluby w hiszpańskiej Segunda Division, ale reszta? Szkoda gadać. Jak tu stworzyć zawodową ligę, która byłaby w stanie generować dochody na tyle przyzwoite, by utrzymać wielkość Blaugrany?
Xavier Trias, burmistrz katalońskiej stolicy, uspokajał przed wyborami do regionalnego parlamentu: Barca nie zginie! Bo po odłączeniu autonomii pozostanie w lidze hiszpańskiej, albo trafi do francuskiej – na wzór AS Monaco.
Greps tyle efektowny, co chybiony. Monaco występuje we Francji, bo w miniaturowym księstwie nie sposób stworzyć rozgrywek z udziałem miejscowych drużyn. Podobnie jest w Andorze, której kluby korzystają z gościnności piłkarskiej federacji Hiszpanii. Katalonia to inny kaliber – chciałaby zostać poważanym krajem, członkiem UE i UEFA z reprezentacją walczącą o mistrzostwo świata i Europy, a jednocześnie swoją największą Dumę zachować dzięki tym, z którymi jej nie po drodze... Cóż za hipokryzja.
Zasadne byłoby w tym miejscu spojrzenie z drugiej strony – czy przyjmowanie Barcelony do La Ligi leżałoby w interesie Hiszpanii? Można się zgodzić, że rywalizacja z Barcą jest interesem dla Realu Madryt, ale czy takim samym dla wszystkich pozostałych klubów? Wątpię, wszak Barcelona, po pierwsze, zabiera im ogromne przychody z praw telewizyjnych (które można by podzielić bardziej równomiernie, wzmacniając całą ligę), po drugie, mistrzowskie tytuły, po trzecie wreszcie miejsce w Lidze Mistrzów.
Nie wierzcie populistom, Katalonia bez Hiszpanii byłaby po prostu słabsza. Politycznie, gospodarczo, a także sportowo.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?